Marek Tobolewski: Mołdawia przed wyborami
Czy Mołdawia będzie kolejnym po Serbii, Gruzji i Ukrainie państwem, w którym przy okazji wyborów dojdzie do "demokratycznej rewolucji"? Wiele wskazuje na to, że ten scenariusz ziści się tylko częściowo. "Rewolucja" pewnie będzie, bo opozycja już się szykuje do masowych protestów. Problem może być jednak z jej demokratyczną legitymizacją, prawdopodobnie bowiem braknie jej poparcia większości społeczeństwa. Ale takiego braknie też z pewnością rządzącym w Mołdawii komunistom.
Mołdawia wbita między Rumunię i Ukrainę wydaje się zapomnianą prowincją Europy. Długa na jakieś 300 i szeroka na 100 km liczy zaledwie 4,5 miliona mieszkańców, a PKB liczony na jednego mieszkańca czyni z niej najuboższy kraj na całym kontynencie. Burzliwa historia tego państwa uczyniła z niego istny tygiel kulturowy i polityczny. Dziś 65 proc. populacji stanowią Mołdawianie mówiący dialektem języka rumuńskiego, ponadto po ok. 14 proc. liczą mniejszości rosyjska i ukraińska, prawie 4 proc. to Gagauzi - lud pochodzenia tureckiego, w większości wyznający prawosławie. Wschodnią część kraju zajmuje tzw. Republika Naddniestrzańska, separatystyczny twór wspierany przez Rosję, którego niepodległości nigdy nie uznał żaden kraj na świecie.
Wyborcza licytacja
Wybory w Mołdawii zaplanowano na 6 marca. Faworytami będą w nich komuniści (PCRM), rządzący krajem od 2001 r. Według sondaży mogą liczyć na około 35 proc. poparcia, co da im niemal połowę miejsc w parlamencie. Do miana ich głównego przeciwnika aspiruje Blok "Demokratyczna Mołdawia" (BMD), na który głosować zamierza 14 proc. wyborców.
W połowie stycznia oba ugrupowania zaprezentowały swoje programy wyborcze. Komuniści obiecują stworzenie 300 tys. nowych miejsc pracy, trzykrotny wzrost wynagrodzeń do 2009 r. (do równowartości 300 USD) oraz podwyżki emerytur. Demokraci mówią "tylko" o 100 tys. nowych posad, średnich pensjach w granicach 250-300 USD i stypendiach dla studentów (ok. 50 USD). Deklarowanej przez obie strony rozbudowie socjalu towarzyszy licytacja w obietnicach obniżek podatków dochodowych. Różne są natomiast priorytety w kierunkach polityki zagranicznej obu formacji. Komuniści stawiają przede wszystkim na UE, ale chcą "balansować" ją dobrą polityką wobec Rosji. Demokraci dążą do Unii, pragnąc jednocześnie "strategicznej współpracy" z USA, które już teraz hojnie ich wspierają.
Konflikt między PCRM i BMD jest nie tyle starciem programowym, ile propagandowym. Komuniści podkreślają poprawiające się w ostatnich latach wskaźniki gospodarcze i kokietują mniejszość rosyjską i ukraińską. Demokraci skarżą się na stronniczość publicznych mediów i nadużywanie przez władze w kampanii wyborczej. Pierwsi korzystają z pomocy usłużnych sobie dziennikarzy, drudzy - z zagranicznych specjalistów od public relations. Konflikt między obiema stronami ma też wyraźne podłoże personalne - liderem komunistów jest prezydent państwa Władimir Woronin, demokratom przewodzi Serafin Urechean, burmistrz Kiszyniowa, stolicy kraju.
Rewolucja w 15 dni?
Sami demokraci nie mają żadnych szans na pokonanie PCRM, tym bardziej, że w ostatnich miesiącach deklarowane dla nich poparcie ciągle spada. Jednak w przeciwieństwie do komunistów może im być znacznie łatwiej pozyskać sojuszników. Spośród partii opozycji realne szanse na sforsowanie wysokich progów wyborczych mają jeszcze dwie: chadecy (PPCD) i socjaldemokraci (SDPM).
Pierwsi reprezentują konsekwentną prawicę narodową. Od lat sugerują połączenie Mołdawii z Rumunią, głoszą też hasła antyrosyjskie. Jeszcze pół roku temu nikt nie dawał im nawet 6-7 proc., teraz w sondażach zrównali się z demokratami, czasem nawet ich wyprzedzają. Centrowa SDPM może liczyć na 8 proc. głosów, głównie wśród wielkomiejskiej inteligencji i zwolenników budowy w Mołdawii społeczeństwa obywatelskiego. Przy takim poparciu dla opozycji teoretycznie możliwe byłoby stworzenie przez nią większości w nowym parlamencie. Wszystkie trzy partie - BMD, PPCD i SDPM - mogą w nim mieć łącznie 51-52 mandatów (na 101).
A jednak współpraca opozycji idzie jak po grudzie. Podkopują ją sprzeczne interesy i wewnętrzne animozje. Jedynym, co tak naprawdę łączy, jest sprzeciw wobec ekipy Woronina - być może jest w tym pewna zasługa Amerykanów, którzy od dawna wzywają do budowy wspólnego bloku antykomunistycznego. Ta taktyka przyniosła ostatnio pewien skutek - dzięki decyzji urzędników Urecheana, opozycja zyskała wyłączne prawo do organizowania demonstracji na centralnym placu Kiszyniowa w dniach 7-22 marca. Najwyraźniej zapatrzeni w Ukrainę liderzy BMD, PPCD i SDPM liczą, że zjednoczy ich protest przeciw przewidywanym oszustwom wyborczym władz.
Komuniści nie ustępują
To wszystko może być jednak mało, bowiem pozycja CPRM nie wynika tylko z nieczystych metod walki politycznej, lecz także autentycznego poparcia dużej części społeczeństwa. W 2001 r. nieudolność poprzednich rządów i skłócenie opozycji dało tak wyraźną przewagę partii komunistycznej (blisko 50 proc. głosów, ok. 70 proc. mandatów i możliwość wybrania Woronina na prezydenta kraju), że sama robila wrażenie przestraszonej swoim zwycięstwem. Mołdawia stała się wówczas jedynym państwem w Europie, w którym władzę samodzielnie sprawują komuniści. Prawdziwy popłoch wzbudzali na Zachodzie, bo do wyborów szli pod hasłami pachnącymi powrotem Związku Radzieckiego: wprowadzenie rosyjskiego jako drugiego oficjalnego języka (sam Woronin nie mówi po rumuńsku!), wstąpienie do Związku Rosji i Białorusi, rekolektywizacja rolnictwa...
Po objęciu władzy komuniści powoli zmieniają kurs, choć wciąż bardzo im daleko do standardów oczekiwanych przez Zachód. Swój program oficjalnie opierają na marksizmie-leninizmie, urządzają też rocznicowe uroczystości ku czci Lenina. Ze szczególną krytyką spotkały się podjęte przez nich zamiary delegalizacji opozycji, która na początku 2002 r. protestowała przeciw próbom wprowadzenia obowiązkowej nauki rosyjskiego do szkół. Ale od tamtego czasu radzą sobie coraz lepiej: otwierają się na Europę i ostrożnie odchodzą od Moskwy. Zachowują spore wpływy nie tylko na prowincji i wśród ludzi starszych. Po decyzji na temat głównego placu stolicy przed kiszyniowskim ratuszem demonstrowało kilkuset członków i sympatyków komunistycznej młodzieżówki - mieli czerwone wstążki, gwiazdy EU na czerwonym tle, portrety Che i transparenty wymierzone przeciw opozycji.
Zdaniem Vladimira Socora, konserwatywnego analityka amerykańskiego, Mołdawii nie grozi powtórka "Pomarańczowej Rewolucji" znanej z Ukrainy. - Tu wybory są czyste i zgodne z demokratycznymi standardami - powiedział na konferencji prasowej w Kiszyniowie. Jego zdaniem komuniści powinni się zreformować na modłę zachodnich socjaldemokracji i dążyć do powołania koalicyjnego rządu proeuropejskiego. A nie jest to nierealne, z uwagi na waśnie wśród opozycji i historyczne związki jej części z CPRM.
Redakcja PSZ.PL otrzymała tekst "Mołdawia przed wyborami" od autora. Nieco skrócona wersja tej publikacji ukazała się w miesięczniku społeczno-politycznym "Nowy Robotnik"; nr 13 (17), 15 lutego - 16 marca 2005.
Powyższy tekst jest wyrazem poglądów autora.
Redakcja PSZ.PL nie ponosi odpowiedzialności za publikowany materiał.