Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Obama i Irak: Drugiego Holocaustu nie będzie


29 październik 2009
A A A

„My skończymy wojnę w Iraku, a McCain nie”, grzmiał w przedwyborczych debatach Joe Biden, wtedy kandydat na wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych.”Stabilizacja, stabilizacja i jeszcze raz stabilizacja, a po 16. miesiącach wycofanie się z kraju” – takie były przedwyborcze założenia najbardziej doświadczonego pracownika administracji Baracka Obamy.

Przypomnijmy, w przedwyborczych pojedynkach dla Obamy priorytetem było zniszczenie Al-Kaidy za wszelką cenę oraz rozmowy z Iranem bez żadnych warunków wstępnych. Podczas pierwszej debaty Obama vs McCain padło pytanie o to, czy USA powinno respektować suwerenność Pakistanu czy pogwałcić ją w celu pogoni za członkami Al-Kaidy, przedostającymi się tam głównie z ogarniętego wojną Afganistanu? Obama bez ogródek potwierdził: „zniszczymy Al-Kaidę – to priorytet dla bezpieczeństwa narodowego”. Po chwili dodał: „nie chcemy atakować Pakistanu, ale jeśli oni nie podejmą koniecznych kroków my musimy działać”. Obamie chodziło głównie o to, że Pervez Musharraf (ówczesny prezydent Pakistanu) dostał od USA prawie 10 mld dolarów przez ostatnie 7 lat i nie zrobił zbyt wiele, by usunąć członków Al-Kaidy ze swojego terytorium.

Przez ostatnie ponad 3 kwartały urzędowania Obamie także nie udało się wiele zrobić z Osamą bin Ladenem. Obama obiecał, że go złapie, tymczasem on spokojnie grasuje na wolności. Bojówki Al-Kaidy sieją nie tylko popłoch w Pakistanie i Afganistanie, ale także w Iraku, gdzie dochodzi do coraz krwawszych zamachów.  W sierpniu w jednym z takich zamachów zginęła prawie setka ludzi, a w zeszłą niedzielę życie straciło więcej niż 120 osób. Czy Irak staje się coraz niebezpieczniejszy? Gdzie jest ta „stabilizacja”  zapowiadana przez Joe Bidena?

Ameryka nie ma nawet „małej stabilizacji” na Bliskim Wschodzie. Co z tego, że Barack Obama na początku swojej prezydentury ustanowił tzw. specjalnych wysłanników do ważnych (ze strategicznego punktu widzenia) dla niego regionów/państw: George J. Mitchell (Palestyna/Izrael oraz państwa arabskie), Richard Holbrooke (Afganistan / Pakistan) i Dennis Ross (Iran). Z perspektywy czasu wydaje się to tylko symbolicznym gestem.

Wróćmy jeszcze na chwilę do przedwyborczych debat. Podczas pierwszej rundy padło następujące pytanie: Iran spuszcza na Izrael bombę atomową. Pomagamy czy czekamy na rezolucję ONZ? Do odpowiedzi pierwszy wyrwał się McCain, krzycząc: „nie będziemy czekać”! Obama był bardziej powściągliwy i wyjaśniał, że Iran nie może zdobyć broni masowego rażenia, gdyż stanowi to wielkie niebezpieczeństwo przedostania się jej w ręce terrorystów. Przyjął niespotykane wcześniej wśród amerykańskich prezydentów założenie o negocjacjach z Iranem bez żadnych warunków wstępnych i nie wierzył, by możliwy byłby drugi Holocaust.  Drugim założeniem była skuteczność sankcji ONZ, nałożonych na Iranach w wypadku jego niesubordynacji.

Aby ocenić realność tych założeń wystarczy prześledzić historię programu atomowego Iranu. Na Iran zostało nałożone embargo, sankcje, a różnego rodzaju rezolucje ONZ miały przywołać to państwo do porządku. Nic takiego się nie stało, a niewzruszony Iran ujawnił kilka tygodni temu drugi ośrodek wzbogacania uranu i przeprowadził testy rakietowe.

Nie pomogły protesty społeczności międzynarodowej na czele z Obamą przeciw prezydentowi Iranu, Ahmadineżadowi. Notabene bardzo prawdopodobne, że jego reelekcja była sfałszowana. Protesty i w tej sprawie nie dały pozytywnych rezultatów. Ba, zginęło kilkadziesiąt protestujących Irańczyków, a w parę miesięcy później Obama dostał pokojową nagrodę Nobla.

Konstelacja międzynarodowa na osi Bagdad-Teheran-Waszyngton nie jest sprzyjająca dla Obamy i na pewno tych pierwszych miesięcy w tej kwestii nie może on zaliczyć do udanych. Nic nie wskazuje także, że po wycofaniu żołnierzy z Iraku, co ma nastąpić już za kilka miesięcy będzie lepiej. Przynajmniej będzie to spełnienie jednej z przedwyborczych obietnic i wprowadzenie w życie hasła kampanii prezydenckiej – „zmiany” – tylko czy zmiany na lepsze?