Strajk w Chile: protestujący żądają zmian
Dwudniowy strajk generalny przeprowadzony w Chile w dniach 24 - 25 sierpnia odbył się pod hasłami walki o przeprowadzenie dalekosiężnych reform oraz wsparcia trwających już trzy miesiące protestów studenckich.
Strajk generalny został zarządzony przez największy w kraju związek zawodowy - La Central Unitaria de Trabajadores (CUT), którego celem było zmobilizowanie głównie pracowników sektora publicznego do dwudniowych protestów. Tymi działaniami CUT chciał zmusić rząd do uchwalenia nowej konstytucji, przeprowadzenia reform gospodarczych oraz wesprzeć protesty studentów.
Głównymi żądaniami związku była głęboka zmiana systemu polityczno-ekonomicznego, którego podwaliny sięgają jeszcze czasów dyktatury Pinocheta (1973-1990). Obowiązujące aż po dziś dzień przepisy i ustalenia zapewniły Chile wzrost gospodarczy i poczucie stabilności, przyczyniając się jednocześnie do powiększania się przepaści między bogatymi a biednym. Dobrze wczuwając się w atmosferę chęci zmian panującą w kraju, CUT dołączył się również do postulatów studentów, których trzymiesięczne protesty dotyczące bezpłatnej edukacji doprowadziły do spadku popularności prezydenta Sebastiana Pinery do 25 proc.
Przez czas trwania protestów w Chile doszło do wielu pojedynczych incydentów między demonstrującymi w centrach większych miast a policją. Protestujący budowali barykady z płonących opon i podpaliali samochody, co jednak nie wpłynęło znacząco na zakłócenia w komunikacji na ulicach Santiago. Nie odnotowano również zakłoceń w ruchu lotniczym ani morskim. Normalnie funkcjonowały też instytucje finansowe i sektor usług. W strajku mieli również uczestniczyć pracownicy kopalni miedzi, które wydobywają najwięcej tego metalu na świecie, ale choć indentyfikują się oni z postulatami protestujących, to nie brali w nim czynnego udziału.
Jednak ocena strajku zdecydowanie zależy od strony, która ją wygłasza. Strona rządowa utrzymuje, że strajk generlany minął "normalnie". Doszło, co prawda do kilku incydentów, ale według Pałacu Prezydenckiego tylko 1 proc. pracowników prywatnych i 5 proc. pracowników sektora publicznego zastrajkowało. Sam prezydent oskarżył protestujacych o chęć zablokowania kraju i wyrządzenia krzywdy Chilijczykom. Zaapelował również do opozycji o wspieranie rządu, a nie pogarszanie napiętych i tak relacji.
CUT ogłosił natomiast sukces, gdyż rozpropagował swoje postulaty oraz zachęcił, według własnych danych, aż 80 proc. pracowników publicznych do udziału w strajku. Dane udostępnione przez chilijski rząd mówią o 175 tysiącach osób protestujących w całym kraju. Związki zawodowe wskazują liczbę sześciuset tysięcy strajkujących. Początkowe dane oficjalne mówią o 348 zatrzymanych, 17 rannych cywilach i 19 policjantach. Jednak strajk generalny bardziej niż powszechny paraliż przypominał raczej zwykłe protesty. Może to wynikać z niezbyt mocnej pozycji związków zawodowych w Chile, które są osłabione od czasów dyktatury i zrzeszają około 10 proc. siły roboczej kraju.
Z drugiej strony był to pierwszy czterdziestoośmiogodzinny strajk generalny od czasów dyktatury Pinocheta, który może stanowić zapowiedź podobnych działań podczas kampanii do wyborów lokalnych w 2012 roku i prezydenckich w 2013.
Na podstawie: El Pais, El Mundo, aollatino.com