Zambia/ Prawo do zgromadzeń jednak niezagrożone
Minister spraw wewnętrznych Zambii Ronnie Shikapwasha zaprzeczył jakoby rząd miał zamiar zawiesić prawo do zgromadzeń publicznych. Minister twierdzi, że prasa źle zinterpretowała słowa jego zastępcy, który w piątek zasugerował konieczność wprowadzenia takiego zakazu.
W piątek zambijski wiceminister spraw wewnętrznych Chrispin Musosha oświadczył, że rząd jest zmuszony zakazać partiom politycznym organizowania publicznych zgromadzeń. Musosha wyraźnie oświadczył, że taki zakaz jest konieczny dla bezpieczeństwa kraju, zagrożonego przez działania kontrowersyjnego przywódcy opozycji – Michaela Satę. Zdaniem wiceministra, Sata na swych popularnych wiecach podburza słuchaczy do tego stopnia, że policja musi być stale w stanie pełnej gotowości.
Władze Zambii oskarżają Satę, że dąży do obalenia demokratycznie wybranego rządu. Prezydent Levy Mwanawasa już dwa tygodnie temu oświadczył, że Sacie i jego „Frontowi Patriotycznemu” powinno się zakazać organizowania wieców, gdyż „sabotują” one bezpieczeństwo państwa.
Michael Sata przegrał wrześniowe wybory prezydenckie, w których był najgroźniejszym rywalem dotychczasowego prezydenta Levy’ego Mwanawasy. Sata uważa, że wybory sfałszowano, a swoje wiece traktuje jako element „permanentnej kampanii wyborczej” przed wyborami jakie odbędą się za cztery lata.
Słowa Musoshy odbiły się głośnym echem. Na rząd spadła potężna fala krytyki, dlatego zdecydował się on wycofać z kontrowersyjnego pomysłu. Na sobotniej konferencji prasowej minister spraw wewnętrznych Ronnie Shikapwasha zaprzeczył jakoby istniał plan zawieszenia prawa do zgromadzeń publicznych i stwierdził, że prasa źle zinterpretowała słowa jego zastępcy. Zapewnił też, że zgromadzenia publiczne mogą się odbywać zgodnie z dotychczasowym prawem.
Źródłem popularności Saty, a zarazem ostrości jego konfliktu z władzami jest panująca w Zambii nędza. Mimo pozytywnego trendu w gospodarce (wzrost gospodarczy wynosi 5.1 procent a inflacja spadła z 30 do 8 procent) PKB per capita wynosi wciąż 395 dolarów na osobę. Zambia pozostaje w ten sposób jednym z najbiedniejszych państw na świecie. Oblicza się, że aż 70 procent jej mieszkańców żyje za mniej niż dolar dziennie. Wielu Zambijczyków uważa, że z owoców wzrostu gospodarczego korzystają jedynie zagraniczni inwestorzy, zwłaszcza ci którzy inwestują w główne zambijskie bogactwo – miedź.
Michael Sata obiecuje całkowitą zmianę dotychczasowego kierunku polityki gospodarczej, stąd wielu uważa go za lewicowego populistę. Za winnych nędzy Zambijczyków uznaje zagranicznych inwestorów – Chińczyków, Hindusów i Libańczyków – i obiecuje ich wypędzenie z kraju. Ciepło wyraża się też o dyktatorze Zimbabwe - Robercie Mugabe.
Na podstawie: BBC, www.news24, „Mail&Guardian”