USA/ Jedyna nadzieja w Fed i administracji?
- Piotr Kuczyński, Xelion
W poniedziałek niespodzianki na giełdach europejskich nie było. Indeksy spadały po 2-4 procent. Największe straty notowano oczywiście w sektorze bankowym, a liderem spadków był szwajcarski UBS, co do którego po parkiecie krążyły różne pogłoski. Inwestorzy byli bardzo zaniepokojeni i nic w tym dziwnego. Było się czego bać. Im bliżej było do rozpoczęcia sesji w USA tym gorzej wyglądała sytuacja. Nie pomagały też fatalne amerykańskie, dane makro (o tym niżej). Wydawało się, że atak byków na początku amerykańskiej sesji zmniejszy skalę spadków w Europie, ale sesje kończyły się tam wtedy, kiedy w USA indeksy już szybko spadały, więc nie udało się uchronić europejskich giełd przed 3 do 4-procentowymi spadkami.
Pisząc o rynku amerykańskim muszę na początku przypomnieć to, co pisałem w poniedziałek rano. W niedzielę (sic!) Fed obniżył stopę dyskontową do 3,25 proc. Poza tym uruchomił nowy program kredytowy umożliwiający zaciąganie pożyczek bezpośrednio w Fed instytucjom zaliczanym do tzw. primary dealers (nie tylko bankom). To pierwsza taka decyzja Fed od czasu Wielkiej Depresji lat 30-tych XX wieku. Nic dziwnego, że wywołała przerażenie. Bardzo zaniepokoiła też graczy oferta JP Morgan Chase, który chce kupić Bear Stearns płacąc po 2 dolary za akcję. Przypominam, że w piątek po 47 procentach spadku jedna akcja kosztowała 30 USD. Inaczej mówiąc spółka o 85-letniej historii, która w czwartek wyceniana była na ponad 7 mld USD w niedzielę kosztowała już tylko 240 mln USD. To pokazało jak szybko nawet tak stara firma (85 lat) może upaść.
Nie pomagały też graczom dane makro. Mogły tylko bardzo niepokoić. Indeks NY Empire State (pokazuje on jak w marcu zachowuje się gospodarka w regionie Nowego Jorku) gwałtownie spadł do poziomu – 22,2 pkt. (oczekiwano wzrostu), czyli do poziomu najniższego w historii tego indeksu. Napływ kapitałów netto do USA był w styczniu mniejszy od oczekiwań. Okazało się też, że dynamika produkcji spadła aż o 0,5 procent (oczekiwano spadku o 0,1 proc.), zmniejszyło się też wykorzystanie potencjału produkcyjnego USA (80,9 proc.). Nie poprawiła się też sytuacja na rynku nieruchomości. Na 3 godziny przed końcem sesji NAHB (stowarzyszenie budowniczych domów) opublikowało swój indeks rynku nieruchomości, który co prawda się nie zmienił, ale pozostał bardzo blisko historycznego minimum.
Posiadacze akcji zaczęli się bać, że w kolejce za Bear Stearns stoją inne instytucje finansowe. Mówiło się w poniedziałek znowu dużo o Lehman Brothers. Nic dziwnego, że cena akcji tej firmy spadała nawet o 20 procent. Problem jest w tym, że jeśli firma ma niezbyt duże kłopoty finansowe, a rynek zacznie podejrzewać, że są one dużo większe to staje się to samosprawdzającą przepowiednią. Inwestorzy uciekają, nikt nie chce pożyczyć pieniędzy i kończy się bankructwem. Sytuację firmy pogarszają obniżone rekomendacje. Taką właśnie opublikował UBS w stosunku do Lehman Brothers i Goldman Sachs.
Jedyną nadzieję upatrywano w działaniu Fed i Working Group on Financial Markets. I to właśnie oczekiwanie na nieuchronne, duże cięcia stóp i nowe inicjatywy administracji amerykańskiej podtrzymywały ceny akcji i giełdowe indeksy. Już na początku sesji, kiedy indeksy szybko spadły testując styczniowe minima pojawił się popyt, który był niczym innym jak zamykaniem krótkich pozycji. Kto chciałby mieć krótkie pozycje wtedy, kiedy któraś z inicjatyw Fed i administracji znowu doprowadzi do czteroprocentowych wzrostów, podobnych do tych, które widzieliśmy we wtorek? Po tym ataku byków indeksy zaczęły się osuwać, ale wiadomo było, że jeszcze jeden atak zobaczymy. Rozpoczął się on na dwie godziny przed końcem sesji i zakończył powodzeniem przypadku indeksu DJIA, niepowodzeniem w przypadku indeksu NASDAQ (-1,6 proc.) i nijakim zamknięciem, jeśli chodzi o indeks szerokiego rynku S&P 500 (-0,9 proc.). Brak mi ciągle w tym wszystkim białej flagi byków. Po takich spadkach zazwyczaj całkowita rezygnacji z obrony daje szansę na wyznaczenie twardego dna.
Dzisiaj najważniejszym wydarzeniem będzie posiedzenie FOMC. Z decyzją FOMC, a szczególnie z reakcją na tę decyzję mam spory kłopot. Rynek generalnie oczekuje cięcia o 75 pb. (do 2,25 proc.) lub nawet o 100 pb., ale spora część banków czeka jednak na 50 pb. W obu przypadkach jest to igranie z ogniem, zachęcanie inflacji do wzrostu, ale Fed nie reaguje na krytyczne głosy i robi to, co postanowił. Jeśli obetnie o 50 pb. to część graczy będzie zwiedziona, a część postanowi zrealizować zyski, co może doprowadzić do spadku indeksów. Jeśli cięcie będzie większe to chęć zrealizowania zysków zmierzy się z zadowoleniem wynikającym z tego, że Fed zrobił znowu to, czego rynek chciał. Jest też jeszcze sama treść komunikatu. Fed z pewnością będzie chciał uspokoić rynek. Co z tego wyjdzie? Zapewne wzrost indeksów. Przypominam jednak, że cokolwiek by się nie stało to prawdziwą reakcję często widzimy dopiero dzień później.