Azerbejdżan/ Rozpadł się wspólny blok opozycji
Partia „Musawat”, jedno z trzech ugrupowań tworzących opozycyjny blok „Azadłyg”, podała do wiadomości, że opuszcza szeregi zjednoczonej azerskiej opozycji. O swojej decyzji „Musawat” poinformował w krótkim oświadczeniu wydanym 9 lutego. W dokumencie wymienia się różnice taktyczne w walce politycznej w okresie powyborczym oraz narastający brak zgodności wewnątrz bloku, a także nieudaną akcję na mityngu opozycji 26 listopada 2005 roku i brak wspólnego stanowiska wobec sprawy powtórnych wyborów. „Musawat” zarzucił też swoim niedawnym sojusznikom z "Azadłygu" prowadzanie wrogiej kampanii medialnej na szeroką skalę.
Wiec niezgody
Po wyborach parlamentarnych z 6 listopada 2005 roku opozycja azerska skupiona w bloku „Azadłyg” rozpoczęła akcję protestacyjną, kwestionując uczciwość podanych przez władze rezultatów. Kulminację protestów stanowił wiec z 26 listopada: demonstranci podjęli wtedy próbę przekształcenia manifestacji w permanentny protest. Próba zakończyła się jednak niepowodzeniem, a manifestacja została brutalnie rozgoniona przez policję.
W wypowiedzi dla Radia Wolna Europa Isa Gambar, szef „Musawatu”, stwierdził, że decyzję o pozostaniu na ulicach Baku od początku uważał za błędną: „Sądziliśmy [kierownictwo "Musawatu"], że ani społeczeństwo ani opinia publiczna nie były gotowe na tego rodzaju [permanentny] protest, że władze stłumią go surowo a potem zakażą wszelkich dalszych masowych akcji protestacyjnych, co ograniczy nasze szanse na prowadzenie walki demokratycznej”. Inaczej oceniał sytuację inny opozycyjny lider, Ali Kerimli, kierujący „Azadłygiem”, a zarazem szef „Partii Front Ludowy”, kolejnego ugrupowania wchodzącego w skład z opozycyjnej „trójki”.
Bojkotować czy dać się wybrać?
Decyzją Sądu Najwyższego Azerbejdżanu wybory uznano na początku grudnia za ważne („Azadłyg” uzyskał dziewięć ze 125 mandatów, z czego cztery przypadły dla „Musawatu”), nakazując jednak powtórzenie głosowania w dziesięciu okręgach (ma to nastąpić 13 maja 2006 roku). W reakcji na to opozycja, która oskarżała władzę o fałszerstwo na znacznie większą skalę, umówiła się, że w ramach protestu jej dziewiątka deputowanych nie obejmie należnych jej miejsc w parlamencie oraz że „Azadłyg” zbojkotuje powtórne majowe wybory. Nawet bowiem w przypadku odniesienia zwycięstwa przez kandydatów opozycji w majowej "dogrywce", wynik taki miałby tylko symboliczną wymowę, i nie zmieniłby zasadniczo układu sił w parlamencie.
Jednak 5 lutego „Musawat” wyłamał się ze wspólnego opozycyjnego frontu i wypowiedział się przeciw takiemu bojkotowi. Tłumacząc radykalną zmianę strategii, Gambar stwierdził: „To logika nakazała nam podjęcie takiej decyzji. Jeśli mielibyśmy odmówić udziału w majowym powtórnym głosowaniu, to najlepiej od razu odmówić udziału we wszystkich wyborach w nadchodzących dekadach. Reprezentanci reżimu Alijewa nigdy nie zdemokratyzują prawa wyborczego lub praktyk wyborczych z własnej inicjatywy. Dlatego musimy walczyć. Będziemy w stanie zmieniać obecny stan rzeczy tylko jeśli będziemy kontynuować walkę. Będąc partią parlamentarną, chcemy wziąć udział w nachodzących wyborach.”
Zupełnie inaczej widzi to Ali Kerimli: „Stwierdziliśmy, że nie będziemy uczestniczyć w tym wyborczym teatrze, który jest organizowanym przez władze. Zamiast demokratycznych wyborów, za każdym razem mamy wyborczy show. Nie chcemy odgrywać przeznaczonej dla nas przez władze roli opozycji. Nie uznajemy sfałszowanych rezultatów wyborów [listopadowych]. To jest kość niezgody między naszymi partiami. Inne powody [podawane przez Musawat] to tylko wymówki”.
Gambar powiedział, że liczy na dalszą współpracę z ugrupowaniem kierowanym przez Kerimlego, choć już nie w ramach „Azadłygu”. Z kolei Kerimli zapowiedział, że do „Azadłygu” dołączą kolejne ugrupowania: „Partia Liberalna” Lale Sokwet-Haczijewej oraz „Partia Niepodległości Narodowej Azerbejdżanu” Alego Alijewa.
Cytowani przez Radio Wolna Europa obserwatorzy azerskiej sceny politycznej są podzieleni co do zasadności kroku, jaki podjął „Musawat”. Niektórzy uznają to wręcz za zdradę i wejście w kolaborację z reżimem Ilhama Alijewa, inni mówią o co najmniej nierozważnym działaniu, prowadzącym do rozbicia i tak już sfragmentaryzowanej i słabej opozycji. Nie brak jednak też głosów chwalących pragmatyzm Gambara: zdaniem Zardusta Alizade listopadowe wybory to już historia, nad którą należy przejść do porządku, tym bardziej, że ich wyniki zostały w praktyce uznane przez Radę Europy i USA. Celem opozycji powinno być za to jego zdaniem jak najlepsze przygotowanie się do walki wyborczej w 2008 roku, kiedy to odbędą się kolejne wybory prezydenckie. A łatwiej to zrobić posiadając zaplecze parlamentarne, niż pozostając poza parlamentem.
[na podst. day.az, rferl.org]