Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Zamieszki i represje po wyborach na Białorusi


20 grudzień 2010
A A A

Aleksander Łukaszenka wygrał wybory prezydenckie na Białorusi, zdobywając 79,7 procent głosów. Oficjalne wyniki wyborów po przeliczeniu wszystkich głosów podała nad ranem Centralna Komisja Wyborcza w Mińsku. Białoruska opozycja twierdzi tymczasem, że poparcie dla Łukaszenki nie przekroczyło 40 procent i domaga się drugiej tury wyborów. Wczoraj, w dniu wyborów, na Placu Niepodległości w Mińsku doszło do starć demonstrantów z milicją. W ocenie rozgłośni Radio Swaboda, w demonstracji białoruskiej opozycji uczestniczyło od 15 do 20 tysięcy osób. Niezależna agencja prasowa BiełaPAN informuje, że w trakcie rozpędzania demonstracji zostało zatrzymanych około 200 osób. Inne źródła mówią nawet o 500 zatrzymanych.

ImageZatrzymano między innnymi czterech opozycyjnych kandydatów na prezydenta. Są to: Mikoła Statkiewicz, Grigorij Kastusiew, Andriej Sannikau i jego żona, dziennikarka Irena Halik oraz Witalij Romaszewski. Ten ostatni został zawieziony karetką do szpitala. Wśród zatrzymanych jest też Andrzej Poczobut, prezes Rady Naczelnej Związku Polaków na Białorusi, nieuznawanego przez miejscowe władze. Uładzimir Niaklajeu, opozycyjny kandydat na prezydenta Białorusi, został wywieziony przez nieznane osoby ze szpitala w Mińsku. Trafił do szpitala wczoraj - po tym, jak został brutalnie pobity przez nieznanych sprawców. Rzeczniczka polityka Julija Rymaszueskaja poinformowała, że 7 osób w cywilnych ubraniach wtargnęło do szpitalnego pokoju, zawinęło Nieklajuewa w koc i wywiozło w nieznanym kierunku. Uładzimir Niaklajeu był jednym z głównych oponentów Aleksandra Łukaszenki w zakończonych wczoraj wyborach prezydenckich.

Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek w ostrych słowach potępił atak na Uładzimira Niaklajeua. "Ten tchórzliwy atak na bezbronnego, prezydenckiego kandydata jest skandaliczny i haniebny" - napisał w specjalnym oświadczeniu przewodniczący Europarlamentu. Buzek podkreślił, że tego typu działania są niedopuszczalne i zażądał od prezydenta Alekandra Łukaszenki natychmiastowego powstrzymania działań białoruskiej milicji i ukarania winnych. Dodał, że ten incydent rzuca się cieniem na prezydenckie wybory i stawia je w najgorszym możliwym świetle. Szef Parlamentu Europejskiego przekazał białoruskiemu opozycjoniście życzenia szybkiego powrotu do zdrowia.

Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych także ostro zaprotestowało przeciwko pobiciu w Mińsku białoruskich polityków opozycyjnych. W specjalnym oświadczeniu MSZ wyraziło głębokie zaniepokojenie brakiem informacji o okolicznościach pobicia i stanie zdrowia Niaklajeua oraz towarzyszących mu osób. MSZ uważa za absolutnie konieczne wyjaśnienie wszystkich tych kwestii. "Krytykujemy pobicia i aresztowania manifestantów oraz niedopuszczalną brutalność sił porządkowych. Apelujemy o niestosowanie przemocy w rozwiązywaniu konfliktu politycznego" - głosi oświadczenie Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Resort podkreślił, że w sprawie wyniku wyborów oraz ich przebiegu czeka na stanowisko misji OBWE, która na miejscu śledzi wybory prezydenckie na Białorusi.

Na Placu Niepodległości w centrum Mińska zebrało się wieczorem kilkanaście tysięcy zwolenników opozycji. Domagali się rozpisania drugiej tury wyborów, twierdząc, że obecny prezydent uzyskał mniej niż połowę głosów. Weduyg białoruskich mediów, działacze opozycji próbowali wedrzeć się do budynku, w którym mieści się siedziba rządu, niższej izby parlamentu oraz Centralnej Komisji Wyborczej. Stłukli kilka szyb, ale zostali odepchnięci od budynku przez siły porządkowe. Opozycjoniści twierdzą jednak, że brutalne działania sił porządkowych zostały sprowokowane. Szturm na siedzibę rządu i zdemolowanie drzwi wejściowych miay być dziełem prowokatorów. Milicjanci i żołnierze wojsk wewnętrznych rozpędzili demonstrantów, używając pałek. Są ranni wśród demonstrantów i dziennikarzy. Demonstracja trwała kilka godzin. Jej uczestnicy skandowali między innymi: "Tak dla Białorusi, nie dla Łukaszenki!". Na wiecu powiewały historyczne biało-czerwono-białe flagi. Tuż przed interwencją służb porządkowych ludzie odśpiewali białoruską wersję piosenki "Mury" Jacka Kaczmarskiego.

Franak Wiaczorka nie ma wątpliwości, że wybory prezydenckie zostały sfałszowane. Opozycjonista powiedział Informacyjnej Agencji Radiowej, że prawo wyborcze na Białorusi jest łamane, na co są liczne dowody. Jego zdaniem, ani obserwatorzy, ani członkowie komisji wyborczych nie mieli realnego dostępu do procesu liczenia głosów. Jedynie sekretarz i przewodniczący komisji znają prawdziwe wyniki. Franak Wiaczorka uważa, że Łukaszenka nie zdobył w tych wyborach nawet 50 procent głosów. Ocenia, że obecny prezydent mógł liczyć na 30-35 procentowe poparcie. Wiaczorka podkreślił, że uznanie tych wyborów przez inne kraje będzie oznaczało zalegalizowanie reżimu Łukaszenki. Według niego, dzisiaj wieczorem w Mińsku zbierze się taka sama, a może i potężniejsza demonstracja.