Organizacje humanitarne wycofają się z Somalii?
Przedstawiciele działających w Somalii organizacji humanitarnych zorganizowali spotkanie kryzysowe, na którym rozważano czasowe zawieszenie działalności w Rogu Afryki. Powodem są nasilające się ataki na ich pracowników. Spotkanie kryzysowe zorganizowano zaraz po tym jak w ciągu 24 godzin w trzech oddzielnych incydentach zamordowano dwóch pracowników organizacji humanitarnych, a jednego zraniono. Mohamed Mohamud Qeyre, zastępca dyrektora lokalnej organizacji humanitarnej, która współpracuje z niemieckim NGO „Wyżywić świat” został zabity 13 kilometrów od stolicy Somalii, Mogadiszu. W tej samej okolicy zraniono też innego pracownika humanitarnego, współpracującego z kolei Światowym Programem Żywnościowym ONZ (WFP). Trzeci zginał w mieście Galharei (środkowa Somalia) na progu własnego domu.
Po serii piątkowych (11.07.) ataków liczba pracowników organizacji humanitarnych zabitych w zeszłym tygodniu wzrosła do pięciu.
Tydzień wcześniej (6.07.) szerokim echem odbiło się zamordowanie Osmana Ali Ahmeda - szefa somalijskiego biura Programu Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju (UNDP). Wcześniej nieznani sprawcy zamordowali kilku kierowców pracujących dla WFP oraz porwali szefa biura Wysokiego Komisarza NZ ds. Uchodźców (UNHCR) na Somalię.
Wszystkie te incydenty sprawiły, iż organizacje humanitarne zaczęły na serio rozważać zawieszenie swej działalności w Mogadiszu i południowej Somalii. Bezpieczeństwo powinny im zapewniać siły pokojowe Unii Afrykańskiej, lecz ze względu na znikome środki (liczą zaledwie 2,6 tys. żołnierzy) jest to w praktyce niewykonalne. Wojna, susza i globalny kryzys cen żywności sprawiają tymczasem, że głodem zagrożona jest połowa mieszkańców Somalii.
Nie jest pewne kto stoi za atakami na pracowników humanitarnych. Mogą to być islamistyczni rebelianci, którzy po zabiciu w maju jednego ze swych przywódców (Adena Hashi Ayro – domniemanego szefa al-Kaidy na Somalię) przez amerykańskie lotnictwo, zainicjowali serię ataków przeciw wysokim urzędnikom rządu tymczasowego oraz pracownikom organizacji humanitarnych. Mogą to być jednak równie dobrze lokalni „Panowie wojny”, którzy od pewnego czasu oskarżają darczyńców o pośrednie wspieranie islamistycznej rebelii (poprzez „dokarmianie” partyzantów).
Osobną kwestią jest plaga porwań dokonywanych przez zorganizowane szajki.
Od 1991 r., kiedy to obalono komunistycznego prezydenta Siada Barre, Somalia nie posiada efektywnie działającego rządu centralnego. Somalia jest klasycznym państwem „upadłym”, w którym nie działają żadne państwowe instytucje, a miejscowe klany i ich „Panowie wojny” podzielili pogrążony w anarchii kraj na swe strefy wpływów.
Latem 2006 r. Mogadiszu i niemal cała południowa Somalia przeszły na pół roku pod kontrolę islamskich fundamentalistów z tzw. Unii Trybunałów Islamskich. Islamiści zaprowadzili na zajętych przez siebie terenach porządek i względną stabilizację, lecz ich polityka wzbudziła zaniepokojenie Zachodu i regionalnych potęg. W rezultacie w grudniu 2006 r. etiopska interwencja wojskowa rozgromiła „somalijskich talibów” i osadziła w Mogadiszu uznawany przez społeczność międzynarodową, lecz wcześniej zupełnie bezsilny Tymczasowy Rząd Federalny.
Islamiści nie rezygnują jednak z walki i prowadzą przeciwko Etiopczykom i ich somalijskim sprzymierzeńcom krwawą walkę partyzancką, której epicentrum znajduje się w Mogadiszu.
Na podstawie: news.bbc.co.uk, news24.com