Angola/ Wirus Marburg zbiera żniwo
Już ponad 180 osób zmarło w Angoli na śmiertelną gorączkę krwotoczną wywoływaną przez tzw. wirus Marburg. Pierwsze przypadki zachorowań pojawiły się w Angoli jeszcze w październiku ubiegłego roku, lecz w ostatnim czasie liczba chorych znacznie wzrosła. Większość ofiar epidemii pochodzi z północnych prowincji Angoli, które jeszcze nie otrząsnęły się ze zniszczeń spowodowanych podczas wieloletniej wojny domowej.
Epidemia szaleje w siedmiu północnych prowincjach Angoli. Najgorsza jest sytuacja w prowincji Uige, gdzie zmarło już 160 osób. Sytuacja jest tam bardzo napięta, ludzie boją się wychodzić z domów, a zwłaszcza udawać się do szpitali, uważanych za swoiste „umieralnie”. Co gorsza, zdarzają się napaście na pracowników służb ratowniczych, którzy wbrew miejscowym tradycjom zabierają ciała zmarłych by je spalić.
Sytuacją w Angoli zaniepokojone jest ONZ. Na wniosek Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) zaapelowała ona o natychmiastowe przekazanie rządowi Angoli kwoty 3,5 mln. dolarów, które posłużą do sfinansowania działań w terenie – czyli kwarantanny chorych i wczesnego wykrywania źródeł epidemii.
Wirus Marburg wywołujący gorączkę krwotoczną jest równie śmiercionośny jak bardziej znany wirus Ebola i zabija nawet do 98 proc. wszystkich zakażonych. Do zachorowania dochodzi poprzez kontakt z krwią i wydzielinami osób zakażonych. Nie istnieją ani szczepionki, ani leki zdolne zniszczyć wirusa. Swą nazwę zawdzięcza niemieckiemu miastu Marburg, gdzie w 1967 r. po raz pierwszy zaobserwowano przypadki gorączki krwotocznej, po tym jak naukowcy z miejscowego laboratorium zarazili się wirusem od badanych małp.
za „Mail&Guardian”, www.allafrica.com