Martyna Bildziukiewicz: Europejski słoń w składzie syryjskiej porcelany
- Martyna Biłdziukiewicz
Działania ONZ i Ligi Państw Arabskich mające przyczynić się do zakończenia konfliktu w Syrii nie przynoszą efektu. Czy działalność Unii Europejskiej ma tu jakikolwiek sens? Dotychczasowe próby oddziaływania Organizacji Narodów Zjednoczonych na reżim prezydenta Baszara al-Assada zakończyły się fiaskiem – od marca 2011 r. w konflikcie między władzami a opozycją zginęło około 5,4 tys. osób. Być może rezolucja Rady Bezpieczeństwa, wzywająca Assada do zaprzestania przemocy i przeprowadzenia wolnych wyborów pod obserwacją Ligi Państw Arabskich (LPA), uczyniłaby jakąś różnicę. Jednak sprzeciwiły się jej Chiny i Rosja, zatem niemoc ONZ w kwestii syryjskiej jest już oficjalna. Dodatkowo pokazuje ją przegłosowana 16 lutego rezolucja Zgromadzenia Ogólnego, którą poparła zdecydowana większość członków ONZ (jedenaście państw głosowało przeciwko niej, w tym Iran, Chiny i Rosja). Oparta o plan LPA, wzywa ona Assada do ustąpienia, objęcia funkcji przez obecnego wiceprezydenta, Farouka al-Sharaa i stworzenia rządu jedności narodowej. Te słuszne skądinąd postulaty nie mają jednak żadnej mocy sprawczej, a jedynie symboliczny wymiar.
Władze Syrii i jej sojusznicy sprzeciwiają się propozycji LPA. Premier Rosji, Władimir Putin, w wypowiedzi dla agencji ITARR-TASS porównał dotychczasowe działania organizacji międzynarodowych do ruchu słonia w składzie porcelany. Rosja próbuje forsować własne rozwiązanie - proponuje kombinację reform i negocjacji z dotychczasowym reżimem, jednak bez odwoływania go. Temu planowi sprzeciwia się opozycja syryjska, żądająca niezwłocznej zmiany władzy jako pierwszego warunku reform.
Sprawa syryjska – sprawa europejska
Państwa Zachodu mówią jednym głosem, że najbardziej aktywnymi aktorami na rzecz zakończenia konfliktu powinny być państwa arabskie. Jaka zatem – i czy w ogóle jakaś - jest tu rola UE?
Relacje między Syrią a Unią Europejską reguluje porozumienie o współpracy z 1977 r. Syria jest też członkiem Unii Śródziemnomorskiej. Obecnie na agendzie UE znajduje się większa presja ekonomiczna na reżim Assada. Nowe sankcje mają go odizolować od międzynarodowego środowiska i w rezultacie zakończyć konflikt między władzą a obywatelami. Ministrowie spraw zagranicznych UE spotkają się 27 lutego, by postanowić o nowym wymiarze sankcji. Dotychczasowe restrykcje, uzgodnione w ubiegłym roku, obejmowały m.in. zamrożenie funduszy wybranych instytucji i osób powiązanych z represjami, embargo na broń i pochodne materiały, a także na sprzęt mogący służyć represjom, zakaz importu syryjskiej ropy i produktów ropopochodnych, embargo na kluczowy sprzęt i technologie dla przemysłu naftowego i gazowego. Ponadto, w maju 2011 r. Rada ds. Ogólnych zawiesiła programy współpracy między UE a Syrią w ramach Europejskiej Polityki Sąsiedztwa. Zaniechano także dalszych negocjacji porozumienia o stowarzyszeniu.
Jak widać, lista już jest długa; według informacji EU Observer, nowe sankcje mogą objąć zakaz importu fosforanów z Syrii, lotów handlowych między Syrią a krajami UE oraz zakaz prowadzenia transakcji finansowych z syryjskim bankiem centralnym. Szczególnie dotkliwy może być ten pierwszy obszar – rynek UE stanowi około 40 proc. całego eksportu fosfatów syryjskich. Nie możemy jednak z całą pewnością stwierdzić, że sankcje te zostaną wprowadzone – dotknęłyby one całe syryjskie społeczeństwo, co stoi w sprzeczności z ich założeniem.
„Cel sankcji ma charakter wyrażenia politycznej i moralnej dezaprobaty wobec tego, co ma miejsce w Syrii już od dłuższego czasu“, powiedział w rozmowie z PSZ dr Rafał Ożarowski z Instytutu Politologii Uniwersytetu Gdańskiego. „UE chce w ten sposób pokazać światu, że przywódcy reżimu syryjskiego są niemile widziani w państwach, gdzie prawa człowieka są przestrzegane“. Cel jest z pewnością słuszny – ale czy skuteczny? Dopóki państwa tak potężne, jak Rosja i Chiny, będą wspierać syryjskie władze – a będą, ze względu na swoje strategiczne interesy i naturalny opór wobec polityki państw zachodnich – dopóty wszelkie sankcje gospodarcze ze strony Europy będą praktycznie niewidzialne i niewiele znaczące.
Interwencja militarna
UE próbuje też wywierać wpływ polityczny na reżim Assada - 24 lutego w Tunezji ma odbyć się pierwsze spotkanie grupy „Przyjaciele Syrii“ (Friends of Syria). W jej skład wchodzą niektóre państwa arabskie i państwa członkowskie UE. Grupa ma omówić pomysły na pokojowy transfer władzy w Syrii. W tego typu „miękkich” działaniach Unia Europejska nie ma sobie równych – dotychczas jednak wszelkie wymiany dobrych praktyk, konferencje i debaty na temat sytuacji w Syrii nie pokazały żadnych konkretnych, realnych pomysłów.
Konkretna idea wyszła natomiast od Ligi Państw Arabskich, która wysunęła propozycję wysłania do Syrii misji pokojowej ONZ. Prawdopodobieństwo wdrożenia tego pomysłu jest, niestety, znikome – każde państwo przyjmujące musi zgodzić się na obecność sił pokojowych na swoim terenie. Assad oponuje przeciw wszelkim działaniom kwestionującym jego władzę, zatem jego zgoda przeczyłaby dotychczasowej strategii. Abstrahując jednak od wykonalności, warto zastanowić się, czy rola UE w takiej operacji jest możliwa? Skoro jej presja ekonomiczna ma znikome znaczenie – może na niwie militarnej udałoby się odnieść większy sukces? Wola polityczna już jest. Co prawda Catherine Ashton, Wysoki Przedstawiciel UE do Spraw Zagranicznych i Polityki Bezpieczeństwa, oficjalnie wyklucza możliwość „uzbrajania buntowników“, jak wyraził to jej rzecznik. Najbardziej wpływowe państwa UE wykluczają też bezpośrednie zaangażowanie w działania militarne lub paramilitarne. Możliwe jest jednak wsparcie logistyczne i finansowe operacji pokojowej, a także misja cywilno-humanitarna, czyli obszar, na którym UE świetnie sobie radzi.
Drzwiami czy oknem?
Na niwie europejskiej udało się zrobić to, co na forum ONZ zakończyło się fiaskiem -uzgodnić jednolite stanowisko wobec reżimu Assada. Daje to pole do dalszych działań, ale niestety, niewiele zmieni. UE nie ma dużej siły przebicia na arenie międzynarodowej w kwestiach takich, jak syryjska, i dobrze o tym wie – stąd wsparcie inicjatywy Ligi Państw Arabskich i postrzeganie jej jako głównej siły mogącej przynieść kres wojnie domowej.
Główną funkcją dotychczasowych działań UE jest uspokajanie sumień jej państw członkowskich – próbuje przeciwdziałać brutalnemu tłumieniu działań opozycji i śmierci cywili w nierównej walce z potężnym reżimem. Jednak, jak podkreśla dr Ożarowski, działania te nie zmienią radykalnie polityki reżimu syryjskiego, bowiem sfera stosunków Syrii z UE to jedynie wycinek polityki międzynarodowej. Najwyraźniej jest to swego rodzaju taktyka – nie możemy zrobić wiele, ale to nie znaczy, że nie możemy zrobić nic. Unii brakuje spojrzenia na swoją politykę zagraniczną z punktu widzenia całościowej efektywności – a nie jedynie możliwości politycznego wpływu, sukcesu i opłacalności. Natomiast uznanie należy się Catherine Ashton za wyraźne określenie, że Assad nie jest i być nie może partnerem do rozmów. Taka bezkompromisowość w polityce międzynarodowej (szczególnie wykonywanej przez UE) jest rzadkością.
Każda władza ma swój kres – lecz czy Europa powinna na niego czekać czy raczej go przyspieszyć? Być może UE mogłaby przynajmniej do pewnego stopnia wyręczyć ONZ, sparaliżowany sojuszem syryjsko-chińsko-rosyjskim? Na pewno, choćby z przyczyn logistyczno-finansowych, nie mogłaby przeprowadzić znaczącej misji wojskowej. Jednak przy użyciu znacznych cywilnych środków, wpływów politycznych i działań oddolnych, poprzez organizacje pozarządowe (stypendia, szkolenia i inne wsparcie) – może osiągnąć znacznie więcej.