Unia zaniepokojona sytuacją w Mołdawii
Szef unijnej dyplomacji Javier Solana wyraził swoje zaniepokojenie sytuacją w Mołdowie - "Wzywam obie strony do powstrzymania się od stosowania przemocy i prowokacji. Nie do zaakceptowania jest atakowanie budynków rządowych". Przypomniał jednak, iż równie ważny jest szacunek dla niezbywalnego prawa do pokojowego zrzeszania się. Solana nieco eufemistycznie stwierdził, iż pomimo pozytywnej oceny wyborów we wstępnych raportach, należy podjąć dalsze kroki w celu zabezpieczenia wyborców przed ingerencją administracji w trakcie wyborów oraz zwiększenia publicznego zaufania do władz.
Tego samego dnia głos zabrała czeska prezydencja UE. Powtórzyła za Solaną wezwanie do zaprzestania przemocy i poszanowania wolności pokojowych zgromadzeń. Z kolei dzień później (08.04) zwróciła się z apelem do opozycji i mieszkańców Mołdowy o zaniechanie wszelkich akcji, które mogą doprowadzić do dalszej eskalacji konfliktu. "Prezydencja UE podkreśla, iż każde rozwiązanie obecnej sytuacji musi być oparte na pokojowym dialogu i poszanowaniu zasad państwa prawa" - możemy przeczytać w środowym oświadczeniu. Partie polityczne zostały wezwane do okazania swojego przywiązania do europejskich wartość, zaś poszanowanie zasad wolności mediów i wypowiedzi są, zdaniem UE, szczególnie ważne w obecnej sytuacji.
Przypomnijmy - w wyniku wygrania przez rządzących krajem komunistów niedzielnych wyborów parlamentarnych na ulicach Kiszyniowa spontanicznie zebrało się około 15 tys. ludzi. Demonstranci protestowali przeciwko nadużyciom, jakich miała się dopuścić administracja rządowa w trakcie kampanii wyborczej oraz samego liczenia głosów. Komuniści uzyskali ponad połowę mandatów, podczas gdy wszystkie przedwyborcze sondaże nie dawały im więcej jak 36 proc. głosów.
We wtorek (07.04) doszło do walk z policją oraz splądrowania budynku parlamentu przez agresywny tłum. W walkach z policją zginęła jedna osoba, kilkadziesiąt zostało rannych. Prezydent Woronin poinformował, iż we wtorek rannych zostało 170 policjantów i ponad 100 cywili.
Raport OBWE z wyborów odnotował wprawdzie parę nadużyć, jak trudności w równym dostępie do mediów, sporadyczne utrudnianie działalności opozycji (utrudnianie organizowania wieców wyborczych, zastraszanie represjami, wszczynanie postępowań karnych i podatkowych przeciwko kandydatom opozycji) bądź zaangażowanie policji, jednak ogólna ocena jest pozytywna. Podkreśla się przejrzystość i profesjonalizm organizacji wyborów. "Wybory odbyły się generalnie w warunkach pluralizmu, oferując wyborcom alternatywy i spełniając wiele kryteriów OBWE i Rady Europy" - można przeczytać we wstępie do raportu.
Jednak baronowa Emma Nicholson, członek misji OBWE w Mołdawii, w wywiadzie dla BBC News wyraziła swoje poważne obiekcje co do raportu i oceny wyborów. "Problem polega na tym, że był to raport OBWE. W OBWE są także Rosjanie, a ich punkt widzenia był inny, zasadniczo inny, od - na przykład - mojego" - powiedziała Brytyjka. Dodała też, że miała "bardzo, bardzo silne przekonanie", iż doszło do poważnych nadużyć. "Niestety nie potrafiliśmy znaleźć dowodów" - zakończyła.
Sytuacja przestała już być wewnętrzną sprawą Kiszyniowa. Rosyjska agencja Interfax zacytowała prezydenta Woronina, który oskarżył Rumunię o sprowokowanie zamieszek - "Kiedy flaga Rumunii zaczęła powiewać nad plądrowanym parlamentem, stało się jasne, że opozycja próbuje przeprowadzić zamach stanu. Nie dopuścimy do tego". Jednocześnie wydalił rumuńskiego ambasadora - Filipa Teodorescu - z kraju oraz wprowadził obowiązkowe wizy dla Rumunów, co jest pogwałceniem zasad o ruchu bezwizowym z UE z 2007r. Woronin oskarża bowiem Bukareszt o zaangażowanie w zamieszki.
Do zarzutów szybko ustosunkował się Bukareszt. "Rumunia zawsze popierała niepodległość, prawo do samookreślenia oraz integralnosc terytorialną Republiki Mołdowy" - powiedział premier Rumunii Emil Boc - "Będzimy kontynuować europejskie podejście w relacjach z naszym sąsiadem pomimo antyrumuńskiej retoryki władz w Kiszyniowie". Zapowiedziono też, że wprawdzie działalność Mołdowy traktowana jest jako prowokacja, Bukareszt nie zamierza stosować żadnych represaliów w postaci wydalaia ambasadorów czy też nakładania obowiązku wizowego. Podoby pogląd wygłosiło rumuńskie ministerstwo spraw zagranicznych.
Rosyjskie MSZ w oświadczeniu ze środy (08.04) wyraziło nadzieję, iż w Mołdowie szybko zostanie przywrócony konstytucyjny porządek zaś wybór obywateli zostanie uszanowany. Stwierdzono też, iż zamieszki są elementem spisku mającego na celu podminowanie suwerenności tej postsowieckiej republiki a następnie jej przyłączenie do Rumunii.
Mołdowa - dawniej nazywana Besarabią - do czasu aneksji przez ZSRR w 1940r. była częścią Rumunii. Po uzyskaniu niepodległości w 1991 r. pojawiły się w Kiszyniowie tendencje do unifikacji z Rumunią, zaniechane z powodu słabości Rumunii i niechęci z jej strony. Kres wszelkim ideom zjednoczeniowym przyniosło referendum z 1994, w którym Mołdowarzy opowiedzieli się za niepodległością. W międzyczasie nastąpiła secesja zdominowanej przez rosyjskojęzyczną ludność republiki Naddniestrza, wspieranej przez 14. Armię rosyjską. Po krótkiej wojnie z siłami Mołdowy w 1992 i referendum z lipca 1995 Naddniestrze ogłosiło suwerenność. Z pomocą Rosjan szybko stworzono sprawną administrację.
Do dzisiaj problem Naddniestrza, gdzie stacjonuje około 2 tys. rosyjskich żołnierzy pozostaje nierozwiązany. Secesyjna republika nie jest uznawana przez żadne państwo.
Mołdowa jest najbiedniejszym państwem Europy. Średnia płaca wynosi poniżej 128 dolarów, zaś 90 proc. społeczeństwa żyje poniżej minimum egzystencji.
Na podstawie: euobserver.com. reuters, eu2009.cz, mediafax.ro