Obama: Rosyjski deal
Barack Obama nie popełniał takich gaf, w każdym razie były one mniej spektakularne i raczej nie utkwiły w pamięci. Jego stosunek do Federacji Rosyjskiej był o wiele bardziej wyważony i przemyślany niż wypowiedzi republikańskich kandydatów w wyborach prezydenckich z zeszłego roku.
Przypomnijmy, podczas jednej z debat wyborczych padło pytanie: jaką politykę zagraniczną powinniśmy prowadzić w stosunku do Rosji, aby nie wywołać kolejnej zimnej wojny? Pierwszy do głosu został dopuszczony McCain, który stwierdził, że Rosja zachowuje się poniżej normy. Była to odpowiedź oczywiście w kontekście niedawnych (w tamtym czasie) wydarzeń związanych z wojną gruzińsko-rosyjską o Abchazję i Osetię Południową. McCain i Palin twierdzili, że był to niesprowokowany atak mocarstwa rosyjskiego na małe i „demokratyczne” państwo. Dalej McCain przekonywał, że trzeba Gruzji (oraz Ukrainie) okazać wsparcie i pomoc. To oczywiście mogło prowadzić do otwartej konfrontacji z Rosją. Ale widocznie McCain nie przyjmował tego do wiadomości, żartując z Putina, że gdy spojrzał w jego oczy zobaczył KGB.
Na to samo pytanie Barack Obama odpowiedział bardziej dyplomatycznie – tzn. nie krytykując otwarcie Rosji, ale wyrażając swoje poparcie dla Gruzji. Trzon jego wypowiedzi osadzał się wokół popierania takich nacji, jak Polska, Litwa, Łotwa, Estonia, a także Gruzja i Ukraina. Mówił, że kluczem do sukcesu w relacjach z Rosją są dobre stosunki, szczególnie na kanwie bezpieczeństwa energetycznego.
Podczas jednej z debat padło też pytanie, czy Rosja to dalej imperium zła? Obama podkreślił, że w Rosji wciąż widoczne są nacjonalistyczne zapędy, więc nie można jej uważać za w pełni bezpieczny dla Stanów Zjednoczonych kraj (i chyba nigdy nie będzie można).
Nie przeszkadzało to jednak Obamie układać się z Rosją ponad głowami swoich środkowoeuropejskich sojuszników. Nie można nawet napisać, że kosztem sojuszników, gdyż kto zna amerykańską politykę wobec krajów Europy Wschodniej (Niemcy nie robią rozróżnienia na Europę Środkowo - Wschodnią, co dopiero Amerykanie), czyli Polski, wie że słowa o „popieraniu” nas to raczej puste frazesy. Więc Obama zrezygnował z instalacji tarczy rakietowej w Polsce (jakkolwiek kontrowersyjny był to pomysł) i uzyskał poparcie Rosji w sprawach Iranu. Rosja zgodziła się, że Ahmadineżad (prezydent Iranu) nie może wejść w posiadanie arsenałów niekonwencjonalnych, a jego program wzbogacania uranu jest nielegalny i powinien zostać zakończony.
Stosunki amerykańsko – rosyjskie układają się w kształcie sinusoidalnym. Raz jest dobrze (po ataku na WTC 2001 r., raz jest źle – inwazja na Irak itd.). Obama wskoczył na wznoszącą się sinusoidę i tym samy osiągnął wszystko co chciał – tzn. rezygnując z tarczy, obiecał nam inny projekt, polepszył stosunki z Rosją i zyskał tym samym sojusznika w walce z irańskim programem nuklearnym.