Protesty w Czarnogórze po uznaniu niepodległości Kosowa
Czarnogórska opozycja, ugrupowania serbskiej mniejszości narodowej oraz przedstawiciele Serbskiej Cerkwi Prawosławnej demonstrowali w poniedziałek (13.10) w Podgoricy przeciwko ubiegłotygodniowej decyzji władz o uznaniu niepodległości Kosowa.
W centrum czarnogórskiej stolicy zgromadziło się w poniedziałek wieczorem kilkadziesiąt tysięcy zwolenników opozycyjnych wobec socjaldemokratycznego rządu premiera Milo Djukanovića stronnictw politycznych - Ruchu na Rzecz Przemian (PzP), Socjalistycznej Partii Ludowej (SNP) oraz dwóch ugupowań reprezentujących interesy stanowiących prawie 30 proc. mieszkańców kraju czarnogórskich Serbów - Serbskiej Listy (SL) oraz Partii Ludowej-Demokratycznej Partii Serbskiej (NS-DSS). W protestach uczestniczyli również wyżsi duchowni Serbskiej Cerkwi Prawosławnej na czele z metropolitą czarnogórskiej diecezji serbskiej Cerkwi, arcybiskupem Amfilohije.
Pomimo faktu, że organizatorzy manifestacji zapowiadali pokojowy przebieg obywatelskiego protestu, po dotarciu demonstrantów pod budynek pałacu prezydenckiego i siedzibę parlamentu rozpoczęły się regularne starcia z policją. Siły bezpieczeństwa użyły gazów łzawiących. W wyniku zamieszek rannych zostało ponad 30 protestujących i policjantów, a dalszych kilkadziesiąt osób aresztowano. Na krótko przed północą, jednostki policji opanowały sytuację, a większość demonstrantów rozeszła się do domow.
Manifestujący zażądali, aby czarnogórski rząd najpóźniej do środy, 15 października anulował ubiegłotygodniową decyzję o uznaniu niepodległości Kosowa. Protestujący domagali się rozpisania w tej sprawie ogólnonarodowego referendum. Jeżeli władza wykonawcza i ustawodawcza nie przychyli się do tych żądań, demonstrujący zapowiedzieli kontynuację protestów aż do dymisji rządu i rozpisania przyśpieszonych wyborów parlamentarnych.
Przed rozpoczęciem manifestacji, na podgorickim rynku wystąpił serbski chór pod kierownictwem znanej śpiewaczki i aktorki z Belgradu, Ivany Žigon.
"Dziś wieczorem, na naszym mitingu zgromadziła się prawdziwa Czarnogóra, aby pokazać, że jest z Serbią, a czarnogórski naród nigdy nie zostawi swoich najbliższych braci" - mówił z głównej trybuny manifestacji jeden z liderów Socjalistycznej Partii Ludowej (SNP) Vasilije Lalošević.
"Uznaniem nieistniejącego państwa Kosowa, rządzący Czarnogórą reżim wyrzekł się swojej ojczyzny. Po raz pierwszy rząd próbuje całkowicie zniszczyć całą naszą historię. Po raz pierwszy ktoś, twierdząc że robi to w imieniu Czarnogóry próbuje wyrzec się terytorium, które stanowi relikwię naszych dziejów, wiary, kultury, honoru, naszego trwania" - powiedział zgromadzonym lider jednego z ugrupowań serbskiej mniejszości, Predrag Popović.
"Problem Kosowa nie jest problemem polityki, sporu lewicy z prawicą, ale kwestią godności i honoru Czarnogóry. Czy w interesie Czarnogóry jest wbijanie krwawego noża w plecy swojego serbskiego brata? Nie ma bardziej haniebnego czynu w naszej historii, od tego, co w ubiegłym tygodniu zrobił rząd. To zdrada Czarnogóry i nikt nie ma prawa, nawet pomimo tego, że los dał mu władzę, aby sprzedawać to, w czym mieści się cześć, honor, bohaterstwo i dostojność Czarnogóry" - zapewniał nagradzany owacjami manifestantów prawosławny metropolita diecezji czarnogórsko-primorskiej abp Amfilohije.
Opozycja i władze Czarnogóry przerzucają się odpowiedzialnością za wczorajsze rozruchy. Zdaniem organizatorów protestu, do eskalacji przemocy doprowadziła agresywna postawa policji i skierowanie na protestujących gazu łzawiącego i armatek wodnych. Władze odpowiadają, że do użycia ponadstandardowych środków bezpieczeństwa zmusiło ich zachowanie demonstrantów.
"Byliśmy zmuszeni zareagować tak, jak zareagowaliśmy" - oświadczył we wtorek (14.10) czarnogórski minister spraw wewnętrznych Jusuf Kalamperović.
"Żal nam z powodu aktów agresji i chuligaństwa, ale trzeba zwrócić uwagę, co doprowadziło do wybuchu przemocy. Kamienie leciały również w stronę nas, manifestujących i policja z pewnością ma środki, aby ustalić, kto z ich strony nas zaatakował" - odpowiada jeden z serbskich organizatorów protestu.
W związku z poniedziałkowymi zamieszkami, czarnogórskie MSW wydało zakaz organizacji kolejnych protestów opozycji, zaplanowanych na czwartek (16.10).
Serbskie media poinformowały również, że przywódca jednego z głównych organizatorów protestu, ugrupowania Serbska Lista (SL) Andrija Mandić, rozpoczął strajk głodowy przed budynkiem czarnogórskiego parlamentu. Strajk ma być kontynuowany aż do momentu odwołania przez rząd decyzji o uznaniu niepodległości Kosowa.
Tymczasem czarnogórski premier Milo Djukanović, lider rządzącej Demokratycznej Partii Socjalistów (DPS) oświadczył przed kamerami miejscowej telewizji, że w kwestii uznania niepodległości Kosowa nikt nie naciskał jego gabinetu, lecz jak jednocześnie stwierdził - "decyzja jego rządu była motywowana utwierdzeniem partnerskich stosunków z UE i NATO".
"W ścisłym znaczeniu tego słowa, żadnych nacisków nie było, ale były oczekiwania naszych partnerów. Byliśmy cierpliwi, czekaliśmy siedem miesięcy i w końcu nie zamierzaliśmy już dłużej przedłużać iluzji w kwestii Kosowa" - tłumaczył Djukanović.
Na podstawie: rts.co.yu, politika.co.yu, rtcg.cg.yu, vlada.cg.yu