Annan i Carter nie wpuszczeni do Zimbabwe
Kofi Annan, Jimmy Carter i żona Nelsona Mandeli, Graca Machel, nie otrzymali pozwolenia na wjazd do Zimbabwe, gdzie mieli odbyć dwudniową wizytę. Rząd Zimbabwe zaprzecza doniesieniom jakoby odmówił im wydania wiz wjazdowych. Annab, Carter i Machel, politycy starej daty cieszący się międzynarodowym szacunkiem, stanowią część grupy tzw. „Elders” (Starszyzna), która zajmuje się łagodzeniem konfliktów na świecie. Do Zimbabwe chcieli udać się z dwudniową wizytą aby przyjrzeć się kryzysowi humanitarnemu, który panuje w tym kraju. W piątek były prezydent RPA Thabo Mbeki poinformował jednak trójkę, że najprawdopodobniej wizy na wjazd do kraju nie zostaną im udzielone. Mówi się, że taką decyzję podjął najpewniej sam prezydent Mugabe.
Strona zimbabweńska zaprzecza jednak tym doniesieniom. Ludzie związani z rządem Mugabe twierdzą, że trójce zaproponowano przełożenie wizyty na inny termin. Dodają przy tym, że Annan nie kontaktował się odpowiednio wcześniej w sprawach związanych z wizytą - jej szczegółowym programem czy terminami. Propozycje przełożenia wizyty Annan, według nich, błędnie interpretuje i w złym świetle przedstawia światu stanowisko Harare.
Annan, Carter i Machel chcieli przyjrzeć się z bliska nadciągającemu nad Zimbabwe kryzysowi humanitarnemu. Według szacunków Grace Machel, w przeciągu najbliższego roku około połowa mieszkańców będzie potrzebowała pomocy żywnościowej. „Starszyzna” chciała dowiedzieć się, jakie jest źródło tej zatrważającej sytuacji i co rząd Mugabego oraz opozycyjny Ruch na rzecz Demokratycznej Zmiany (MDC) robią aby uniknąć kryzysu.
Na razie Kofi Annan, Jimmy Carter i Graco Machel pozostają w RPA i stamtąd będą przyglądać się rozwojowi sytuacji w Zimbabwe.
Prawie wszyscy są zgodni, iż ten niegdyś stosunkowo zamożny jak na afrykańskie warunki kraj doprowadziły do kompletnej ruiny 28-letnie rządy prezydenta Roberta Mugabe i jego partii ZANU-PF. Jego polityka nacjonalizacji, walki z prywatną przedsiębiorczością oraz przede wszystkim wywłaszczenie w ramach "reformy rolnej" wszystkich białych farmerów (2000 r.), wstrząsnęły gospodarką Zimbabwe.
Hiperinflacja trawi Zimbabwe od maja 2006 r. i obecnie osiągnęła poziom 231 mln. procent. Sprzedawcy muszą dziś zmieniać ceny kilka razy dziennie, a nawet drobne transakcje dokonuje się banknotami o miliardowych nominałach. Odgórne zarządzenia nakazujące zamrożenie cen podstawowych produktów sprawiły, że pułki sklepowe opustoszały błyskawicznie. Większość Zimbabweńczyków stać na zaledwie jeden posiłek dziennie, a mięso stało się towarem luksusowym. Światowy Fundusz Żywnościowy (WFP) oblicza, że połowa mieszkańców kraju cierpi głód, a 83 proc. żyje za mniej niż dwa dolary dziennie.
Inflacji towarzyszą inne objawy kryzysu. PKB spadło w porównaniu z 2002 r. o kilkadziesiąt procent, a blisko 80 procent mieszkańców Zimbabwe jest bez pracy. Brakuje paliwa i artykułów żywieniowych, coraz częstsze są przerwy w dostawach wody i elektryczności, a ponure żniwo zbiera epidemia AIDS oraz od niedawna – epidemia cholery. W rezultacie prawie trzy miliony obywateli uciekły z kraju ojczystego do Republiki Południowej Afryki.
Bank Światowy ocenia, że gospodarka Zimbabwe znajduje się w najgorszym stanie spośród gospodarek wszystkich państw świata nie dotkniętych wojną. Prezydent Mugabe wini jednak za kryzys Zachód, który ze względu na dokonywane przez niego naruszenia praw człowieka nałożył sankcje na Zimbabwe.
Na podstawie: news.bbc.co.uk