Kamil Smogorzewski: Partnerstwo - poziom: Wschód
Charakterystyka stosunków pomiędzy Ukrainą a Rosją i mnogość jej części składowych, istniejących głównie w ostatnim dziesięcioleciu, nie da się zamknąć w choćby najobszerniejszym elaboracie. „Strategiczne partnerstwo” Kijowa i Moskwy, określone w 1995 roku przyjmowało różne formy, choć z punktu widzenia każdego geo-obszaru wydaje się, że to Ukraina stała się strategicznym punktem w neoimperialnej polityce Władimira Putina. Wszystkie sfery funkcjonowania obu państw silnie na siebie oddziaływają i, a jest to teza warta wielokrotnego podkreślania, regulowane są nie tylko przez ośrodki decyzyjne w Kijowie i na Kremlu, ale również w Brukseli, Waszyngtonie, a coraz częściej także w Pekinie. Co więc tak naprawdę determinuje dzisiejszą rzeczywistość ukraińsko-rosyjskiego partnerstwa?
Przeświadczenie Moskwy o teoretycznie nieograniczonej możliwości wpływu na Kijów istnieje z różnym nasileniem do dzisiaj, nawet pomimo poważnego włączenia się do gry Unii Europejskiej. Źródeł zmian intensywności współpracy pomiędzy państwami upatrywać możemy w dużym stopniu na Ukrainie. W pierwszych latach niepodległości Kijów skutecznie utrzymywał linię bezpardonowych prób potwierdzenia własnej niezależności. Pomimo zasadnych trudności w nawiązaniu poprawnych relacji z Rosją wynikających z silnej współzależności w najważniejszych obszarach funkcjonowania państwa jako spuściźnie po ZSRR, ukraińska ekipa rządząca zdawała sobie sprawę, że największe korzyści w sferze ekonomicznej przyniesie jej możliwie jak największa izolacja gospodarcza. Z dzisiejszej perspektywy „rozdzielenie” ekonomiczno-polityczne Ukrainy i Rosji tamtych lat może służyć za jeden z tematów bezpłatnych szkoleń dla wysokich rangą przedstawicieli Unii Europejskiej, np. – „Rozpad UE: z kim negocjować wygranie przetargu przed jego otwarciem?” lub „Od urzędnika do miliardera. Ćwiczenia praktyczne”. Wracając, przy zachowaniu dawnych, dobrych relacji z rosyjskimi oligarchami nic nie stało na przeszkodzie budowania gigantycznych fortun konkretnych klanów. Nie miało to oczywiście zasadniczego przełożenia na wzrost zamożności Ukraińców, a także na poprawę kondycji państwa, a Ukraina pozostawała w orbicie silnych wpływów rosyjskich.
Wielkie, niespełnione nadzieje
Przełomowe w podejściu ukraińskich możnowładców okazało się nowe tysiąclecie i nieoczekiwany, ponad sześcioprocentowy wzrost gospodarczy w 2000 roku. Dodatkowo trwająca w dalszym ciągu wielka prywatyzacja przyciągnęła kolejnych rosyjskich gigantów branży chemicznej i przemysłu ciężkiego, dzięki czemu wskaźnik produkcji krajowej poszybował w górę. Skłoniło to grupy oligarchiczne do spojrzenia na Rosję z nieco innej perspektywy. Zauważyli oni bowiem, że bez wsparcia Zachodu, ich majątki nie zubożeją, bez kooperacji gospodarczej z Kremlem – owszem. Izolacjonizm przestał być w cenie.
Kolejną kwestią, było powtórne zaprzysiężenie Łeonida Kuczmy na prezydenta i wybór Wiktora Juszczenki na stanowisko premiera. Zapowiadana „zachodnia” standaryzacja życia politycznego i ekonomicznego w efekcie przyniosła ze sobą rosyjski „kaganek oświaty”. Dość wspomnieć o powielaniu mechanizmów życia politycznego, ściślej mówiąc – kreowaniu polityki prezydenta przez konkretne grupy oligarchiczne i analogicznie, sile wpływu prezydenta na wyżej wspomniane. Choć sytuacja socjalna kraju uległa poprawie (o ile za poprawne funkcjonowanie systemów państwowych uznać można wypłacane na czas wynagrodzeń, emerytur i rent), coraz mocniej rysujący się prorosyjski kierunek wzbudzał coraz większy niepokój. Trzeba w tym momencie podkreślić, że po objęciu fotelu prezydenta FR przez Putina, Rosja diametralnie zmieniła podejście do władz w Kijowie. Uznała jej suwerenność za nieodwracalną, a pod płaszczem „równorzędnego partnera” mogła w dalszym ciągu realizować swoje interesy, choć już bez nacisków ze strony społeczności międzynarodowej.
Widma roku 2004: bezpieczeństwo
Wydarzenia na Majdanie Niezałeżnosti z 2004 roku, oprócz namacalnej zmiany światopoglądowej obywateli Ukrainy, wywołały również szereg komplikacji w relacjach z Rosją. Dotyczy to również relacji z Zachodem, głównie Unią Europejską, poprzez celowane zabiegi moskiewskie. Najważniejszym z nich było wstrzymanie rozmów pomiędzy Ukrainą a NATO w sprawie przystąpienia do Sojuszu. Pomimo dość dobrej współpracy, przejawiającej się choćby wspólnymi manewrami wojskowymi, zgodnie z postanowieniami z 26 sierpnia 2009 roku Ukraina została oficjalnie wyłączona z europejskiej i euroatlantyckiej strefy bezpieczeństwa. W praktyce oznacza to, że w razie konfliktu zbrojnego, żadne państwo zrzeszone w NATO nie wyśle swoich wojsk na jej terytorium.
Pikanterii obecnej sytuacji Ukrainy dodaje fakt, że w trakcie pierwszej prezydentury Baracka Obamy, USA i Rosja stały się głównymi sojusznikami w walce z międzynarodowym terroryzmem. Choć przez sprawę Snowdena, a także wcześniejsze afery wykreowane, bądź uchwycone przez Rosję, relacje z Waszyngtonem uległy znacznemu pogorszeniu, to amerykańska chęć niesienia „bezinteresownej” pomocy Ukrainie zmalała od lat dziewięćdziesiątych (z tendencją skokową w trakcie trwania „pomarańczowej rewolucji”) niemalże do zera. Nawet jeśli określilibyśmy tę chęć oczywistym interesem.
Sednem sprawy staje się przygotowanie Ukraińskiej armii, która nie ma fizycznych (psychologicznych w dużym stopniu również) możliwości do obrony terytorium kraju w razie zaostrzenia relacji z Rosją. Kyryl Savin z Fundacji im. Heinricha Bolla pokusił się o stwierdzenie, że nawet przy wystarczających środkach finansowych, ukraińska armia w ciągu czterech lat nie osiągnęłaby porównywalnego poziomu nowoczesności jak kraje europejskie. Oczywiście w interesie Rosji nie leży otwarty konflikt zbrojny, jednak wojna ideologiczna na tym polu trwa już od 2004 roku. Z kolei wojna rosyjsko-gruzińska udowodniła, że Kreml na obszarze byłego ZSRR jest nie tylko w teorii bezkarny. Udowodniła też Ukrainie, że pomimo swojego buforowego statusu każdy punkt zapalny może okazać się tragiczny w skutkach. Nie wolno zapominać, że na Krymie, na terytorium suwerennego państwa ukraińskiego, do 2047 roku będzie stacjonować bez najmniejszych przeszkód rosyjska Flota Czarnomorska.
Widma roku 2004: gospodarka
Juszczenko wespół z Tymoszenko wykreowali podczas „pomarańczowej rewolucji” silne pozory prozachodnich strategicznych interesów Ukrainy. Podnosząc do rangi wiekopomnych chwil wydarzenia z 2004 roku nie należy zapominać o dwóch najważniejszych kwestiach. Po pierwsze, na Ukrainie nie zaistniała żadna rewolucja (słowo to można wziąć w cudzysłów mówiąc o zmianach w kwestiach światopoglądowych samych Ukraińców). Doszło jedynie do wymiany i tak wcześniej doskonale znanych społeczeństwu ludzi na czele najwyższych państwowych urzędów. Po drugie, „pomarańczowi”, tak samo jak „niebiescy” byli, są i będą oligarchami – przedsiębiorcami dążącymi do maksymalizacji zysków swoich holdingów, co idealnie udowodniła Julia Tymoszenko przy okazji umowy gazowej podpisanej z Rosją. Sprawa niekorzystnych dla Ukrainy warunków dostaw gazu zaprezentowała jednak ważniejszy problem. Nadzieja społeczeństwa Ukrainy Zachodniej (granice te jakby bardzo powoli zacierały się z upływem lat, na Euromajdanie w Kijowie obecni są obywatele z każdej części kraju, nie mówiąc o majdanach w poszczególnych wschodnich miastach) okazała się wielką rosyjską mistyfikacją.
Nierównomierność partnerstwa ukraińsko-rosyjskiego widoczna jest szczególnie w kwestiach energetycznych, a potwierdzona została w trakcie dwóch „wojen gazowych”. Dyskutować można nad związkiem wydarzeń „pomarańczowej rewolucji” z „zakręcaniem kurków” przez Putina, aczkolwiek jasnym jest, że złożyło się na to zdecydowanie więcej czynników, z szukaniem przez Ukrainę tzw. „trzeciej drogi” włącznie. Rosyjska koncepcja polityki zagranicznej tworząca unikalną kombinację „smart power” (szerzej: UE kontra Rosja, czyli kto jest bardziej smart) nie daje Ukrainie zbyt wielu instrumentów wpływu, chociażby na cenę rosyjskiego gazu. Pierwszy gazowy konflikt w latach 2005-2006 zwiększył ją o blisko 50 proc., z 50 dol. do 95 dol., co już wtedy było sprawą bez precedensu. Z kolei drugą bombę gazową Kreml zdetonował w 2009 roku, podnosząc cenę gazu do 227-228 dol., trzecia, ostateczna spadła w samo centrum Kijowa rok później i przyniosła 400 dol. za metr sześcienny gazu ziemnego.
Rosja w swoim sprycie rodem z bajki o lisku chytrusku nie ogranicza się do argumentu zwanego surowce energetyczne. Wraz z początkiem 2012 roku rosyjscy eksperci uznali ukraińskie sery za niepełnowartościowe. Zakazano więc importu od producentów, których towary stanowiły ponad 70 proc. całego eksportu sera do Rosji. Na tym nie koniec. W lipcu 2013 roku, Moskwa wstrzymała import produktów czekoladowego giganta Ukrainy, czyli firmy Roshen, której właścicielem jest Petro Poroszenko, znany z proeuropejskich poglądów. Choć niezależne ekspertyzy Białorusi, Mołdawii i Kirgistanu nie wykazały nieprawidłowości, towary w dalszym ciągu zalegają w ukraińskich magazynach.
Kulminacją rosyjskiej realizacji równego partnerstwa z Ukrainą jest sierpień 2013 roku i uznanie wszystkich ukraińskich towarów jako niezaufane. Zwiększyła się liczba kontroli celnych i obowiązkowych punktów do sprawdzenia. W rzeczywistości sprawdzanych było blisko 100 proc. towarów eksportowanych z Ukrainy. Wytworzyło to w naturalny sposób gigantyczne kolejki przy granicy i sparaliżowało wymianę handlową. Jak podaje prof. Tadeusz Marczak, w wyniku blokady ukraińskiego eksportu strata Kijowa może wynieść około 2,5 mld dol. Jest to jedynie pół miliarda mniej, niż wynosiła pierwsza transza rosyjskiego kredytu stabilizacyjnego dla Ukrainy po fiasku negocjacji z Unią Europejską w Wilnie. Stałe zadłużanie Kijowa, którego źródło nieprzerwanie znajduje się na Kremlu zdaje się chować w brukselskich i strasburskich piwnicach. Inne powody krótkowzroczności Unii są jeszcze banalniejsze.
Przyjaźń ciągle kwitnie, czyli…
… o potencjalnej przyszłości relacji ukraińsko-rosyjskich (złośliwsi określają je zawsze mianem rosyjsko-ukraińskich).
Szerząca się na Zachodzie chęć ukamienowania Wiktora Janukowycza będąca wyrokiem w sprawie obrania rosyjskiego kierunku tuż przed wielkim świętem wileńskim w listopadzie 2013 roku przyprawia, i powinna, wielu racjonalnych analityków stosunków międzynarodowych o silne skurcze jelitowe. Janukowycz sprzedał Ukrainę. Ukraina to już 47. obwód FR. Euromajdan jest więc w świetle powyższego hołdem dla wielkiej i silnej zjednoczonej Europy. Otóż nie jest.
O ile niepodważalną prawdą jest bunt przeciw obecności Rosji w jakimkolwiek aspekcie życia państwa ukraińskiego, o tyle nie oznacza on obligatoryjnie potrzeby dołączenia do Unii Europejskiej. Z wypowiedzi samych Ukraińców wynika, że adaptacja zachodnich standardów (poprawnie funkcjonujących mechanizmów cywilizacyjnych, ideologicznych i polityczno-gospodarczych) musi nastąpić jak najszybciej, by myśleć o choćby zbliżeniu się do poziomu życia obywateli Europy Zachodniej. To tak naprawdę wyraz, z jednej strony – bezsilności w potyczkach z Rosją, z drugiej rozczarowania ofertą Brukseli, z trzeciej natomiast zmęczenia tak władzą, jak i opozycją. Ukraina chce być równoprawnym państwem europejskim, lecz niekoniecznie w modelu unijnym. Z polskiego punktu widzenia, po blisko dziesięciu latach w UE, ta retoryka powinna być rozumiana doskonale.
Kierunek w jakim podążą relacje UE-RU zależeć będzie w dużym stopniu od sposobu zakończenia demonstracji na Majdanie. Dlaczego sposobu? Ponieważ pewnym jest, że sam nie zniknie. Zgromadzeni tam ludzie nie rozejdą się w spokoju do swoich domów. To jest czas na zmiany, nie na rezygnację. Zgodnie z opinią wielu mediów, w przypadku użycia armii przez administrację rządową, Janukowycz pogrzebie szanse na jakiekolwiek rozmowy z UE. Użycie jej symbolizowałoby poddanie się woli Kremla.
Byłoby w tym sporo prawdy gdyby nie fakt, że w przyszłym roku na Ukrainie odbędą się wybory prezydenckie. Dojście do władzy tak Arsenija Jaceniuka z Batkwiszczyny (por. „prozachodniość” Julii Tymoszenko), jak i Petra Poroszenki czy Witalija Kłyczko (niemalże zerowe doświadczenie polityczne) nie musi oznaczać jednoznacznego wyboru, w tym wypadku Unii Europejskiej. Co więcej, z gospodarczego punktu widzenia, przy zachowaniu dzisiejszego sposobu rozmów prezentowanego przez UE, jest to irracjonalne. Moment pacyfikacji Euromajdanu rozstrzygnie jaki tak naprawdę wpływ na dzisiejsze wydarzenia ma Rosja i jakie przyniesie to konsekwencje dla relacji dwustronnych.
Źródła:
Bajor Piotr, Ukraina – Rosja: chroniczny kryzys „strategicznego partnerstwa”, http://liberte.pl/ukraina-rosja-chroniczny-kryzys-strategicznego-partnerstwa/, 28.09.2008.
Marczak Tadeusz, Wojna handlowa między Ukrainą a Rosją, http://www.naszdziennik.pl/mysl/51760,wojna-handlowa-miedzy-ukraina-a-rosja.html, 23.08.2013.
Minin Sergii, Wojna ekonomiczna między Ukrainą a Rosją, http://pressja.wsiz.pl/wojna-ekonomiczna-miedzy-ukraina-rosja/, 04.02.2014.
Olszański Tadeusz, Ukraina wobec Rosji: stosunki dwustronne i ich uwarunkowania, https://attachment.fbsbx.com/messaging_attachment.php?aid=f534ddd36207df70b6d41db6c4e9dd67&mid=mid.1392028402049%3A137b22b76792b5e540&uid=100000419271724&accid=100000419271724&ext=1392075855&hash=AQAHelJX6-SiHlNBSt2qz1piz-M3wUODVYXS--YHUINmCg, 08.02.2014.
Rosja utrudnia eksport towarów ukraińskich, http://www.euractiv.pl/rozszerzenie/artykul/rosja-utrudnia-eksport-towarow-ukraiskich-004935, 16.08.2013.
Роспотребнадзор ввел запрет на ввоз украинского сыра, http://lenta.ru/news/2012/02/07/stop/, 07.02.2012.