Zamach w Jemenie
W czerwcu, kiedy siły jemeńskie we współpracy z USA, w ramach operracji trwającej od maja 2012 roku, odbiły z rąk terrorystów poudniowe prowincje kraju, wydawało się, że komórki Al-Kaidy w Jemenie słabną. Jak pokazał czas utrata terytorium nie była dla terrorystów kwestią o znaczeniu strategicznym, czego przykładem jest sobotni atak na kondukt pogrzebowy.
Władze jemeńskie nie udzielają oficjalnych informacji na temat zamachu. Mówi się o 20-25 osobach zabitych oraz wielu rannych. Guberntator prowincji Abyan Jamal al-Aqal oświadczył, że zostało wszczęte śledztwo w sprawie. Wszystko wskazuje na to, że sprawca zamachu bombowego należał do Ansar al-Szarijatu (lokalnego odłamu al-Kaidy).
W tym samym czasie toczyły się walki z al-Kaidą w pozostałych częściach prowincji. W środę (1 sierpnia) został zaatakowany posterunek jemeńskiej policji, w wyniku czego zginęło pięć osób. W sobotę, w dzień ataku na kondukt pogrzebowy, w miejscowości Hadramawt w wyniku ataku amerykańskich dronów (samolotów bezzałogowych) zginęło pięciu członków organizacji.
Wydarzenie pokazuje, że siły jemeńskie, mimo zaangażowania sił amerykańskich oraz skierowania w rejon Półwyspu Arabskiego dronów, nie są zdolne do pokonania, a nawet ograniczenia zasięgu działania al-Kaidy w swoim kraju. Istnieje obawa, że z trudem odbita z rąk terrorystów prowincja ponownie wejdzie w ich "władanie". Dadatkowym zagrożeniem jest fakt, że prowincja leży bezpośrednio nad Zatoką Adeńską, co rodzi niebezpieczeństwo współpracy z piratami oraz terrorystami z somalijskiej organizacji al-Shabaab.
Na podstawie: aljazeera.com; bbc.co.uk