USA-Uzbekistan/ Strategiczny sojusz się chwieje
Krwawe wydarzenia w Andiżanie sprawiły, że strategiczny sojusz, zawiązany po 11 września 2001 roku przez USA i Uzbekistan, chwieje się w posadach. USA poparły żądania przeprowadzenia międzynarodowego śledztwa w celu wyjaśnienia okoliczności majowej masakry uzbeckich opozycjonistów. W odpowiedzi władze w Taszkiencie wprowadziły ograniczenia na korzystanie z dzierżawionej przez Amerykanów bazy lotniczej Karszi-Chanabad. Według analityków, obecnie prawdopodobne jest zbliżenie Uzbekistanu z Rosją oraz z Chinami.
Karimow przykręca śrubę
W ostatnich dniach reżim Islama Karimowa dodał „tak zwanych demokratów” do listy „wrogów wewnętrznych”, na której do tej pory znajdowały się głównie radykalne, zbrojne ugrupowania islamskie. 15 czerwca minister kultury Aliszer Azizkodżajew skomentował to następująco: „Jeśli mówimy o wrogach wewnętrznych, są ich dwa rodzaje. Jedni to religijni ekstremiści, a drudzy to tak zwani demokraci, którzy szerzą plotki i niepokój stawiające Uzbekistan w negatywnym świetle wobec świata”.
Od wydarzeń z 13 maja w Andiżanie w Uzbekistanie zaostrzona została kampania mająca na celu wyeliminowanie wszelkiej wewnętrznej opozycji. Coraz częstsze są aresztowania niezależnych dziennikarzy oraz działaczy domagających się przestrzegania praw człowieka. Władze konsekwentnie odmawiają też udzielenia zgody na przeprowadzenie niezależnego, międzynarodowego śledztwa mającego wyjaśnić kulisy andiżańskiej tragedii.
Wstępne wyniki oficjalnego dochodzenia prowadzonego przez państwo zostały ogłoszone 16 czerwca. Prokurator Anwar Nabijew, kierujący śledztwem, przyznał, że liczba zabitych jest trzykrotnie wyższa, niż pierwotnie informowano i wynosi 176 osób (nadal jest to jednak ustalenie dalekie od liczby siedmiuset pięćdziesięciu ofiar, na którą powołują się niektóre zachodnie źródła). Nabijew powiedział również, że zajścia były wynikiem „dobrze zaplanowanej i zorganizowanej akcji międzynarodowych radykalnych sił, których ostatecznym celem jest zmiana ustroju konstytucyjnego Uzbekistanu siłą”.
USA niezadowolone, Uzbekistan zdenerwowany
USA, nie kwestionując wprost uzbeckich ustaleń, żądają jednak ich zweryfikowania przez niezależne, międzynarodowe dochodzenie. Condoleezza Rice powiedziała 16 czerwca, że tylko takie podejście do sprawy byłoby „wiarygodne”. USA zaczęły także dawać do zrozumienia, że oczekiwały więcej po strategicznym sojuszu z Uzbekistanem, zawiązanym formalnie w marcu 2002 roku. Wiele wskazuje na to, że amerykańskie wsparcie, przeznaczone na walkę z międzynarodowym terroryzmem, służyło równie często do walki z wewnętrznymi przeciwnikami politycznymi prezydenta Karimowa. Postępów demokratyzacji w Uzbekistanie nie widać.
Rice stwierdziła, że administracja prezydenta Busha nieraz wywierała presję na Karimowa w sprawie uelastycznienia systemu politycznego kraju. Zdaniem amerykańskiej sekretarz stanu, właściwą reakcją na radykalizację opozycji (nie tylko islamskiej) byłoby raczej dopuszczenie jej do rywalizacji w ramach wolnych wyborów niż jej delegalizowanie i brutalne tłumienie wszelkich przejawów niezgody na rządy Karimowa. Należy jednak uczciwie zauważyć, że przed Andiżanem krytyka Uzbekistanu ze strony USA była tak dyskretna, że wręcz „niesłyszalna”.
Oświadczenia Rice wywołały rozgoryczenie i zdenerwowanie strony uzbeckiej. Cytowany wcześniej minister Azizkodżajew powiedział: „Ci, którzy uważają siebie za członków koalicji antyterrorystycznej, czasem wspierają (islamskich bojowników) w toczącej się (wokół wydarzeń w Andiżanie) wojnie informacyjnej”, jednoznacznie odnosząc się do postawy USA. Eksperci wskazują też, że wielkie zaniepokojenie władz w Taszkiencie wywołało domniemane zakulisowe wsparcie USA dla „kolorowych rewolucji” w Gruzji, na Ukrainie oraz w sąsiednim Kirgistanie. Można więc powiedzieć, że poziom wzajemnego zaufania na linii Waszyngton-Taszkient niebezpiecznie się obniżył.
Co dalej?
Niektórzy analitycy przewidują w obecnej sytuacji, że USA wycofają się z Uzbekistanu (na przykład do Afganistanu lub Kirgistanu), pozostawiając pole Rosji i Chinom. Choć bowiem zarówno USA, jak i zwłaszcza Rosji zależy na utrzymaniu stabilności w regionie, obie strony zdają się mieć zupełne różne zdanie co do metod prowadzących do tego celu. W toczącym się sporze o międzynarodowe śledztwo, Rosja bezwarunkowo poparła stanowisko Karimowa. Obrazuje to dobrze rosyjską taktykę, zakładającą utrzymanie status quo w regionie i oparcie się na sprawdzonych reżimach. Swoje powody do popierania reżimów sprzeciwiających się ostro wszelkim próbom islamizacji mają też Chiny, zmagające się z islamską mniejszością ujgurską.
Nie jest więc wykluczone, że prezydent Karimow, tradycyjnie lawirujący między trzema potęgami, zbliży się obecnie do Moskwy. Czy będzie to jednak zmiana trwała, trudno ocenić, zwłaszcza biorąc pod uwagę ambicje samego Uzbekistanu, przejawiane wyraźnie w drugiej połowie lat 90-ych, do odgrywania roli „mocarstwa regionalnego” w Azji Środkowej. Możliwe też , że wahające się obecnie USA skapitulują ostatecznie przed wymogami realpolitik i przedłożą swoje interesy strategiczne ponad doktrynę obrony praw człowieka i demokratyzacji Azji Środkowej.
[na podst. eurasianet.org, jamestown.org, utro.ru]