Michał Mielniczuk: Europa studenckich protestów
Przez największe miasta Anglii i Włoch przetoczyły się gwałtowne fale protestów żaków. Niezadowoleni z pomysłów reformy szkolnictwa, wyszli na ulice, by głośno wyrazić swój sprzeciw.
Izba Gmin parlamentu brytyjskiego przyjęła kontrowersyjną ustawę. Jej zapisy doprowadziły do fermentu w spokojnym zazwyczaj środowisku studentów. Wedle paragrafów ustawy, brytyjski student uczący się na uczelni wyższej w Anglii będzie płacił nawet 3 razy więcej niż dotychczas począwszy od roku akademickiego 2012/13. Stoi to w kontraście do osób uczących się na tym samym poziomie edukacji w Walii, których czesne za studia ma pozostać na tym samym poziomie. Co więcej, wieść o podniesieniu opłat za studia zbiegła się czasowo z decyzją brytyjskiego parlamentu o udzieleniu pomocy, w wysokości 3 mld funtów pożyczki, tonącej Irlandii. Na nic zdała się tutaj specjalna ustawa, która ograniczyła tę pomoc tylko do Irlandii.
Studentów oburzyła na to wszystko wypowiedź wicepremiera Nicka Clegga, który miał powiedzieć porównując ich do marzących dzieci, niezwracających uwagi na otaczającą ich rzeczywistość. Żacy wyszli na ulice Londynu, a do ich protestów przyłączyli się też uczniowie szkół średnich ponieważ to ich owe zmiany dotkną. W kilkudniowych demonstracjach, które przetoczyły się przez kraj wzięły udział tysiące studentów. Protesty osiągnęły swoje apogeum w dzień głosowaniu nad ustawą o czesnym, wzięło w nich udział ponad 40 tysięcy osób. Nie obyło się bez strat materialnych. Kilkunastu zamaskowanych demonstrantów wdarło się poprzez rozbite wcześniej szyby do budynku partii konserwatywnej, z którego musieli być wyprowadzani siłą przez policję. W czasie starć ze służbami porządkowymi do szpitali trafiło kilkunastu demonstrantów, a także policjantów. Podobne wydarzenia miały miejsce we Włoszech. Przez kraj przelała się fala manifestacji studentów, niezadowolonych z pomysłu reformy edukacji.
Reforma ta przewiduje gruntowną reorganizację pracy wszystkich uczelni, redukcję liczby kierunków studiów, zmianę zasad przyjmowania pracowników naukowych. Były one podobne do tych w Wielkiej Brytanii. W dniu głosowania nad projektem ustawy, 30 listopada, budynek Izby Deputowanych, w którym miało do niego dojść, został obrzucony petardami i jajkami. Rzymscy studenci zablokowali ruch w centrum miasta. Protesty te przelały się przez cały kraj. W Mediolanie żacy zablokowali metro, w Wenecji blokowali tory kolejowe. Jednocześnie kontynuowano okupację 50 gmachów uczelni w całym kraju. Państwo socjalne trzeszczy już od fundamentów i nie jest w stanie sfinansować tylu programów co dotychczas, kryzys jasno dał do zrozumienia, że niemożliwym jest utrzymywanie drogich uczelni, a przy tym staranie się dotrzymywać kroku najlepszym szkołom wyższym na świecie, które są prywatne. Błędem jednak jest zaczynanie cięć wydatków od grup społecznych, które do najbogatszych nienależną. Nakładanie na studentów jakichkolwiek dodatkowych wydatków zawsze musi być dogłębnie przemyślane i najlepiej rozłożone w jak najdłuższym czasie, by ci ludzie, nie wkraczali w dorosłe życie już z wielkim długiem. Dwukrotne czy trzy krotne zwiększenie opłat za studia nie jest rozsądnym posunięciem i nie jest żadnym ratunkiem dla dziurawego budżetu. Podobnie ma się sytuacja z jakąkolwiek ingerencją w autonomiczne byty, jakimi są uczelnie wyższe, bez uprzedniego wysłuchania choćby samych zainteresowanych.
To w jaki sposób zostali potraktowani studenci, można porównać wręcz do traktowania kobiet, gdy te nie miały prawa głosu. O ich losie dywagują i głosują ludzie, którzy niewiele mają z nimi wspólnego i którzy ich zdania nie biorą pod uwagę. Podwyższenie opłat za studia, bez jednoczesnego zabezpieczenia w formie stypendiów dla najzdolniejszych i to w sposób podobny, jak to działa w Stanach Zjednoczonych, nie doprowadzi do tego, że uczelnie angielskie dogonią swoje amerykańskie odpowiedniki, ale niechybnie prowadzi do podcinania skrzydeł młodym zdolnym ludziom, które na studia wyższe stać po prostu nie będzie. Uważam, że posunięcie to, jak i niefortunna wypowiedź pana Clegg`a odbije się czkawką politykom, którzy w złym miejscu poszukują oszczędności. Godząc w interes studentów i młodych ludzi, którzy mają stanowić przyszłość narodu, podcinają gałąź na której wszyscy siedzą. Zamieszki wywołane tym pomysłem, choć niepotrzebnie zbyt agresywne, dowodzą, że młodzi ludzie, potrafią bronić swoich interesów i nie będą bezczynnie przyglądać się, jak ich marzenia są rujnowane przez grupę ludzi, która swoje studia skończyła na koszt państwa.