Trwa akcja ratunkowa na Węgrzech
Trwa akcja ratunkowa po wycieku toksycznej substancji z fabryki aluminium na Węgrzech. Ponad 500 ratowników i specjalistów ochrony chemicznej poszukuje sześciu zaginionych ludzi.
Akcja ratunkowa przynosi pierwsze efekty. W jednym z domów zatopionych do wysokości pierwszego piętra odnaleziono zaginioną 3-letnią dziewczynkę. Dziecko jest ciężko ranne, ale jego życiu nie grozi niebezpieczeństwo. Ratownikom udało się również zatamować wyciek toksycznego szlamu, który wylewał się ze zbiornika przez 80-metrową wyrwę. Żołnierze jednostek obrony chemicznej zbierają trującą substancję do specjalnych kontenerów. Trzeba się spieszyć, bo po wyschnięciu czerwony muł zawierający związki arsenu, chromu i ołowiu będzie jeszcze bardziej niebezpieczny.
Do zalanych wsi przywrócono dostawy energii elektrycznej. Zbudowano pontonowe mosty. Mieszkańcy mogli powrócić do swoich domów na dwie godziny, aby zabrać najbardziej cenne rzeczy. Wielu z nich przeżyło prawdziwy koszmar. Wielu zamierza opuścić swoje rodzinne wioski. Stracili dorobek całego życia, a usuwanie szkód materialnych i zatrutej ziemi potrwa co najmniej rok.
Jednocześnie trwa walka o zneutralizowanie trujących substancji, które spływają do Dunaju. Na razie bez powodzenia. Krajobraz przypomina apokalipsę. Strażacy budują tamę na rzece Marcel, którą już jutro toskyny mogą wpłynąć do rzeki Raby. Wokół pełno śniętych ryb i wapna, którym zasypuje się czerwoną maź. Jeśli się nie uda, to za dwa lub trzy dni zanieczyszczenia dotrą do liczącego 130 tysięcy mieszkańców miasta Gyor, a na początku przyszłego tygodnia wpłyną do Dunaju.