Wybory i niewybudowana tama. Czechy po powodzi
W Czechach trwa walka ze skutkami powodzi i liczenie strat. Nie tylko na tym musi się jednak skupiać tamtejsza opinia publiczna. Politycy przerzucają się odpowiedzialnością, a rządzący mimo zniszczeń postanowili nie przekładać wyborów do Senatu i rad regionalnych.
Władze kraju morawsko-śląskiego (odpowiednik polskiego województwa) poinformowały, że dotkniętych zniszczeniami zostało prawie 100 tys. osób, a zagrożone było życie 15 tys. Chodzi nie tylko o mieszkańców terenów zalanych przez powódź, ale również o gospodarstwa domowe podtopione przez ulewne deszcze. Jak zauważają czeskie media, liczba poszkodowanych odpowiada populacji Ołomuńca, będącego szóstym największym miastem kraju.
W usuwaniu skutków powodzi bierze udział kilkuset żołnierzy. Podobnie jak w Polsce dużym problemem są szabrownicy, dlatego funkcjonariusze służb zostali skierowani do miast objętych ewakuacją. W piątek rano czeska policja informowała o aresztowaniu już łącznie siedmiu osób okradających opuszczone domy. Wciąż pozostaje zamknięta autostrada A1 na trasie prowadzącej do Polski, bo konieczne jest wypompowanie zalegającej na niej wody.
Późna ewakuacja
Należy podkreślić, że powódź wystąpiła na terenie niemal całego kraju. Najcięższa sytuacja panuje natomiast właśnie we wspomnianym kraju morawsko-śląskim. Spośród większych miast najbardziej dotknięte klęską żywiołową zostały Ostrawa, Opawa, Karniów, Bohumin czy Mikulovice. Zdaniem prezydenta Czech Petra Pavla odbudowa tych rejonów zajmie nawet kilka lat, dlatego rząd powinien ściśle współpracować w tej sprawie z lokalnymi samorządowcami.
Kooperacja może być niezwykle trudna, ponieważ rząd Petra Fiali ma pretensje do niektórych burmistrzów. Minister środowiska Petr Hladík z Unii Chrześcijańskiej i Demokratycznej – Czechosłowackiej Partii Ludowej (KDU-ČSL) zarzucił burmistrzowi Opawy Tomášowi Navrátilowi z opozycyjnego ruchu ANO, że nie przeprowadził on na czas ewakuacji mieszkańców miasta. Lokalne władze miały być alarmowane dzień przed falą kulminacyjną, ale zdaniem rządu zareagowały zbyt późno. Z tego powodu służby ratownicze musiały później pomagać osobom uwięzionym w swoich domach. Podobne zarzuty szef resortu środowiska sformułował pod adresem burmistrza Karniowa, Tomáša Hradila.
Navrátil uważa krytykę pod swoim adresem za „bzdurę”, bo wszystko przebiegło zgodnie z istniejącymi procedurami. W domach miały pozostać jedynie osoby, które nie zgodziły się na ewakuację i czekały na rozwój sytuacji. Z jeszcze większą krytyką, także ze strony samych mieszkańców, mierzy się Hradil. Burmistrz Karniowa twierdzi, że sytuacja w mieście była ekstremalna, stąd też miały miejsce nieporozumienia ze strażą pożarną. Ponadto dopiero w nocy z piątku na niedzielę (13/14 września) otrzymał on ostrzeżenie od Czeskiego Instytutu Hydrometeorologicznego o dużo większym poziomie fali powodziowej, niż wcześniej zakładano.
Samorządowcy sami formułują krytykę pod adresem władz centralnych. Ich zdaniem od ostatniej dużej powodzi z 1997 roku nie zrobiono nic, aby stworzyć spójny system ochrony przeciwpowodziowej. Hradil dodatkowo zarzuca kolejnym rządom lekceważenie potrzeb mieszkańców regionu. Jego zdaniem odbudowa Karniowa będzie bardzo trudna, ponieważ z powodu kiepskich warunków ekonomicznych miejscowości tego typu są zaniedbane i zmagają się cały czas z problemem emigracji.
Słowa samorządowców potwierdzają specjaliści wypowiadający się dla czeskich mediów. Podkreślają oni, że skutki powodzi co prawda dotknęły niemal całe Czechy, ale spowodowała ona największe szkody w jednym z najbiedniejszych rejonów kraju. Charakteryzują się one ponadprzeciętnym w skali Czech ubóstwem, peryferyjną gospodarką zaspokajającą głównie lokalne potrzeby i wykluczeniem transportowym. Dotychczasowe doświadczenia mają wic pokazywać, iż ich odbudowa będzie niezwykle trudna.
Gdyby była tama…
Wspomniane zaniedbania w zakresie systemu ochrony przeciwpowodziowej stały się głównym tematem dyskusji na temat możliwości zapobiegania podobnym zjawiskom, według hydrometeorologów mogącym występować coraz częściej. Samorządowcy z Moraw i Śląska są zgodni, że tak dużych w Oprawie i Karniowie strat można byłoby uniknąć, gdyby istniała zapora w gminie Nové Heřminovy.
Budowa tamy w tej miejscowości nie jest zupełnie nowym pomysłem. Po raz pierwszy inwestycję zaczęto bowiem planować, kiedy czeskie ziemie były częścią… Austro-Węgier. Do koncepcji sprzed I wojny światowej powrócono kilkanaście lat po zakończeniu II wojny światowej, gdy zaporę chciały zacząć budować władze komunistyczne. Do pomysłu powrócono po raz kolejny po powodzi w 1997 roku i tragedii miejscowości Troubky, w której zginęło wówczas dziewięć osób. Podczas tamtej katastrofy mocno ucierpiały także Karniów i Opawa.
Przez całe lata problemem były protesty mieszkańców gminy Nové Heřminovy i organizacji ekologicznych. W 2008 roku w tej sprawie odbyło się nawet referendum, w którym lokalna społeczność z powodu konieczności wyburzenia części domów zagłosowała przeciwko budowie tamy. Mieszkańcy nie zmienili nawet zdania, kiedy rząd obiecał zmniejszenie rozmiarów zapory. Organizacje ekologiczne uważają z kolei, że realizacja tak dużej inwestycji nie jest potrzebna. Zamiast niej można byłoby rzekomo znaleźć tańsze rozwiązanie tego problemu.
Być może inwestycja w końcu zostanie jednak zrealizowana. Powiat Bruntál w ubiegłym roku wydał wciąż nieprawomocną decyzję o warunkach zabudowy terenu, natomiast od pewnego czasu przygotowywana jest dokumentacja konieczna do uzyskania pozwolenia na budowę zapory. Od tych decyzji Nové Heřminovy nie złożyły już odwołania, dlatego jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, realizacja inwestycji rozpocznie się za trzy lata.
Kryzysowe wybory
Dziś i jutro w Czechach odbędą się wybory do Senatu i wybory regionalne. Nie zostały one odwołane mimo powodzi. Na początku tygodnia premier Petr Fiala zapewniał, że samorządy we współpracy ze służbami będą w stanie przeprowadzić głosowanie. Już wtedy, w jego opinii, wybory można było przeprowadzić na blisko 90 proc. terytoriów, które ucierpiały w wyniku kataklizmu.
Minister spraw wewnętrznych Vít Rakušan przygotował policję i straż pożarną do organizacji wyborów na najbardziej dotkniętych powodzią obszarach. Polityk partii Niezależni i Burmistrzowie (STAN) przekonywał, że ich przeprowadzenie jest konieczne, aby zachowany został kalendarz wyborczy. W przeciwnym razie mogłyby pojawić się skargi dotyczące nieważności wyborów.
Te argumenty nie przekonały samorządowców, do ostatniej chwili apelujących do gabinetu Fiali o przełożenie głosowania. Burmistrz Oprawy podważał w ogóle możliwość przeprowadzenia wyborów w warunkach przynajmniej zbliżonych do normalnych. Zdaniem Navrátila nie będzie możliwe otwarcie części lokali wyborczych, zaś członkowie komisji wyborczych często mieszkają na zalanych terytoriach i będą mieli problem z przemieszczeniem się do miejsc organizacji głosowania.
Nie wszyscy podzielają zdanie gabinetu Fiali. Niektórzy prawnicy przekonują, że konstytucja daje możliwość przełożenia wyborów. Co prawda rząd nie wypełnił jednej z przesłanek, którą jest ogłoszenie stanu nadzwyczajnego na terenach zniszczonych przez powódź, ale specjalną ustawę w sprawie odroczenia głosowania mógł szybko uchwalić parlament. Najwyraźniej władze w Pradze obawiają się, że kryzys jeszcze bardziej obniżyłby ich już i tak słabe notowania.
Maurycy Mietelski