Dane z USA powodem powrotu pesymizmu
- Przemysław Kwiecień, X-Trade Brokers
W ciągu ostatnich tygodni można było odnieść wrażenie, iż dane makroekonomiczne, nawet te dotyczące amerykańskiej gospodarki, mają drugorzędne znaczenie. Skoro rynek nie zareagował nawet jednoznacznie na miesięczne dane z rynku pracy, to czemu miałby reagować na inne publikacje. Rzeczywiście to czy w danym dniu notowania zmienią się pod wpływem konkretnej figury zależy też od innych czynników.
Są one jednak mimo wszystko kluczowym elementem i stanowią bardzo ważne tło kształtujące sentyment rynkowy. Dane z USA od pewnego czasu są po prostu złe i pisaliśmy już, iż naszym zdaniem sytuacja w tym zakresie szybko się nie poprawi. Sprzedaż detaliczna jest na minusie po raz pierwszy od października 2002 roku, zaś indeks aktywności w rejonie Nowego Jorku ma wartość najniższą odkąd jest publikowany. Dane mimo wszystko mogą być dla niektórych inwestorów zaskoczeniem, gdyż kilka poprzednich miesięcy ostatecznie okazało się lepszych niż wcześniej oczekiwano. Należy jednak pamiętać o wiosennym impulsie fiskalnym, którego efekt obecnie zanika. Spora dawka danych z USA również dziś. Czekają nas dane o produkcji przemysłowej (godzina 15.15, konsensus –0,9% m/m), indeksie aktywności w rejonie Filadelfii (godz. 16.00), wrześniowe dane o inflacji (14.30, konsensus 0,0% m/m i 5% r/r) oraz oczywiście cotygodniowe dane o nowych bezrobotnych (również 14.30, konsensus 470 tys.). Ponadto podane zostaną kolejne wyniki finansowe, m.in. Citigroup, które mogą mieć bardzo silny wpływ na sentyment rynkowy.Ten zaś jest znowu bardzo słaby, a raczej należałoby powiedzieć – zakrawający na panikę. Wczorajsza sesja może nie miała tak dramatycznego przebiegu jak piątkowa, jednak na koniec minionego tygodnia w USA zobaczyliśmy pewne odbicie. Tymczasem wczoraj to właśnie na koniec sesji na Wall Street inwestorzy pozbywali się akcji prowadząc do największych procentowych spadków w historii i „ustawiając” w podobnym tonie sesję w Japonii. Dzisiejszy dzień, biorąc pod uwagę również ilość nowych informacji, zapowiada się bardzo emocjonująco.
Waluty – Na rynek walut powraca niepokój
Sytuacja, w której dana waluta zyskuje na słabych danych z macierzystej gospodarki nie należy do normalnych, nawet jeśli mowa o dolarze amerykańskim. Jednak o tym, że sytuacją normalną nie jest, powszechnie wiadomo. Para EURUSD oscylowała wczoraj przez większość dnia wokół poziomu 1,36, a przed danymi odnotowała nawet wzrost do poziomu 1,3690. Mimo fatalnych danych (a tak naprawdę w dużej części przez nie), notowania obniżyły się do zaledwie 1,3350 podczas handlu w Azji. Jednocześnie dolar tracił do jena i notowania USDJPY powróciły poniżej 100,00. Taki układ to oczywiście powrót awersji do ryzyka na rynek i to nie może dziwić w kontekście notowanych jednocześnie spadków na rynkach akcji. To pokazuje jednocześnie, jak zawodna na rynku walutowym w krótkim okresie jest analiza fundamentalna. W ostatnich dniach znajdziemy sporą zależność notowań wymienionych par od indeksów akcji i rzeczywiście para EURUSD ma jeszcze ponad figurę do minimów z poprzedniego piątku – również indeks S&P500 ma tu niewielkie bufor.
Takie rozdanie na głównych parach nie może pozostać obojętne dla walut rynków wschodzących. Zwłaszcza, że agencja S&P rozważa obniżenie ratingu dla Węgier (obecnie BBB+), w wyniku znacznie utrudnionego finansowania dla lokalnych banków. Informacja podana została wczoraj wieczorem, jednak rynek dyskontował ją już w trakcie dnia (forint stracił do euro niemal 8%, podczas gdy złoty niewiele ponad 1%), gdyż problemy na węgierskim rynku nie są nowym fenomenem, zaś rząd zwrócił się z prośbą o pomoc do Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Jest to kolejny przykład ceny jaką Węgry płacą za nieodpowiedzialną politykę fiskalną, jednak warto podkreślić, że sytuacja może mieć pewien wpływ również na inne waluty regionu. Złoty, który wczoraj do głównych walut tracił umiarkowanie (kurs USDPLN wzrósł do 2,60, EURPLN do 3,53) straci mocno na początku handlu w wyniku nocnych spadków na EURUSD i USDJPY.
Surowce – Recesja skuteczniejsza od amerykańskiej armii
Nowa fala wyprzedaży na rynkach akcji i związane z nią umocnienie dolara wobec euro nie mogły zostać obojętne dla rynku surowców, gdzie znów obserwujemy bardzo duże spadki. W przypadku ropy spadek przekracza 5 USD za baryłkę i po raz pierwszy od sierpnia ubiegłego roku kosztuje ona (mowa o gatunku Brent) mniej niż 70 USD. Jednocześnie, warto przypomnieć, że poważniejsze wsparcie znajduje się dopiero w pobliżu 51 USD. Nawet jeśli ceny ropy nie spadną tak bardzo, oznacza to spore zmiany, nie tylko dla inwestorów. Drożejąca ropa oznaczała bowiem nie tylko problemy dla firm z USA, UE czy Japonii, ale także spore zmiany geopolityczne. Na poziomach zbliżonych do tegorocznych szczytów rynek ropy wart był 9% globalnego PKB (co samo w sobie pokazuje absurdalność wypowiedzi, iż baryłka mogłaby kosztować np. 400 USD – na tyle wycenił ją szef Gazpromu). Obecna cena to już nawet nie połowa tegorocznego maksimum, a to oznacza dość wyraźne wsparcie dla przeżywającej kłopoty gospodarki zachodu, ale także dezaktualizuje zagrożenia związane z przepływem znaczących środków do takich krajów jak Iran, Rosja czy Wenezuela. Oczywiście nie jest powiedziane, że ropa nie będzie już drożeć (zapewne odbije razem z indeksami akcji w momencie ożywienia), ale zachodni przywódcy w najgorszym razie mocno zyskali na czasie. Podziękować muszą m.in. „spekulantom”, których chcieli wyeliminować z rynku, gdy ropa biła w lecie kolejne rekordy.