DRK/ Wyniszczony konfliktami kraj ma nową konstytucję
Zgromadzenie narodowe Demokratycznej Republiki Konga uchwaliło wczoraj wieczorem nową konstytucję państwową. Dokument ten, będący owocem trudnego kompromisu pomiędzy najważniejszymi siłami politycznymi tego rozdartego i wyniszczonego wojnami państwa jest postrzegany jako jeden z kluczowych elementów procesu przywrócenia normalności w Kongu. Teraz musi go jeszcze zaakceptować społeczeństwo w ogólnokrajowym referendum.
Nowa konstytucja liczy 226 artykułów. Jej najważniejsze postanowienia to zmniejszenie niezwykle dotychczas silnej władzy prezydenta i wprowadza system hamulców i wzajemnej równowagi pomiędzy nim, a rządem i parlamentem. Konstytucja zwiększyła też samodzielność poszczególnych prowincji, co czyni z Demokratycznej Republiki Konga państwo federalne. Nowa ustawa zasadnicza wprowadza też obniżenie wymaganego wieku kandydatów na urząd prezydenta do 30 lat. Umożliwi to obecnemu prezydentowi Josephowi Kabili start w przewidywanych na 2006 r. wyborach.
Do innych niezwykle ważnych postanowień należy nadanie obywatelstwa wszystkim grupom etnicznym jakie zamieszkiwały Kongo w 1960 r., a więc w momencie uzyskania niepodległości. Dzięki temu kongijscy Tutsi zamieszkujący obszary we wschodniej części kraju uzyskają obywatelstwo, gdyż jako potomkom przesiedlonych jeszcze za rządów kolonialnych mieszkańców sąsiedniej Rwandy, odmawiano im dotychczas tego prawa.
Konstytucja wprowadza też prawo do darmowej edukacji i zapewnia równy udział we władzach dla mężczyzn i kobiet.
Nowo uchwalona konstytucja zastępuje tymczasową ustawę zasadniczą jaka obowiązywała na mocy zawartego w 2002 r. pokoju pomiędzy najważniejszymi stronami konfliktu. Została już wcześniej zaakceptowana przez Senat i czeka teraz na zaaprobowanie przez społeczeństwo w referendum, które odbędzie się w ciągu najbliższych sześciu miesięcy.
Z nową konstytucją wiązane są wielkie nadzieje na przyspieszenie powrotu normalności i spokoju w tym zrujnowanym kraju. Kryzys trwa od 1994 r. gdy w sąsiedniej Rwandzie członkowie plemienia Hutu wymordowali ok. 800 tys. członków mniejszościowego plemienia Tutsi. Sprawcy ludobójstwa przegrali jednak wojnę domową o władzę w Rwandzie. Setki tysięcy Hutu, w tym w dużej części byli żołnierze armii oraz członkowie paramilitarnych bojówek „Interahamwe” schronili się na obszarze wschodnich prowincji Demokratycznej Republiki Kongo. Mimo klęski nie zaprzestali walki i dokonywali wypadów na terytorium rządzonej przez Tutsich Rwandy. Spowodowało to zachwianie kruchej równowagi w rządzonej przez podstarzałego dyktatora Mobutu Sese-seko. W kraju wybuchła krwawa wojna domowa, na Kongo dwukrotnie spadła inwazja wojsk rwandyjskich, do wojny wmieszały się też sąsiednei Uganda, Zimbabwe i Namibia. Niezwykle brutalny konflikt trwał do 2002 r. Do dziś znaczne obszary Demokratyczne Republiki Konga pozostają de facto poza kontrolą rządu władane przez lokalnych „panów wojny”. Wschodnia część państwa to dziś prawdziwe conradowskie "jądro ciemności". Na tym obszarze koczuje teraz w fatalnych warunkach ok. 800 tys. uchodźców różnego pochodzenia i działają rozmaite konkurencyjne formacje zbrojne. Prawo faktycznie nie funkcjonuje, a zdemoralizowani żołnierze każdego lokalnego watażki dopuszczają się masowych rabunków i gwałtów na cywilach.
za „Mail&Guardian”, www.monuc.org