Konrad Czarnecki: Czy grozi nam internetowa Wiosna Ludów?
W związku ze zbliżającym się dniem podpisania przez Polskę ustawy handlowej dotyczącej zwalczania obrotu towarami podrabianymi (z ang. ACTA) w polskim Internecie zaczyna wrzeć. Internauci namawiają do protestów przeciwko rządowym działaniom. Proroctwa internautów (oczywiście złowieszcze) zaczynają przypominać „Rok 1984” Georga Orwella. Czy grożą nam rządy Wielkiego Brata, który będzie obserwował i permanentnie inwigilował swoich obywateli? Nowe oblicze demokracji i poszanowania własności intelektualnej czy próba ograniczenia wolności obywatelskiej? Liberalizm wymagający od każdego poszanowania praw autorskich czy internetowy neototalitaryzm?
Czym jest ACTA?
ACTA to międzynarodowe porozumienie mające na celu ustalenie światowych standardów walki o prawo własności intelektualnej. Pomysł zrodził się w 2006 roku podczas rozmów japońsko – amerykańskich. Do grona zainteresowanych przyłączały się inne państwa rozwinięte (m. in. Unia Europejska). Umowa ma na celu ochronę praw autorskich i karanie tych, którzy rozpowszechniają materiały w Internecie bez zgody ich twórców.
Oficjalna data podpisania przez Polskę umowy została wyznaczona na 26 stycznia br.
ACTA a internauta
Idea przyświecająca powstaniu umowy jest niewątpliwie szlachetna. Należy chronić prawa autorskie, które dziś nie są respektowane. Co to oznacza bezpośrednio dla polskiego internauty? Między innymi zakaz rozpowszechniania teledysków i piosenek na portalach społecznościowych bez zgody ich autora czy zakaz wykorzystywania znaków firmowych.
Wśród wielu dyskusji, które toczą się w polskim Internecie podnosi się argumenty cenzury, ograniczenia wolności słowa czy kontroli. Lista jest długa.
O co ten spór?
Skoro ACTA ma chronić własność intelektualną, może dziwić internetowy rwetes. Problem ukryty jest jednak nieco głębiej, ponieważ to dostawcy Internetowi zobligowani będą do śledzenia naszej internetowej aktywności i kontrolowania przesyłanych przez użytkowników plików. Jeśli, według operatora, internauta naruszy prawo dotyczące ochrony praw autorskich może odłączyć mu Internet, a sprawą zainteresuje się policja.
Kontrowersje budzi również sposób powołania globalnej instytucji kontrolującej ww. kwestie. Rząd polski nie konsultował tej drażliwej kwestii z obywatelami. Sprawa tak delikatna i budząca wiele sporów wymaga społecznej debaty, dlatego też minister Boni (szef resortu administracji i cyfryzacji w rządzie Donalda Tuska) wystosował już do premiera prośbę o rozmowy nt. ACTA. Sam Boni uważa, że obawy internautów, podobnie jak operatorów internetowych, są bezpodstawne. Dlaczego więc w mediach nie podjęto debaty w sprawie ratyfikacji kontrowersyjnej umowy?
„Rok 1984” na bis?
Czy lęki internautów są uzasadnione? Jak będzie wyglądać cyberprzestrzeń w epoce „poactowskiej”?
Odpowiedzi jest wiele, tak jak wiele jest proroctw, które obiegły wszystkie portale społecznościowe. Skąd więc aż takie obawy? Właśnie z niewiedzy, bowiem Rząd nie raczył podjąć dyskusji w kwestii tak ważnej dla Polaków jak wolność słowa w Internecie. Premier i minister Boni widać nie odczuli powagi sytuacji, mimo idealnego momentu na wszczęcie ogólnonarodowej dyskusji - amerykańska Wikipedia podjęła protest znikając z Internetu, co zmusiło kongresmenów do zmian w umowie. Co zatem powinni robić polscy internauci? Radykalne działania zamiast pomóc, mogą zaszkodzić, o czym świadczy ogólna krytyka hakerów Anymous, którzy dokonali włamania na strony internetowe m.in. Prezydenta RP oraz Rządu. Niewątpliwie takie zachowania potęgują wszechobecną niechęć i obawę przed ACTA oraz prowokują innych internautów do szerzenia internetowej paniki. Należy więc zadać sobie pytanie: Czy ACTA to próba ochrony praw autorskich, czy kryje się pod tym chęć kontroli obywateli?
Czytając fora, pękające w szwach od złowieszczych proroctw, można wyciągnąć daleko idące wnioski – nad światem zawisła groźba cyber Wiosny Ludów. Internauci obawiają się tego, co nadchodzi. Nie od dziś wiadomo, że nowe nie zawsze jest lepsze od starego. Jaki świat zastaniemy po 26 stycznia? Stary – nowy porządek czy polska e-rewolucja?