Joanna Bogucka: Łatwe zwycięstwo PP w Hiszpanii. Teraz będzie już tylko trudniej
W niedzielę 20N (20 listopada) Hiszpanie wybierali polityków, którzy staną przed zadaniem nie do pozazdroszczenia. Przyszłe władze czeka nierówna walka z kryzysem gospodarczym, konieczność zatrzymania lawinowo rosnącej liczby bezrobotnych, która w niedługim czasie przekroczy zapewne psychologiczną barierę pięciu milionów oraz olbrzymiego zadłużenia kraju, a także uspokojenie nastrojów społecznych. To czas na zmiany, odważne, ale przemyślane decyzje i możliwość przejścia do historii. Jednak, aby to osiągnąć potrzebne będą niepopularne decyzje, najlepiej podejmowane za aprobatą społeczeństwa, o którą będzie zapewne ciężko, gdyż Hiszpanie jak na razie koncentrują się na protestach przeciwko wszelkiego rodzaju cięciom. Mariano Rajoy, po ośmiu latach spędzonych w opozycyjnych ławach, marzył zapewne o bardziej sprzyjającym momencie do przejęcia władzy.
Kryzys przynosi zmiany
To była noc rekordów w Hiszpanii. Partia Ludowa (PP) osiągnęła najlepszy wynik w swojej historii oraz zdobyła absolutną większość w parlamencie, którą daje im 186 mandatów, o 32 więcej niż
w poprzedniej kadencji. Jej lider Mariano Rajoy pobił tym samym osiągnięcie swojego poprzednika Jose Marii Aznara, który w wyborach z 2000 roku zdobył „tylko” 183 mandaty. Co więcej PP rządzić będzie w 11 z 17 regionów autonomicznych.
Hiszpańska Socjalistyczna Partia Robotnicza (PSOE) również pobiła rekord. Straciła aż 59 miejsc w Kongresie, co oznacza, że około 4 milionów wyborców socjalistów z 2008 roku zdecydowało się oddać swój głos na inną partię. Można wyciągnąć z tego wniosek, że socjaliści stracili prawie tyle głosów, ilu bezrobotnych jest w Hiszpanii. Doprowadziło to do najgorszego wyniku PSOE od 1977 roku. Część dotychczasowych wyborców PSOE poparła Zjednoczoną Lewicę (Izquierda Unida), która przekonała do siebie ponad 700 tys. nowych wyborców oraz nacjonalistyczną lewicę pod sztandarem Amaiuru, która dzięki temu powróciła do Parlamentu po wielu latach nieobecności.
W nadchodzącej kadencji parlamentarnej PP będzie rządziło nie tylko z olbrzymią przewagą, ale także na tle rozdrobnionej i zróżnicowanej opozycji.
Jaki jest pana plan, señor Rajoy?
PP z Mariano Rajoyem na czele wygrała wybory nie składając wielkich obietnic ani nie przedstawiając szczegółowego planu wyjścia z najcięższego od lat kryzysu. Większość Hiszpanów zdecydowała się głosować przeciwko PSOE Luisa Rodrigueza Zapatero demonstrując tym samym brak zaufania wobec partii, która ich zdaniem doprowadziła kraj na skraj przepaści i postanowiła dać szansę dotychczasowej opozycji, aby ta pokazała, jakie są jej pomysły na wyjście z kryzysu. Po ogłoszeniu wyników wyborów Rajoy stwierdził, że „cudów nie będzie, nie obiecywaliśmy ich” oraz, że „nikt nie powinien czuć żadnych obaw, i że nie będzie więcej wrogów ponad kryzys i bezrobocie”. Wielu komentatorów zastanawia się jednak, jaka będzie ta kadencja, jaki jest plan PP, który ma uzdrowić sytuację gospodarczą w kraju i czy Rajoy będzie dobrym przywódcą na tak trudne czasy.
Kampania wyborcza wydaje się być przyjemnością w porównaniu z sytuacją, z którą będzie musiał się zmierzyć Mariano Rajoy. Pora, aby nowy premier wyszedł z oparów dwuznaczności, ujawnił swoje plany oraz skład gabinetu, a przede wszystkim wskazał najważniejszego obecnie ministra – ministra finansów. Brak konkretów, z którym mamy obecnie do czynienia, nie przeszkodził PP w zdobyciu władzy, ale jest to zasługa PSOE, która zwyczajnie nie mogła wygrać tych wyborów, ani nawet zagrozić swojemu największemu rywalowi. Rajoy wygrał wybory bazując na mobilizacji własnego elektoratu, przy jednoczesnym utrzymywaniu marazmu wśród wyborców PSOE. O ile była to dobra strategia kampanijna, o tyle nie można jej przenieść na warunki powyborcze. Kryzys gospodarczy, który tak podkopał pozycję PSOE jako partii rządzącej, szybko może przynieść podobne skutki PP, gdyż wszelkie reformy nie obędą się bez wyrzeczeń ze strony społeczeństwa, a Hiszpanie jak do tej pory nie wykazują zbyt wielkich chęci do kolejnych poświęceń. Nie słyną oni również z wielkiego zapału do słuchania rad z zewnątrz, co biorąc pod uwagę stanowczy ton Paryża i Berlina, może stanowić kolejny punkt zapalny. W pakiecie razem z większością parlamentarną PP otrzymało również swobodę działania i realizowania swoich planów i nie tylko Hiszpanie powinni trzymać kciuki, żeby były to przemyślane i skuteczne rozwiązania.
Rynki finansowe nie zareagowały w widoczny sposób na wyniki wyborów, jednak nie jest to nic zaskakującego biorąc pod uwagę fakt, że wszystkie sondaże z ostatnich miesięcy prognozowały zwycięstwo PP, a jedynym pytaniem było, czy partia Rajoya zdobędzie absolutną większość. Ibex (hiszpański indeks giełdowy) cały czas notuje spadki, a koszt CDS, czyli instrumentów finansowych zabezpieczających przed ryzykiem bankructwa dłużnika, wzrósł po wyborach do 460 punktów bazowych i nadal rośnie.
Oczywiście pojawiają się głosy, że Zapatero zrobił wszystko, co było w jego mocy, że kryzys nie rozpoczął się w Hiszpanii, ale ma wymiar międzynarodowy i że gdyby do tej pory rządziła PP, to sytuacja wyglądałaby znacznie gorzej. Jednak teraz, gdy w stronę Hiszpanii i Włoch rzucane są zaniepokojone spojrzenia, Zapatero i Rajoy powinni wydać wspólny komunikat, jak zamierzają współdziałać zanim nowa ekipa całkowicie przejmie władzę, gdyż już nikt nie może sobie pozwolić na wielotygodniowe przejmowanie obowiązków. Właściwie we wszystkich powyborczych komentarzach pojawia się apel do nowych władz, aby jak najszybciej przystąpiły do działania i nie marnowały jakże cennego czasu.
Socjologiczny wymiar wyborów 20N
Frekwencja w wyborach osiągnęła 71,69 proc., co jest nieco słabszym wynikiem od tego sprzed czterech lat. Nie odnotowano za to znaczącego wzrostu głosów nieważnych lub pustych, które mogłyby zostać potraktowane jako sprzeciw ze strony „oburzonych”, gdyż Ruch 15-M nie poparł
w wyborach żadnej z partii. Najwyższą frekwencję odnotowano w Kraju Basków, najniższą natomiast w Melilli.
Wybory te przyniosły również największy „przepływ” wyborców w historii demokratycznej Hiszpanii. Kryzys sprawił, że niektórzy rozczarowani wyborcy PSOE nie mieli skrupułów przed głosowaniem na PP, co do tej pory nie było zbyt powszechnym zjawiskiem. Zwolennicy socjalistów zazwyczaj woleli wstrzymać się od głosu, niż popierać inne partie, a teraz ponad pół miliona socjalistów zagłosowało na PP. Odpływ wyborców PSOE i umocnienie się pozycji małych partii pokazuje również, że Hiszpanie odrzucają dotychczasowy sposób uprawiania polityki, który kojarzy im się z kolesiostwem, nadużywaniem władzy, czy niewystarczającym skupianiu się na kwestiach społecznych. Czy jednak ta zmiana pozwoli Hiszpanii znów odetchnąć pełną piersią?