Kamerun/ Protestujący użyli dzieci jako żywych tarcz
Podczas zamieszek w Bamenda (północno-wschodni Kamerun) protestujący użyli jako „żywe tarcze” blisko 2 tysiące dzieci, które wcześniej siłą wyciągnęli z okolicznych szkół. W trakcie rozpraszania demonstracji przez żandarmerię zginęła co najmniej jedna osoba. Dramatyczne wydarzenia rozpoczęły się gdy w nocy z środy na czwartek tysiące demonstrantów starły się na ulicach Bamendy z siłami bezpieczeństwa. Zamieszki ogarnęły całe miasto, a manifestanci puścili z dymem dwa urzędy pocztowe. Gdy policja użyła gazu łzawiącego aby rozproszyć tłum, część protestujących schroniła się w trzech pobliskich szkołach. Od momentu rozpoczęcia ogólnokrajowych protestów szkoły pozostawały zamknięte, ale pozostawało w nich prawie 2 tysiące dzieci, które pochodziły z pobliskich miejscowości i z powodu strajku sektora transportowego nie były w stanie powrócić do swych domów.
Protestujący zdecydowali się zaatakować magazyny pobliskiego browaru i zmusili blisko 2 tysiące dzieci by poszły z nimi jako żywa osłona przed policją. Po drodze tłum został jednak zaatakowany przez odziały prorządowej paramilitarnej żandarmerii. Tłum został rozproszony a dzieci uwolnione ale w trakcie zajść od policyjnej kuli zginął młody uczeń. Nie wiadomo jednak czy był on jednym z zakładników czy protestujących.
Protesty rozpoczęły się wraz z ogłoszonym w poniedziałek (25.02.) strajkiem sektora transportowego, którego pracowników wzburzyła podwyżka cen paliwa. Początkowo ogarnęły przede wszystkim zachodnie miasta Kamerunu (a w szczególności portową Doualę – ekonomiczne centrum kraju i bastion opozycji) ale od środy trwają również w stolicy kraju, Jaunde. W starciach z policją zginęło już 17 osób.
W środę związki zawodowe zdołały wymóc na rządzie obniżkę cen paliwa z 600 kameruńskich franków za litr do 594, ale protest zaczął żyć własnym życiem. Tysiące ludzi manifestuje przeciwko pogarszającej się sytuacji gospodarczej i obniżaniu się poziomu życia, wywołanego głównie rosnącymi cenami żywności i paliwa. Protestujący wznoszą jednak również hasła polityczne. Ich złość wywołały zwłaszcza ogłoszone niedawno plany zmian w konstytucji, które umożliwią prezydentowi Paulowi Biyi przedłużenie swych rządów do 2011 roku. Apele związków zawodowych o zachowanie spokoju trafiają w próżnię.
W środę Biya potępił uczestników zamieszek i stojących za nimi „praktykujących szamanów ukrytych w cieniu”. Zapowiedział również, że użyje „wszelkich legalnych środków” w celu przywrócenia porządku w kraju.
Reżim Biyi, który od 1982 r. rządzi bogatym w ropę naftową Kamerunem jest uznawany za jeden z najbardziej opresyjnych i niereformowalnych w całej Afryce.
Na podstawie: news.bbc.co.uk