Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Unia Europejska Michał Opolski: Podzieleni

Michał Opolski: Podzieleni


05 marzec 2008
A A A

Bez względu na to gdzie dziś mieszkają, wszyscy oni zgodnie twierdzą, że decyzja o wyjeździe lub pozostaniu w Polsce była jedną z trudniejszych jakie przyszło im dotąd w życiu podjąć. Długo się zastanawiali, ale w końcu musieli wybrać.

Wystarczy kilka kliknięć komputerową myszką, żeby odwiedzić bijący obecnie rekordy popularności internetowy portal nasza-klasa. Doprawdy trudno dziś o lepsze źródło informacji o losach naszych długo niewidzianych kolegów, jak właśnie ten serwis. Tak więc nań zajrzałem i dowiedziałem się, jak wielu moich dawnych kompanów ze szkolnej ławy i podwórka przebywa obecnie za granicą. Nietrudno się domyślić, że większość z nich „zakotwiczyła” na Wyspach Brytyjskich, choć znalazłem także i bardziej egzotyczne miejsca. Ale bez obaw – namierzyłem i takich, którzy zostali nad Wisłą.

Złapałem więc za telefon i w pierwszej kolejności obdzwoniłem większość znanych mi emigrantów. Z innymi znajomymi spotkałem się w Polsce, by w miłej, przyjacielskiej atmosferze namówić ich na kilka szczerych zwierzeń. Bez względu na to gdzie dziś mieszkają, wszyscy oni zgodnie twierdzą, że decyzja o wyjeździe lub pozostaniu w Polsce była jedną z trudniejszych jakie przyszło im dotąd w życiu podjąć. Długo się zastanawiali, ale w końcu musieli wybrać.           

Trzy dychy na karku a my wciąż bez konkretnego pomysłu na życie. Zwykła, szara egzystencja z dnia na dzień. Może czas w końcu zastanowić się co dalej? Średnia polska pensyjka i kredyt mieszkaniowy z ratami do końca życia, czy może parę lat w Anglii i jakiś mały biznes po powrocie do kraju?" –   wspominają swoje dylematy Jurek i Anna, szczęśliwi rodzice dziesięciomiesięcznej Małgosi, którzy koniec końców zdecydowali się pozostać w Polsce.           

Inaczej postanowili: Marysia, Wojtek, Paweł i Łukasz mieszkający na Wyspach Brytyjskich. Od początku swego dorosłego życia, w rodzinnym kraju nie widzieli dla siebie żadnych perspektyw, toteż swojej jedynej szansy upatrywali w pobycie za granicą. Irlandia, Anglia i Szkocja –  to na te kraje padł ich wybór. Jak przyznają - w pełni świadomy i poddany racjonalnej analizie. Są na emigracji od miesięcy a nawet jak w przypadku Marysi i Wojtka kilka lat. O takich jak oni rodzimi internauci piszą zazwyczaj w podobnym tonie.           

W Polsce nie osiągnęli nic, dlatego myją gary w Anglii i podcierają angielskie tyłki. Od kiedy ci nieudacznicy stąd wyjechali żyje się tu całkiem nieźle. Przede wszystkim chamstwa w dresach już nie ma i aż miło wyjść na ulicę. Robota jest i to dużo lepsza, nawet po kilka kawałków za miesiąc. Ja zarabiam ponad trzy tysiące i nie zamierzam stąd wyjeżdżać. Co tu więcej chcieć? Żyć, nie umierać. A wy tam siedźcie i poniżajcie się za te kilka funtów. Nigdy tu nie wracajcie. Nie ma tu dla was już miejsca!” – napisał jakiś czas temu „życzliwy” forumowicz.

{mospagebreak}       

Przebywający na emigracji nie pozostają dłużni i równie wymownie ripostują.

Wolę tu zasuwać, ale przynajmniej wiem za co. Nikt się tu nie poniża, za to upokarzani byliśmy w Polsce odbierając co miesiąc żenujące wypłaty. Chyba się domyślasz gdzie mam taki kraj, który najpierw zapewnia mi edukację a potem nie jest w stanie zaproponować mi godziwej pracy. Od mojego wyjazdu nic się tam nie zmieniło. A ten wasz polski entuzjazm właśnie widziałem ostatnio na urlopie. Rozpromienione, radosne oblicza rodaków zarabiających fortunę. Już na twarzach macie wypisany ten dobrobyt. Każdy ma minę jakby chciał ci dać w mordę. Kłopoty, zmartwienia i wegetacja od pierwszego do pierwszego. To na co dzień, a na święta telewizor na raty i  zakupy na kredyt w drogim sklepie. A potem to już standard – Biedronka i CCC. Trzeba być frajerem, żeby nie chcieć tego zmienić!”            

Tony jadu wylewane z obu stron muszą mieć gdzieś swoje źródło, toteż warto zastanowić się, co tak naprawdę myślimy o swoich wyborach i o sobie samych. Zweryfikować nasze sądy i opinie.             

Czy Polacy, którzy wyemigrowali z kraju podjęli słuszną decyzję? Czy rzeczywiście są to nieudacznicy? Czy ci z nas, którzy pozostali w Polsce czują się spełnieni? Czy „irlandzki cud” premiera Tuska już staje się ich udziałem, a może przyjdzie im nań jeszcze długo poczekać?  To pytania, które zadałem moim rozmówcom. Ludziom mniej więcej w tym samym wieku, lecz poprzez swoje życiowe decyzje podzielonym na tych tu w UK i tych tam w Polsce.

Paweł jest pierwszym z „podzielonych”.  Pamiętam go dobrze, bo zawsze miał jakieś życiowe plany i ambicje. Wyjechał z Polski w październiku ubiegłego roku. Dwie niewielkie walizki i głowa pełna pomysłów, to bagaż z jakim znalazł się w angielskim Peterborough. Jak dziś żyje i czy nie żałuje swojej decyzji? O tym za chwilę. Jednak by dobrze zrozumieć jego wybór cofnijmy się trochę w czasie.         

Pochodzę z małej miejscowości na Lubelszczyźnie. Z wykształcenia jestem informatykiem. Po studiach tak jak wielu moich kolegów wyjechałem do Warszawy. Wiadomo miasto duże i perspektywy o wiele większe. To był moja pierwsza poważna decyzja w życiu. Przez pierwsze trzy lata pracowałem dla kogoś. Zwykle były to małe firmy świadczące szeroko rozumiane usługi informatyczne. Dało rade wyżyć, ale w pewnym momencie pomyślałem, że wynajmowana kawalerka, słabo płatna i na dłuższą metę nierozwojowa praca, to stanowczo za mało. Chciałem iść ambitnie do przodu, dlatego przebiłem się przez urzędową biurokrację i otworzyłem własną działalność gospodarczą – serwis komputerowy z prawdziwego zdarzenia. Zaczynałem bardzo standardowo. Strona w Internecie, kilku stałych klientów i trochę przydatnych kontaktów branżowych” – wspomina chłopak. „Ale nie to było wtedy najważniejsze. Wreszcie sam byłem sobie sterem, żeglarzem i okrętem –  o tym marzyłem od zawsze. Szybko spadłem jednak na ziemię i zrozumiałem, że nie jest tak kolorowo. Co zarobiłem przez okres świąteczny, to wydałem przez kilka kolejnych miesięcy, w których nie zaglądał do mnie nawet pies z kulawą nogą. Próbowałem więc dalej. Mam głowę na karku, na pewno coś wymyślę – nie poddawałem się. Zmieniałem branże dwukrotnie. Najpierw kiosk z gazetami, potem budka z kebabami. Miotałem się tak jeszcze jakiś czas, ale to już były kompletne pomyłki. Pieniądze słabe jak na stołeczne warunki a zajęcia zupełnie nie w moim fachu i „od czapy”. Nie myślałem więc długo, wziąłem pożyczkę i wyjechałem z kraju.” – opowiada Paweł.            

Choć wpisywanie danych w fabrycznym biurze nie jest spełnieniem jego marzeń, to decyzję o wyjeździe chłopak zdecydowanie zapisuje sobie na plus. Pytany czy jest w Anglii szczęśliwy – odpowiada: Jestem tu dopiero kilka miesięcy, ale już odczułem zdecydowaną poprawę. Standard życia tutaj jest naprawdę nieporównywalny z polskim i możliwości z tego co zauważyłem dużo większe. Na razie planuję przeprowadzkę do samodzielnego mieszkania, a potem ruszę z własnym interesem. Mam świetny pomysł i jestem przekonany, że wcześniej czy później będę pracował w zawodzie i żył z tego bardzo wygodnie. Swojej decyzji nie żałuję i tej wersji będę się trzymał” – dodaje z wyraźnym zadowoleniem.

{mospagebreak}     

To dobrze, że ma swoje plany i jakieś cele. Oby mu się udało. Obawiam się jednak, że będzie inaczej. Znam kilkanaście osób, z których każda wyjeżdżając deklarowała swoje ambicje bardzo wyraźnie. Ale życie na emigracji weryfikuje wszystko. Nagle okazuje się, że jesteś tam już parę lat i poza robotą w knajpie, magazynie, czy nawet w jakimś biurze –  nie robisz nic. Szkołę i pracę nad językiem odkładasz na jutro, zaś innego lepszego zajęcia nie szukasz. Wracasz po całym dniu tyrania, włączasz film i idziesz spać. Lata mijają i ambicje pozostają już tylko wspomnieniem. Wiem, że komuś coś się tam udało. Jakaś Polka robi karierę w londyńskim City. Ktoś tam siedzi za biurkiem menadżera w restauracji. To się zgadza, ale to tylko pojedyncze historie z prasy. Rzeczywistość jest trochę inna. Młodzi, dotychczas ambitni i przebojowi Polacy w UK spoczywają na laurach. Po jakimś czasie nie ważna staje się praca, tylko pieniądze jakie za nią mają. To moim zdaniem jest prawdziwy problem ludzi, którzy wyjechali” –  mówi Jurek, grafik komputerowy z Lublina.           

Spotkaliśmy się u niego, w naszym rodzinnym Kozim Grodzie. Już w progu mocno ściska mi rękę i dodaje. „Nie ma to jak spotkać się w kraju, co? Oj tak – odpowiadam odwzajemniając uścisk dłoni. Za kilka chwil pochłonięci jesteśmy już rozmową. Jurek mówi dużo i jest uśmiechnięty, ale gdy poznałem go w Anglii był zupełnie innym człowiekiem. Wtedy często mówił „to wszystko bez sensu”, lecz dziś te słowa zniknęły z jego słownika. Od kilkunastu miesięcy jest szczęśliwym ojcem i przyszłym mężem, a oprócz tego zadowolonym z powrotu do Polski ex-emigrantem.            

Nie wróciłbym do Anglii, bo znalazłem już swoje miejsce. Mało tego, tak naprawdę to żałuję, że w ogóle wyjeżdżałem z Polski. Na początku plan był taki. Wyjechać, odłożyć parę groszy i ściągnąć do siebie dziewczynę. Po półrocznym pobycie w Northampton stwierdziłem, że to wszystko bez sensu. Fizyczne praca w magazynie za sto osiemdziesiąt funtów tygodniowo i użeranie się z agencjami pracy. Co zarobiłem to poszło na jedzenie, mieszkanie i tytoń. Tydzień bez pracy i już kłopoty finansowe. To była jedna wielka pomyłka. Poradziłem się więc dobrego kumpla co robić. Parę piwek na pożegnanie, bilet w jedną stronę i jestem. To była cała moja Anglia. Po angielskich wojażach wyszedłem na zero, a żeby było śmieszniej wracałem za pożyczone pieniądze, bo nie dostałem wtedy jeszcze mojej ostatniej tygodniówki. Jeszcze raz ci powiem, nie żałuję swojej decyzji. Nawet jeśli miałbym możliwość pracy w UK za większe pieniądze, to nie zrezygnuje z tego co mam tu. Pieniądze nie są najważniejsze, przynajmniej dla nas. I choć zarabiamy we dwójkę z Anią około trzech tys. złotych, to nie narzekamy i raczej nam to wystarcza. Jeśli nie to zawsze jest możliwość coś dorobić. Po prostu maluję dla klienta jakąś chałturę i druga pensja wpada. Wierz mi lub nie, tu w Polsce też żyją ludzie i jak widzisz sobie radzą. Najważniejsze to zrozumieć co dla ciebie i twojej rodziny będzie najlepsze. Ja wiem. Po pierwsze, nie po to skończyłem studia artystyczne, żeby sklejać pudełka w angielskim magazynie, choćbym miał za to dostawać „Bóg wie ile”. Po drugie, szanse by coś zawodowo osiągnąć oboje z moją dziewczyną widzimy tu na miejscu w Polsce, gdzie oboje pracujemy w swoich wyuczonych zawodach. Po trzecie, za nic w świecie nie chcielibyśmy wychowywać swojej córki w Anglii, chociażby ze względu na tamtejszy zatrważający wręcz poziom edukacji” – kończy argumentować chłopak.

{mospagebreak} 

Zdecydowanego wyboru coraz częściej zazdroszczą Jurkowi Marysia i Wojtek. Młodzi, wykształceni i coraz bardziej zdeterminowani, by coś w swoim życiu zmienić.  W Irlandii są już trzeci rok. Wyjechali jak wszyscy – w poszukiwaniu lepszego życia. Dziś nie są zupełnie pewni, czy w Dublinie rzeczywiście je odnaleźli. Oboje raczej skryci i małomówni, dlatego też długo namawiałem ich na szczerą rozmowę. W końcu poświęcili mi chwilę czasu i opowiedzieli o swoich rozterkach.              

Nie, nie czujemy się nieudacznikami ani też nie jesteśmy chamami w dresach. Bolą nas te opinie bardzo, gdyż są cholernie niesprawiedliwe. Oboje skończyliśmy studia i naprawdę próbowaliśmy znaleźć jakąś przyzwoitą pracę w Polsce. Szukaliśmy w swoich zawodach, ale znalezienie czegoś graniczyło wręcz z cudem. Wojtek obszedł niemal wszystkie szkoły w mieście, ale wszędzie słyszał to samo. „Nie mamy w tej chwili wolnego etatu dla historyka. Proszę spróbować w przyszłym roku”. Ja zdarłam buty w poszukiwaniu stażu dla psychologa i też nic to nie dało. Czuliśmy się coraz bardziej sfrustrowani.  Niemal każdego dnia zastanawialiśmy się co dalej. Byliśmy młodym małżeństwem i nie mieliśmy żadnych perspektyw. Owszem mogłam usiąść na kasie w Biedronce, a Wojtek mógł pracować w myjni samochodowej, ale jeśli już zasuwać fizycznie, to za godziwe pieniądze. Po długich dyskusjach i wojnach na argumenty Wojtek w końcu zgodził się na wyjazd za granicę, przed którym dotąd bardzo się wzbraniał. Przeszliśmy tu w Dublinie naprawdę wiele trudnych chwil. Dziś mamy stałą, całkiem niezłą pracę i zarabiamy bardzo przyzwoite pieniądze, ale wciąż nie czujemy się spełnieni. Owszem stać nas naprawdę na wiele i z tego się cieszymy, ale z drugiej strony tracimy coś o wiele bardziej dla nas cennego – kontakt z wyuczonym zawodem. Oboje jesteśmy przed trzydziestką, a oprócz praktyk studenckich w swoich profesjach nie mamy żadnego doświadczenia. Jeżeli nawet chcielibyśmy wrócić do Polski, to i tak nie znajdziemy tam zajęcia w swoim fachu” – powiedziała mi Marysia i oddała słuchawkę mężowi, który z typowym dla siebie spokojem dodał:           

Moim zdaniem nadszedł czas na kolejną trudną decyzję. Po tych trzech latach na emigracji musimy w końcu odpowiedzieć sobie na najtrudniejsze pytanie. Zostajemy tu, czy wracamy do Polski? Dosyć już tego „pożyjemy – zobaczymy”. Myślę, że oboje zdecydujemy się na Dublin, co doradzają nam też nasi rodzice. A jeśli tak, to na pewno musimy się dokształcić. Ja pójdę do szkoły językowej, a żona na uniwerek. Inaczej nic więcej nie zdziałamy i cały czas będziemy mieć poczucie, że zrezygnowaliśmy z naszych ambicji i poprzestaliśmy tylko na pieniądzach. W powrót do kraju raczej wątpię a tym wszystkim rewelacjom o zmniejszającym się bezrobociu w Polsce, wyższych zarobkach i masowych powrotach z emigracji po prostu nie dowierzam.           

Równie sceptyczny był mój kolejny rozmówca – Łukasz, którego po raz ostatni widziałem dwa lata temu na londyńskim dworcu Victoria, gdzie wymieniliśmy się numerami telefonów.           

Najpierw Wałęsa budował nam drugą Japonię, a teraz Tusk obiecuje nam „irlandzki cud” i świetlane perspektywy w kraju. Jak na razie cud polega na tym, że kształcimy w Polsce lekarzy i pozwalamy wyjechać im do Irlandii (śmiech). Zajrzyj na posty pod huraoptymistycznymi artykułami w Internecie, chociażby w naszej lokalnej prasie. Zaraz się przekonasz kto w nie wierzy.” –  mówi chłopak, który od dwóch lat mieszka w Szkocji i jak jasno zadeklarował podczas rozmowy, nie zamierza wracać do Polski.            

Zaparzyłem więc sobie „małą czarną”, włączyłem komputer i jak radził mi dawny kolega oddałem się uważnej lekturze. Niemal wszędzie – począwszy od wielkich portali internetowych, poprzez prasę krajową a skończywszy na tej polonijnej – znalazłem artykuły opisujące poprawę sytuacji w kraju i co za tym idzie masowe powroty polskich imigrantów. Postanowiłem sprawdzić, co na ten temat myślą sami zainteresowani, czyli wszyscy ci, którzy żyją za granicą. Zdecydowana większość dyskutantów niedowierza prasowym doniesieniom i nie zamierza wracać. Wśród niektórych komentarzy nie znalazłem nawet jednego pozytywnego postu, jak stało się przypadku reportażu o wymownym tytule „Żegnaj, Anglio!, Witaj, Polsko!”, który ukazał się w znanym mi z rodzinnego miasta Kurierze Lubelskim.            

Skoro autor tego artykułu tak płodnie tworzy o powrotach, to proszę go niech równie dużo powie, w jakim celu wracać do Lublina? Do czego? Oboje jesteśmy w Irlandii. W Lublinie pracowaliśmy po restauracjach. Kamil jako kucharz, ja jako kelnerka. Miesięcznie oboje mieliśmy 2 tys. złotych i to jak dobrze poszło, bo czasami szef nie płacił tyle ile wypracowaliśmy. Tutaj miesiąc w miesiąc, po odjęciu wszelkich kosztów utrzymania odkładamy razem 2,5 tys. euro. NIE WRACAMY” – napisali Kamil i Magda.

{mospagebreak} 

Jak się okazuje młodzi Polacy nie tylko nie chcą wracać, ale planują także kolejne wyjazdy. Młoda dziewczyna kryjąca się pod pseudonimem Ćma 23 na forum Onet.pl pisze:            

Jestem na V roku studiów dziennych państwowej uczelni. Znam 2 języki obce, odbyłam liczne praktyki i kursy i gdy teraz szukam pracy okazuje się, że pracodawca wymaga od studenta lub prawie absolwenta 3 lat doświadczenia na podobnym stanowisku. Codziennie śledzę oferty pracy i jestem załamana. Chyba trzeba uciekać do Warszawy, a jak to nie pomoże, to robie kurs operatora wózka widłowego i spadam do UK. Co mam zrobić żeby znaleźć wymarzoną pracę?         

Nie rozumiem was wszystkich – naprawdę. Chcielibyście kończyć szkoły i mieć w Polsce zaraz na początku najwyższe stawki. Ja też zaczynałem od kiepskich pieniędzy i mimo wszystko zostałem w kraju. Jeżeli masz głowę na karku, to i tu możesz dobrze zarobić. I nie trzeba do tego żadnych studiów i renomowanych szkół. Z tego co zauważyłem uczą tam tylko bezradności i zaufania do papierka. Prawdziwe życie to przede wszystkim spryt i chęci, nie zaś akademickie teorie. Jeśli jesteś nieudacznikiem, to i w Anglii się nie dorobisz. Ja mam tylko średnie i od kilku tygodni jestem kierownikiem sali w dobrej restauracji. Zarabiam bardzo dobrze i całą tą emigracje mam gdzieś.” – stwierdził Jacek, mieszkający od kilku lat w Warszawie.           

To wszystko bardzo smutne i nie wróży dobrze na przyszłość. Żal mi was młodych, którzy zmuszeni jesteście wyjeżdżać z Polski. Wiem, że w wielu przypadkach jest to emigracja nie z wyboru, zaś z konieczności. To naprawdę nie jest tak, że wy wszyscy nagle chcecie więcej. Marzy wam się jeszcze lepszy samochód, ładniejszy dom. Nie, wam zależy tylko na godnym życiu. Ja to rozumiem i dla mnie emigracja nie jest oznaką słabości. Wręcz przeciwnie. Uważam, że to duża życiowa zaradność radzić sobie w trudnych sytuacjach. Ale z tego co mówisz, nie dla wszystkich to takie jasne” –  powiedziała moja dawna nauczycielka polskiego, którą spotkałem w osiedlowym sklepie podczas mojego urlopu w Polsce.

Trzymaj się i pamiętaj, że nie ważne gdzie wszyscy jesteście – tu w Polsce, czy za granicą. Ważne, żebyście byli szczęśliwi i szanowali swoje decyzje” – dodała podając mi rękę na pożegnanie.

PS. Imiona bohaterów reportażu zostały zmienione

Zobacz także tego autora