Nikt nie wie, gdzie jest dno
- Piotr Kuczyński, Xelion
W USA we wtorek obóz byków usiłował walczyć o ocalenie super-wsparcia, ale dane makro mu w tym nie pomagały. Żadnego znaczenia nie miał jednak raport o cenach produkcji. Inflacja w cenach producenta (PPI) spadła aż o 2,8 procent, ale po wyłączeniu żywności i cen energii wzrosła o 0,4 procent (w stosunku do poprzedniego miesiąca). Duże spadki cen ropy musiały doprowadzić do takiego ruchu cen produkcji. Publikacja indeksu rynku nieruchomości podawanego przez NAHB zdecydowanie nie mogła jednak nikogo ucieszyć. Oczekiwano, że się nie zmieni, a tymczasem spadł z 14 do niewiarygodnie niskiego poziomu 9 pkt. (najniższy w historii indeksu, czyli od 1985 roku). Na nastroje inwestorów giełdowych wpływały również dyskusje, które Henry Paulson i Ben Bernanke, szef Fed prowadzili z komisjami Kongresu. Kongresmani chcą środkami z TARP pomagać między innymi zadłużonym kredytobiorcom hipotecznym. Paulson i Bernanke się na to nie godzą. Szef Fed powiedział między innymi, że warunki udzielania kredytów w USA są wciąż dalekie od normalnych, a „użycie środków z TARP w celu kupna udziałów w bankach jest niezbędne, bo doprowadzi do powrotu zaufania i do normalnego funkcjonowania rynków kredytowych”. Takie dyskusje potęgowały niepewność i nie sprzyjały bykom.
Ze spółek dochodziły zróżnicowane informacje. W swoim raporcie kwartalnym Home Depot pokazał zyski spadające o 31 procent i sprzedaż spadającą o 6 procent, ale akcje drożały, bo wynik był lepszy od prognoz. Dużo lepiej wyglądał raport Hewlett Packard. Zysk był lepszy od oczekiwań, a prognozy optymistyczne. Cena akcji też rosła i to w wymiarze dwucyfrowym. Drożały też akcje Yahoo reagując w ten sposób na informację o rezygnacji Jerry Yanga, dyrektora wykonawczego (CEO) spółki. Obciążeniem był sektor producentów samochodów prowadzony w dół przez GM (gracze przestają wierzyć w pomoc rządu dla tej firmy). Traciły też akcje w sektorze finansowym. Tam analityk Deutsche Bank obniżył rekomendację dla Citigroup. Sektorowi wysokich technologii szkodził Corning (anulował poprzednie prognozy zmieniając je na dużo gorsze).
Faktem jest, że takie informacje ze spółek powinny były pomóc bykom w ocaleniu wsparcia z 10. października. Nie było to jednak wcale proste. Od 15.30 do 18.00 indeks S&P 500 wzrósł o prawie 2 procent, ale podaż nie ustąpiła. W ciągu godziny sprowadziła indeks do poziomu poniedziałkowego zamknięcia, opublikowany wtedy indeks rynku nieruchomości postawił kropkę nad i. Wszystkie indeksy zabarwiły się na czerwono, a S&P 500 na dwie godziny przed końcem sesji zaczął się kręcić koło październikowego wsparcia. Szczególnie ostatnie 30 minut było pełne emocji. Byki atakowały, ale podaż dzielnie się broniła, a indeksem „rzucało” w górę i w dół. Końcówka jednak była wygraną byków. Indeks wzrósł, a wsparcie się obroniło.
To nie znaczy, że od środy indeksy będą już tylko rosły, ale znacznie zwiększa szansę na ruch do 1000 pkt. - zgodnie z powiedzeniem, że to, co długo nie może spaść musi wzrosnąć. Pamiętać jednak też trzeba, że jest też i druga strona medalu – jeśli coś (w tym przypadku indeks S&P 500) nie może długo spaść, a w końcu jednak wsparcie przebija to dalszy spadek jest bardzo gwałtowny. Tak więc jesteśmy ciągle w bardzo newralgicznym punkcie. Po sesji nastroje były nadal dobre. AHI (indeks handlu posesyjnego) wzrósł o 0,58 proc. Jednak rano kontrakty na amerykańskie indeksy spadały pociągnięte w dół przez spadki w Azji. Azjaci nie przejęli się rajdem w USA, ale oni często mają inne niż reszta świata. Czekamy z niepokojem, co Amerykanie zrobią dzisiaj w ostatniej godzinie handlu.