Romney zgarnia Arizonę i Michigan
W nocy z 28. na 29. lutego polskiego czasu rozstrzygnęły się losy kandydatów Republikanów w dwóch kolejnych stanach - Arizonie i Michigan. Pozycję lidera ugruntował Mitt Romney, choć widać wyraźnie, że Rick Santorum nie zamierza odpuszczać. Ile jeszcze będzie musiał wydać na swoją kampanię Romney, żeby przypieczętować swoje zwycięstwo?
"W Arizonie bez zmian" - tak można by podsumować prawybory w tym stanie. Sondaże od początku dawały przewagę Romney'owi, który ostatecznie zebrał 47,3% wszystkich głosów, zostawiając w tyle Santoruma z wynikiem 26,6%. Prawdziwym sprawdzianem dla sztabu Romney'a miało być jednak Michigan - rodzinny stan tego kandydata. Być może właśnie dlatego rywalizacja w tym stanie była tak napięta. Ciśnienie Romney'a dodatkowo podnosił fakt, że pierwsze przeliczone głosy dawały kilkuprocentową przewagę Santoruma. Sytuacja odwróciła się po podliczeniu 30% wszystkich głosów - już wtedy było wiadomo, że wygra Romney, pozostawało jednak pytania - z jaką przewagą i ile z 30 głosów elektorskich uda mu się zdobyć.
Ostatecznie różnica między oboma kandydatami wyniosła 3% na korzyść Mitta Romney'a (41% do 38%). Co ciekawe, zwycięstwo zapewniły mu gęściej zaludnione okręgi wyborcze w centrum i na wschodzie stanu. Jeśli przyjąć kryterium ilościowe zwycięstw w poszczególnych okręgach, to prawybory wygrałby Santorum. Obaj kandydaci do ostatnich chwil wstrzymywali się z publicznym zabraniem głosu. Przemówili za to Newt Gingrich, który zamiast komentować politykę skupił się na wspominaniu anegdot z czasów swojej profesury na Georgia University, a także Ron Paul, który kolejny już raz poświęcił swoją mowę...krytykowaniu Ricka Santoruma. Na pytanie dziennikarzy, czy jego oskarżenia pod kierunkiem tego kandydata nie wynikają przypadkiem z tajnego paktu między nim a Romney'em, Paul odpowiedział jedynie: "A po co miałbym to robić?".
Najciekawszym aspektem wyborów w Michigan nie były jednak same wyniki, ale rozkład głosów wśród poszczególnych grup wyborców. Ponad 60% wszystkich głosujących określiło się jako "umiarkowanie" lub "radykalnie konserwatywnych" - ci drudzy głosowali w większości na Santoruma. Ponad 20%, które stanowili wyborcy "liberalni" to głównie elektorat Paula i Romney'a. Wśród wszystkich wyborców ponad 10% określiło się jednak jako posiadających poglądy "demokratyczne". To ta grupa stała się wczoraj języczkiem u wagi mediów - większość z nich zagłosowała na Santoruma, zapewne w celu zablokowania nielubianego przez nich Romney'a.
Teraz ta sama uwaga skupi się na tzw. "Superwtorku" (6 marca), kiedy to do urn wybiorą się republikańscy wyborcy w aż 10 stanach.