Cope zainicjował kampanię wyborczą
Kongres Ludu (Cope), południowoafrykańska opozycyjna partia powstała z rozłamu w rządzącym ANC, zainicjowała w sobotę kampanię wyborczą. Przywódcy Cope zapowiadają szereg reform, lecz ku zaskoczeniu na listach wyborczych brakuje znanych nazwisk. „Musimy powstać i podjąć wyzwanie jakim jest obrona naszej konstytucji” wzywał przewodniczący Cope, Mosioua Lekota, podczas przemówienia wygłoszonego w trakcie sobotniej konwencji wyborczej. „Musimy pogłębiać naszą demokrację demonstrując lojalność i szacunek do zapisanych w niej zasad i wartości” mówił tłumom zebranym na stadionie imienia Isaaca Wolfsona w KwaZakhele.
W przedstawionym przez Cope programie znajduje się m.in. propozycja głębokich zmian w prawie wyborczym. Kongres chce by obywatele mogli w bezpośrednim głosowaniu wybierać burmistrzów, premierów prowincji i prezydenta państwa.
Cope obiecuje ponadto przedstawić w sześć miesięcy po wyborach program walki z nędzą oraz projekt „spójnego systemu pomocy społecznej”. Partia zapowiada też stworzenie specjalnego funduszu promującego aktywność zawodową kobiet, reformę edukacji i prowadzenie polityki prośrodowiskowej. W kwestiach ekonomicznych obiecuje działania na rzecz ochrony miejsc pracy i pomoc przedsiębiorstwom dotkniętym światowym kryzysem. Służyć temu miałby specjalny fundusz.
W programie wyborczym Cope znalazły się też obietnice walki z przestępczością (plaga RPA) oraz odtworzenia elitarnej jednostki policyjnej „Skorpiony”, zlikwidowanej przez obecny rząd. Dużo miejsca poświecono też walce z korupcją i nepotyzmem. „Nie będzie załatwiania pracy kumplom” mówił wiceprzewodniczący partii, Mbhazima Shilowa.
Wbrew wcześniejszym obietnicom na listach wyborczych Cope brakuje znanych nazwisk i w większości wypełniają je działacze, którzy ostatnimi czasy odeszli z rządzącego Afrykańskiego Kongresu Narodowego (ANC). Wyjątkiem jest w zasadzie tylko Nomandile Biko – siostra Stevena Biko, legendarnego bojownika z systemem Apartheidu.
Czarny koń czy wydmuszka?
Od obalenia systemu Apartheidu w 1994 r., to właśnie ANC w cuglach zwycięża wszystkie wybory i długo nie było na południowoafrykańskiej scenie politycznej żadnej partii, która mogłaby zagrozić jego przywództwu. ANC jest wciąż postrzegane jako partia bojowników o wolność i główny reprezentant czarnej większości społeczeństwa. Pozostałe partie nie zdołały jak dotąd wyjść poza rasowe lub plemienne getta.
Sytuacja zmieniła się jednak jesienią tego roku, gdy w ANC doszło do rozłamu. Jego przyczyną jest wrześniowa rezygnacja prezydenta Thabo Mbekiego. Nastąpiła ona zaraz po dramatycznej decyzji komitetu wykonawczego Kongresu, który zapowiedział jego odwołanie. Chcąc uniknąć upokarzającego wotum nieufności ze strony parlamentu prezydent dobrowolnie ustąpił ze stanowiska.
Wkrótce później były minister obrony RPA Mosiuoa Lekota i były premier prowincji Gauteng, Mbhazima Shilowa (uważani za bliskich sojuszników Mbekiego) oskarżyli władze partii (a zwłaszcza jej kontrowersyjnego przywódcę – Jacoba Zumę) o odejście od ideałów, które przyświecały twórcom Kongresu; zbytnie uleganie wpływom autonomicznej partii komunistycznej (SACP), dążenie do zagarnięcia pełnej władzy w państwie i łamanie demokratycznych standardów.
Obaj zrezygnowali ze stanowisk państwowych, wystąpili z ANC i zaczęli budować zaplecze dla nowej inicjatywy politycznej. Nowa partia nazywa się Kongresem Ludu (Cope) i bazuje na członkach prawego skrzydła Kongresu, niezadowolonych z ostatnich zmian na szczytach władzy.
Rozłam może oznaczać początek rewolucji na południowoafrykańskiej scenie politycznej. Sceptycy zwracają jednak uwagę, że nowa partia nie posiada jeszcze struktur ani stabilnych źródeł finansowania.
Na podstawie: news.bbc.co.uk, iol.co.za, mg.co.za