Aleksander Szczygło złożył wyjaśnienia w sprawie Nangar Khel
- IAR
Przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Warszawie zeznawał Aleksander Szczygło. Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego - a wcześniej minister obrony - składał wyjaśnienia w głośnej sprawie Nangar Khel. Szef BBN po zakończeniu składania zeznań podkreślił - w rozmowie z dziennikarzami - że dobrze się stało, iż rozpoczął się proces w tej sprawie. Według ministra Szczygło rzetelne wyjaśnienie tej sprawy jest konieczne ze wzgledu na samych żołnierzy, ich rodziny a także całą armię.
Minister w trakcie przesłuchania wyjaśnił dlaczego kilka dni po zdarzeniu MON opublikował komunikat o zajściu informując, ze był to nieszczęśliwy wypadek. Szef BBN powiedział, że dopiero potem - w toku śledztwa - okazało się, że żołnierze mogli strzelać celowo. W momencie publikowania komunikatu nikt w ministerstwie takiej wiedzy nie miał.
Były minister obrony narodowej wyraził jednocześnie żal z faktu, że żołnierze siedzą na ławie oskarżonych. Szczygło podkreślił, że mogliby jeszcze dużo osiągnąć w armii i kilkanaście lat dobrze służyć wojsku.
Szef BBN był pytany przez obrońców o niefortunną wypowiedź, która padła w ubiegłym roku. Szczygło - już po skończeniu nagrania dla jednej z telewizji - nazwał żołnierzy "bandą durniów, którzy strzelali do cywilów". Dziś ponownie przeprosił za wypowiedź.
Były minister obrony powiedział również, że rola szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego jest przeceniana. Od początku sprawy pojawiają się opinie, że ówczesny jej szef - Antoni Macierewicz - źle zarządzał kontrwywiadem, a szczególnie widać to było na zagranicznych misjach. Wcześniejsi świadkowie zeznali między innymi, że rozpoznanie - które należało do SKW - w Afganistanie było praktycznie nieporowadzone.
Sąd wezwał na przesłuchanie rodziców jednego z oskarżonych i żonę kapitana Olgierda C. - dowódcy pozostałych oskarżonych żołnierzy. Wszyscy odmówili składania zeznań.
Prokuratura oskarża siedmiu komandosów z bielskiego batalionu desantowo-szturmowego o zabicie cywilów w afgańskiej wiosce Nangar Khel. Śledczy twierdzą, że rozkaz ostrzału wydał kapitan Olgierd C. Żaden z żołnierzy nie przyznaje się do zarzutów. Główna linia obrony zakłada, że pociski z moździerza spadły w zabudowania, ponieważ moździerz był wadliwy.
Natomiast Olgierd C. twierdzi, że pozostali oskarżeni sami strzelali, bez jego rozkazu.