Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Kolonialne sny Rzeczpospolitej

Kolonialne sny Rzeczpospolitej


26 styczeń 2010
A A A

 

W XIX wieku nasza sytuacja była zbliżona raczej

do losu Afryki niż np. Szwajcarii czy Holandii:

byliśmy kolonią mocarstw ościennych. Kolonie,

  którymi zarządzał w tym okresie Berlin: Tanganika,                                        

Polska, Rwanda-Burundi.

Ryszard Kapuściński, Lapidarium III

  O tym, że Polska posiadała kiedyś kolonie wie dzisiaj niewielu. Każdy słyszał o koloniach angielskich, francuskich, hiszpańskich czy portugalskich, ale stwierdzenie „kolonie Rzeczypospolitej" brzmi nieprawdopodobnie. Próby zdobycia i założenia kolonii podejmowali lennicy Rzeczypospolitej w XVII wieku. Największe zasługi na tym polu posiada Jakub Kettler, syn wielkiego księcia kurlandzkiego Wilhelma, ostatniego wielkiego mistrza zakonu krzyżackiego. Książę kurlandzki Jakub urodził się w Goldyndze w 1610 roku. Ten lennik Rzeczypospolitej spokrewniony był z Radziwiłłami i pozostawał w dobrych stosunkach z wielkimi rodami polskimi. W początkach swej działalności dążył do zdobycia kolonii dla Kurlandii, potem obiecywał Polsce tereny w Ameryce na północ od równika. Pomoc w negocjacjach okazali mu dyplomaci polscy. Wśród nich wyróżnił się dominikanin J. Górecki, który odbywał podróże do Rzymu z propozycjami dla papieża Innocentego X. Wyprawa w celu założenia kolonii miała być zorganizowana przy pomocy papieża i króla polskiego. Dla uzyskania poparcia do swoich planów Jakub Kurlandzki obiecywał Anglikom krzewienie protestantyzmu w przyszłych koloniach, papieżowi nawracanie tubylców na katolicyzm. Z wielkich zamierzeń Jakuba Kettlera udało się zrealizować bardzo niewiele. Na kontynencie afrykańskim zajął wyspę Świętego Andrzeja u ujścia rzeki Gambia oraz niewielki fragment sąsiedniego lądu. W Ameryce Środkowej w archipelagu Małych Antyli w latach 1650-52 wszedł w posiadanie wyspy Tobago. Zbudował tam fort i założył kilka osad liczących razem około 12 tysięcy mieszkańców. Po najeździe szwedzkim Jakub Kettler przebywał w niewoli, a Tobago dostało się w ręce Holendrów. Ponownie w posiadanie księcia kurlandzkiego wróciła w 1681 roku. W 1702 roku książę Jakub zmarł a nominalna zależność wyspy od Kurlandii wygasła ostatecznie w 1737 roku. Dziś wyspa Tobago wchodzi w skład państwa Trynidad i Tobago. Innym nadmorskim lennikiem Rzeczypospolitej był elektor brandenburski Fryderyk Wilhelm. Otrzymał on od Danii w 1685 roku prawo założenia siedziby na wyspie Saint Thomas. Obecnie wyspa ta wchodzi w skład Amerykańskich Wysp Dziewiczych.[1] Wszystkie te posiadłości Rzeczypospolitej miały jednak tylko charakter symboliczny. Nie bez znaczenia był fakt, iż Polska zajęta wojnami z sąsiadami nie była w owym czasie specjalnie zainteresowania posiadłościami zamorskimi.

    W 1795 roku nasz kraj utracił niepodległość. Wydarzenie to miało zasadniczy wpływ na fakt, że Polska nigdy nie stała się potęgą kolonialną. W XIX wieku kiedy dokonywał się podział kolonialny świata a szczególnie Afryki, Polacy walczyli o przywrócenie bytu państwowego. W tym samym czasie rozpoczął się proces dekolonizacji w Ameryce Południowej i Środkowej.[2] Kurczyły się posiadłości kolonialne Portugalii a zwłaszcza Hiszpanii. Na tle tych wydarzeń Francja i Anglia zwiększały swój stan posiadania w koloniach. Kierunek ekspansji oprócz Afryki skierowany był na Azję. Powstały także nowe metropolie kolonialne: Belgia, Niemcy i Włochy. Po I wojnie światowej swe kolonie utraciły Niemcy na rzecz Francji, Anglii i Japonii. W roku 1923 posiadłości kolonialne na całym świecie zajmowały obszar 60,6 mln km² czyli 44,9% lądu. Mieszkało w nich 581,6 mln ludzi, tj. 32% ogółu mieszkańców naszego globu.  

    Posiadłości kolonialne Wielkiej Brytanii w 1923 roku stanowiły około 60% wszystkich obszarów kolonialnych i 70% ich ludności. Obszar posiadłości brytyjskich sięgał 35,3 mln km² o ludności 417,7 mln osób. Do Wielkiej Brytanii należały m.in. Sudan, Somali Brytyjskie, Kenia, Uganda, Tanganika, Niasa, Rodezja, Zambia, Beczuana, Kamerun Brytyjski, Togo Brytyjskie, Nigeria, Złote Wybrzeże, Sierra Leone, Gambia, Cypr, Palestyna, Transjordania, Irak, Aden, Hadramaut, Oman, Indie, Nepal, Birma, Cejlon, Malaje, Brunei. Francja również powiększyła swoje posiadłości kolonialne. W roku 1923 zajmowały one obszar 12 mln km² i liczyły 56,4 mln mieszkańców. Trzon kolonii francuskich skoncentrowany był w Afryce, gdzie tworzył zwarty blok od Morza Śródziemnego do Konga. Posiadłości francuskie obejmowały m.in. Algierię, Maroko, Tunis, Kamerun Francuski, Madagaskar, Reunion, Somali Francuskie, Francuską Afrykę Zachodnią, Francuską Afrykę Równikową, Indochiny, Syrię, Liban, Gwadelupę, Martynikę, Gujanę Francuską i Nową Kaledonię. Państwem kolonialnym po pierwszej wojnie światowej była również Holandia. Jej posiadłości zajmowały 2 mln km² z liczbą ludności ponad 52 mln. Do Holandii należały: Holenderskie Indie Wschodnie, Antyle Holenderskie i Gujana Holenderska. Kolonie Belgii, o obszarze 2,4 mln km², obejmowały w Afryce: Kongo Belgijskie, Ruandę i Urundi. Włochy zajmowały w Azji archipelag Dodekanez, a w Afryce: Libię, Somali Włoskie i Erytreę. Do Hiszpanii należały w Afryce: Wyspy Kanaryjskie, Rio Muni, Fernando Po, Annobon, Maroko Hiszpańskie, Rio de Oro, Ifni, Ceuta i Melilla. Portugalia zajmowała w Azji: Makau, Indie Portugalskie, Timor Portugalski, w Afryce: Angolę, Gwineę Portugalską, Wyspy Zielonego Przylądka, Mozambik.[3]

    Tak uformowany stan posiadania zdobyczy kolonialnych zastało odrodzone Państwo Polskie. Wolnych obszarów do skolonizowania nie było. Jedyną możliwością było odebranie kolonii innym. Na takie rozwiązanie Polska była wówczas za słaba politycznie, gospodarczo i militarnie. W takich okolicznościach w 1928 roku Liga Morska i Rzeczna po raz pierwszy sformułowała polskie dążenia kolonialne.

    W dniu 6 lutego 1928 roku powstała w ramach Ligi Morskiej i Rzecznej autonomiczna sekcja pod nazwą „Związek Pionierów Kolonialnych". Sekcja ta w marcu tegoż roku ogłosiła jako hasło programowe konieczność walki o tereny zamorskie dla umożliwienia narodowi polskiemu ekspansji ludnościowej i gospodarczej. Pierwszym prezesem ZPK został były konsul RP w Kurtybie Kazimierz Głuchowski. Analizując tereny dla polskiej ekspansji kolonialnej uważał on, że Polska powinna dochodzić praw do spadku po byłym imperium kolonialnym Niemiec. Zdaniem Głuchowskiego Polsce należało się 10% powierzchni byłych kolonii niemieckich, tzn. około 300000 km². Wynikało to z faktu pokrzywdzenia Polski przy podziale niemieckiej floty wojennej i handlowej oraz przy odszkodowaniach. Ponadto Polacy, zdaniem Głuchowskiego, w znacznie większym stopniu niż wynikałoby to z ich procentowego udziału w strukturze ludności Rzeszy, byli reprezentowani w wojsku i policji kolonialnej. Liczbę 10% autor uzyskał z zaokrąglenia stosunku procentowego jaki stanowiły ziemie przyłączone do Polski na mocy traktatu wersalskiego w odniesieniu do reszty obszaru Rzeszy. Drugim obszarem na który należałoby skierować polską akcję kolonialną jest teren kolonii francuskich (francuska propozycja dotycząca Madagaskaru).[4] Dwa lata później podczas III Walnego Zjazdu Delegatów Ligi, który obradował w Gdyni w dniach 25-27 października dokonano zmiany nazwy organizacji z Ligi Morskiej i Rzecznej na Ligę Morską i Kolonialną. Miało to na celu spopularyzowanie zagadnień kolonialnych wśród społeczeństwa. Jednocześnie na prezesa Zarządu Głównego Ligi wybrano gen. dyw. Gustawa Orlicz-Dreszera. W 1931 roku wydał on broszurę pod tytułem „Program Ligi Morskiej i Kolonialnej" w której sprecyzował cele i zadania Ligi w zakresie spraw kolonialnych: „Program Wydziału Kolonialnego obejmuje prowadzenie akcji w celu pozyskania terenów za oceanem dla polskiej ekspansji ludzkiej i gospodarczej, przez: a) koncentrację wychodźtwa polskiego na obczyźnie, b) utrzymanie łączności gospodarczej wychodźtwa z krajem, c) kierowanie wychodźtwa na tereny, na których będzie ono mogło swobodnie rozwijać się rasowo, kulturalnie i ekonomicznie, d) popieranie polskiej ekspansji handlowej na rynki zamorskie, e) dążenie do bezpośredniego zaopatrywania się w potrzebne Polsce surowce i produkty kolonialne, z uwzględnieniem prawa pierwszeństwa dla artykułów wyprodukowanych przez polskich kolonistów."[5] Program ten był wyrazem pragmatyzmu. Zdawano sobie już wówczas sprawę z niemożności uzyskania zwartego, dużego terytorium zamorskiego. Zaproponowano zatem emigrację osadniczą, którą chętnie wówczas przyjmowały kraje Ameryki Południowej. Wyrazem takiego właśnie podejścia było utworzenie Funduszu Akcji Kolonialnej uchwałą IV Walnego Zjazdu Delegatów we Lwowie w dniach 25-27 czerwca 1932 roku. Celem tego funduszu miało być finansowanie konkretnych działań kolonizacyjnych. W połowie 1934 roku Liga Morska i Kolonialna przeszła od słów do czynów. Ze środków z Funduszu nabyto w Paranie teren o powierzchni 7000 ha pod osadnictwo polskie. W krótkim czasie stan posiadania wzrósł do 22000 ha. Na tych terenach powstała osada założona przez LMiK pod nazwą Morska Wola oraz Orlicz-Dreszer. Dalsza akcja kolonizacyjna w Brazylii napotkała jednak trudności. Miało to miejsce z uwagi na fakt dojścia do władzy Getulio Vargasa, który rozpoczął głoszenie haseł nacjonalistycznych mających na celu wzrost poczucia narodowego Brazylijczyków. Towarzyszyła temu prasowa kampania pod hasłem „Brazylia dla Brazylian".[6] W lutym 1934 roku odbyła się specjalna konferencja poświęcona sprawom nawiązania bezpośrednich stosunków gospodarczych z krajami afrykańskimi. Obradom przewodniczył były minister Ferdynand Zarzycki. Efektem tego spotkania był wyjazd delegacji Ligi do Liberii w celu podpisania umowy z rządem liberyjskim. W wyniku zawartej umowy Liga rozpoczęła realizować na kontynencie afrykańskim działania podobne do tych w Ameryce Południowej. W sierpniu 1934 wysłano do Liberii na otrzymane przez LMK tereny grupę plantatorów. Wcześniej wyjechali dwaj Polacy jako rzeczoznawcy przy rządzie Liberii. W tym samym czasie zostały powołane do życia konsulat polski w Monrovii oraz liberyjski w Warszawie. Pierwszym polskim konsulem w Liberii został członek Zarządu Głównego LMK. Bardzo szybko rozwinęły się kontakty handlowe między obu krajami.[7] W 1935 roku specjalna delegacja LMK udała się z wizytą do Haiti, San Domingo, Kolumbii i Wenezueli w celu zbadania warunków dla osadnictwa polskiego i nawiązania stosunków gospodarczych.

     Jako wzór kolonizacji osadniczej w Ameryce Południowej przedstawiona została kolonia polska w Apostoles w północnej części Argentyny. Osada ta w krótkim czasie stała się głównym producentem żywności w stanie Misiones. Słów pochwały nie szczędziła także prasa argentyńska: „Koloniści polscy dali dowody wielkiej wytrwałości i nawet można powiedzieć heroizmu w znoszeniu nędzy i walce z tylu strasznymi przeciwnościami (...) Inne kolonie założone w warunkach o wiele korzystniejszych, z ziemią urodzajniejszą, albo położone na wybrzeżu rzeki, zamieszkałe przez Włochów lub Hiszpanów, upadają i prawie nic nie produkują, gdy tymczasem Apostoles i Azara, założone przypadkowo, na początku z 14 rodzinami, stale się podnoszą."[8]

    Wymienione wyżej działania były wyrazem rozsądku i realizmu. Jednak oprócz tych pozytywnych form aktywności trwała na łamach miesięcznika „Morze" nieustająca akcja propagandowa, której przedmiotem były żądania kolonialne. Wydaje się, że cała retoryka z tym związana miała wymiar idée fixe. W każdym kolejnym numerze czasopisma publikowany był artykuł związany z tą problematyką. W takiej sytuacji nie można było uniknąć ciągłego przytaczania tych samych argumentów. Polska przedstawiana była jako kraj pokrzywdzony. Jedyną przyczynę wszelkich bolączek Drugiej Rzeczypospolitej stanowił brak kolonii. Od tego zaczynało się wszelkie zło sytuacji Polski: od ujemnego salda w handlu zagranicznym do przeludnienia wsi. Ze szczególnym pietyzmem wspominano badaczy i podróżników polskich, którzy dotarli do niemal każdego zakątka globu.[9] Język i ton wypowiedzi ewoluował od lakonicznych stwierdzeń działaczy Ligi Morskiej i Kolonialnej poprzez wyjaśnianie dlaczego musimy mieć kolonie aż do wystąpień na forum Ligi Narodów Ministra Spraw Zagranicznych.

    Do roku 1935 domagano się przyznania Polsce jednej z byłych kolonii niemieckich: „Niewątpliwie, niema w Polsce ani jednego człowieka któregoby urok awantury wojennej, a zwłaszcza o kolonje, pociągał i jeżeli Liga wypisała na swym sztandarze wyraz »Kolonjalna«, to nie dlatego, ażeby liczyła na katastrofę geologiczną, wyłaniającą nowe bezpańskie kontynenty, ale dlatego, ażeby spopularyzować w opinji polskiej konieczność wystąpienia w Lidze Narodów w odpowiednim momencie z żądaniem jednej z kolonij poniemieckich dla Polski."[10] W grę wchodziły następujące obszary: Togo, Afryka Wschodnia (Tanganika), Afryka Południowo-Zachodnia (Namibia) i Kamerun. Szczególnie ta ostatnia kolonia była wymieniana jako należna Polsce. Miało to miejsce z uwagi na fakt, iż jako pierwsza skolonizowała ten obszar wyprawa polska pod kierownictwem Szolca-Rogozińskiego w 1882 roku.[11] Uzyskanie mandatu kolonialnego Afryki Południowo-Zachodniej uzasadniano względami ludnościowymi. Utrzymywanie w dalszym ciągu mandatu Związku Południowo-Afrykańskiego nad tym obszarem spowodowałoby brak akcji osadniczej ludności białej: „Gdybym był obywatelem Południowej Afryki, to nie wyciągałbym rąk po nowe mandaty i protektoraty, ale szukałbym pomocy i współpracy, szukałbym posiłków od tych białych społeczeństw, które są jeszcze w okresie młodego rozwoju, które dostarczyć mogą rocznie bez szkody dla siebie stotysięczny kontyngent osadników do zasiedlenia pustych lub w trzech czwartych pustych, obszarów sąsiednich i zapewnić białym lepsze bezpieczeństwo na przyszłość. Takich społeczeństw w Europie obecnie jest tylko dwa: Włochy i Polska. Włochy mają już swoje państwo kolonialne. Polska nie ma żadnego. Oto mocniejszy od pisanych traktatów tytuł Polski do kolonij."[12]      

    Począwszy od roku 1935 na sile przybrały niemieckie żądania zwrotu kolonii. Polska, nie chcąc być uznana za sojusznika Niemiec w tej kwestii musiała zmienić retorykę swoich wystąpień. Celem nadrzędnym stało się uzyskanie dostępu do surowców dla polskiej gospodarki. Środkiem do tego celu miały być kolonie, przy czym tereny pod przyszłe polskie posiadłości zamorskie określano bardziej ogólnie: „Jako najodpowiedniejszy teren dla naszej akcji wskazujemy Afrykę Murzyńską, która posiada wszelkie potrzebne dla nas surowce."[13] Jak wcześniej wspomniałem, w tym czasie jako główny argument polskich dążeń kolonialnych przytaczano problem surowców: „Polska sprowadza rocznie surowców i towarów kolonialnych około 50% całego swego importu. Import ten w dodatku pochodzi z obcych źródeł produkcji, nadchodzi do nas na obcych statkach i przy pośrednictwie obcego handlu. Straty, wynikające stąd dla naszego gospodarstwa narodowego są po prostu olbrzymie. Szacując bardzo oględnie, straty te, dla polskiego życia gospodarczego wynoszą co najmniej 1/3 wartości całego naszego importu do Polski, co w roku bieżącym na przykład dojdzie do około 200 milionów złotych.(...) Liga Morska i Kolonialna od szeregu lat wysuwa hasła kolonialne. Mają one na celu przede wszystkim bezpośrednie dotarcie do źródeł surowców i towarów kolonialnych.(...) Wełna, bawełna, garbniki, skóry, futra, kauczuk, kopra, mangan, jak i wszelkie inne rudy, oraz tytoń, ryż, kawa, kakao, herbata, etc. - oto surowce i towary kolonialne, które po dziś dzień kupujemy za dewizy i przepłacamy za obce pośrednictwo.(...) Słusznie też na terenie międzynarodowym domagamy się otwartych drzwi w koloniach państw trzecich i w koloniach t. zw. Mandatowych. Powinniśmy uzyskać pełnię swobody handlu z terenami kolonialnymi i mieć równocześnie całkowitą swobodę do inwestowania tam własnych baz surowcowych przez zakładanie plantacyj i innych koniecznych przedsiębiorstw (kopalnie minerałów, hodowla etc.), jak również swobodę wywożenia stamtąd do Polski wyprodukowanych na miejscu surowców."[14] Obok problemu surowców ważny argument, który był równie często podnoszony w tym czasie, stanowiła sprawa przyrostu ludności: „Jeżeli już nawet nie wysyłalibyśmy nadmiaru naszej ludności do własnych terenów zamorskich, gdzie nadmiar ten mógłby znaleźć zatrudnienie, - to przy braku surowców nie możemy również zatrudnić całej naszej ludności w przemyśle rodzimym, krajowym. Jesteśmy krajem, który przez liczbę swej ludności stoi w Europie na szóstym miejscu, jeśli zaś chodzi o przyrost tej ludności, to przesuwamy się aż na drugie miejsce wśród tych państw europejskich, które posiadają kolonie. I jeszcze: jeżeli weźmiemy pod uwagę procent przyrostu w stosunku do ilości - to wśród tych państw dzierżymy miejsce pierwsze. Jak wiadomo, roczny przyrost naturalny Polski wyraża się cyfrą przeszło 400000 głów rocznie."[15] Wyrazem tych dążeń był następujący program: „ Nasza kolonialna racja stanu nakazuje nam więc: 1) tworzyć na terenie afrykańskim własne, polskie przedsiębiorstwa kolonialne; 2) organizować w portach afrykańskich składy konsygnacyjne sprzedaży i skupu; 3) zakładać w terenie afrykańskim faktorie (sklepy) skupu i sprzedaży; 4) powiązać Gdynię i Gdańsk z portami Afryki Murzyńskiej własną linią okrętową. Taki jest nasz program kolonialny na dziś. Twierdzimy, że przez rozbudowanie kontaktów gospodarczych Polski z terenami kolonialnymi innych państw poważnie oddziałamy na zmniejszenie tych strat w naszej gospodarce narodowej, jakie dotąd ponosimy."[16]    

    Tak oto przedstawiał się problem Polski z brakiem kolonii. Mieliśmy duży przyrost naturalny ludności i nie mieliśmy surowców dla przemysłu. Duży przyrost powodował powiększające się z roku na rok rzesze bezrobotnych. Sprowadzanie surowców za dewizy było powodem ujemnego salda w obrocie zagranicznym. Panaceum na te kłopoty miały stanowić tereny zamorskie. Nadwyżka ludności będzie mogła wyemigrować do kolonii gdzie znajdzie pracę. Sprowadzimy stamtąd surowce - poprawi się konkurencyjność naszego przemysłu, zatrudnienie znajdą bezrobotni a dzięki własnemu wewnętrznemu rynkowi surowców nie będziemy musieli płacić za nie w dewizach co korzystnie odbije się na naszym saldzie obrotów zagranicznych. Nie bez znaczenia na treść polskich żądań kolonialnych był wpływ światowego kryzysu gospodarczego jaki dotknął nasz kraj w pierwszej połowie lat trzydziestych. Fatalną sytuację gospodarczą próbowano poprawić m.in. poprzez uzyskanie terenów kolonialnych, dzięki którym uda się dźwignąć kraj z kryzysu.[17]

    Do połowy lat trzydziestych rząd polski nie wykazywał szczególnego zainteresowania zagadnieniami kolonialnymi. Wyjątkiem była reakcja MSZ na rezolucje Senatu RP z dnia 28 lutego 1933 roku wzywająca rząd do ubiegania się o mandat kolonialny dla Polski. MSZ przystąpiło za pośrednictwem Ambasady RP w Londynie i w Paryżu do zbierania materiałów informacyjnych dotyczących Togo i Kamerunu. Była to jednak tylko jednorazowa akcja. Sytuacja ta uległa zmianie dopiero w roku 1936, kiedy inicjatywę w zakresie opracowania polskich postulatów kolonialnych podjęły czynniki rządowe. Przyczyną takiej aktywności był rozwój sytuacji międzynarodowej: agresja włoska na Abisynię, wspomniane wcześniej  nasilenie niemieckich żądań kolonialnych oraz imperialne aspiracje Japonii. Taka sytuacja stworzyła korzystne warunki dla przedstawienia problematyki kolonialnej na forum międzynarodowym.[18]   

    We wrześniu 1936 roku po raz pierwszy sformułowano polskie żądania kolonialne na forum Ligi Narodów. Stało się to za sprawą oświadczenia Ministra Spraw Zagranicznych Józefa Becka w kwestii rozszerzenia Komisji Mandatowej poprzez przyjęcie do niej przedstawiciela państw bezpośrednio zainteresowanych zagadnieniami kolonii mandatowych. Polskie żądania odbiły się szerokim echem w Europie. Niemcy nazwali je „algebraicznym żarcikiem"[19], wskazując iż „byłoby wielką nieroztropnością w tej walce o kolonie starać się odziedziczyć kolonie swojego własnego sojusznika"[20] Anglicy uznali, że polskie żądania dotyczą jedynie dostępu do surowców i emigracji zamorskiej. Problemy te rząd polski, według Anglików, będzie się starał rozwiązać w drodze pokojowej współpracy międzynarodowej. Ciekawe stanowisko przedstawiła Francja. Uznała za słuszne polskie dążenia kolonialne, jednocześnie za niewłaściwe łączenie ich z roszczeniami niemieckimi. Francja zaoferowała także pomoc w uzyskaniu przez Polskę terenów kolonialnych, nie chcąc uszczuplać swojego stanu posiadania: „Istnieją może narody, które rozporządzają zbyt wielką ilością kolonij, i nie bez zainteresowania widzielibyśmy, gdyby rząd w Warszawie zwrócił się do tych, którzy trzymają klucz od skarbu, jakiego obecnie nie są w stanie obronić t. j. do Wielkiej Brytanii."[21]

    Zadziwiającym jest fakt, że jeszcze w maju 1939 roku Polska domagała się przyznania terytoriów zamorskich, a wiara w ich uzyskanie była silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej: „W tej to właśnie chwili, kiedy mocarstwa zachodnie pragną widzieć Polskę potężną, samowystarczalną, odporną na wszelkie trudności - czyż nie nadszedł moment praktycznego rozwiązania polskich potrzeb kolonialnych? Czy nie nadszedł moment zapewnienia Polsce eksploatacji egzotycznych terenów surowcowych, aby nasze Państwo mogło tam czerpać niezbędne dla rozbudowującego się gospodarstwa narodowego, dla rozbudowującego przemysłu surowce? Czyż nie wskazane byłoby dopuścić dziś Polskę do terenów kolonialnych jako równego partnera i za morzami, podobnie jak to już ma miejsce w Europie, w myśl dobrze zrozumianej zasady równowagi? Sądzić należy, że zarówno W. Brytania jak i Francja, którym zależy na wzmożeniu siły Polski na wschodzie Europy, znajdą sposoby dla realizacji tego celu i przez dopuszczenie nas do eksploatacji bogactw kolonialnych."[22] Kontynuowano studia nad możliwością polskiej ekspansji w Afryce. Powrócono do wcześniejszej koncepcji współpracy z koloniami portugalskimi: Angolą i Mozambikiem. Wyrażono także zainteresowanie Antarktydą.[23]

    Generalnie należy stwierdzić, że działalność emigracyjno-kolonialną MSZ z lat 1936-1939 trudno jest sprowadzać tylko do elementu propagandy mocarstwowej. Szereg działań (konferencje w sprawach kolonialnych, zbieranie informacji przez polskie ambasady, programy zakładania przedstawicielstw handlowych, planowanie szkoleń przyszłej kadry kolonialnej, rozmowy z państwami „posiadającymi") wskazuje, że MSZ zmierzało dość konsekwentnie do realizacji polskiego programu kolonialnego. Nie tyle może w kierunku uzyskania jakiegoś terenu kolonialnego, podporządkowanego suwerennej władzy Rzeczypospolitej, ile w jego aspekcie surowcowo-emigracyjnym.[24]

    Polskie żądania kolonialne nie zostały nigdy spełnione. Przez całe lata trzydzieste XX wieku trwała na łamach miesięcznika „Morze" intensywna kampania, która miała przybliżyć nas do tego celu. Byliśmy słabym krajem z którego żądaniami nikt się nie liczył. Historia pokazała, że jedyne zdobycze terytorialne uzyskuje się z pozycji siły - poprzez jej użycie lub przez samo jej posiadanie. Polacy nie byli wówczas w stanie zapewnić sobie chociażby tego drugiego. Mogliśmy czekać pełni dobrych myśli aż ktoś nam odstąpi swoje terytoria zamorskie, co jak wspomniałem nigdy nie nastąpiło.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 



[1] Por. M. Paradowska, Polacy w Meksyku i Ameryce Środkowej, Wrocław 1985, s. 22-23; J. Tazbir, Rzeczpospolita szlachecka wobec wielkich odkryć, Warszawa 1973, s. 137-139.

[2] Por. W. Fijałkowski, Z dziejów Ameryki Środkowej XVI-XIX w., Warszawa 1988, s. 209-231; J. Zakrzewski, Kolumbowy świat, Warszawa 1987, 133-212.

[3] Por. J. Barbag, Geografia polityczna ogólna, Warszawa 1987, s.248-250.

[4] Por. T. Białas, Liga Morska i Kolonialna 1930-1939, Gdańsk 1983, s. 169.

[5] Cyt. za Cz. Zagórski, Pionierska praca, „Morze",1936, nr 10, s. 23.

[6] Por. T. Białas, op. cit., s. 202-203; E. Kołodziej, Dzieje Polonii w zarysie 1919-1939, Warszawa 1991, s. 244-254; M. Paradowska, Polacy w Ameryce Południowej, Wrocław 1977, s. 123-134

[7] Ibidem, s. 208-224.

[8] Cyt. za M. Pankiewicz, Osadnictwo polskie w Misiones, „Morze", 1937, nr 12, s. 24; Por. E. Kołodziej, op. cit., Warszawa 1991, s. 256-267.   

[9] Por. S. Zieliński, Mały słownik pionierów polskich kolonialnych i morskich, Warszawa 1932.

[10] M. Pankiewicz, O Polskę kolonjalną, „Morze", 1934, nr 8-9, s. 5-6.

[11] Por. K. Jeziorański, Polskie tradycje kolonialne, „Morze", 1937, nr 9, s. 12-14.

[12] A. Plutyński, Prawa Polski do kolonij, „Morze", 1933, nr 6, s.21-23.

[13] W. Rosiński, O program kolonjalny, „Morze", 1937, nr 11, s. 3-4. 

[14] Ibidem, s.3.

[15] S. Kwaśniewski, Polska musi mieć kolonie, „Morze", 1937, nr 2, s. 9-10.

[16] W. Rosiński, O program kolonialny, „Morze", 1937, nr 11, s. 4.

[17] Por. W. Rusiński, Gospodarka Polski w latach 1930-1939,[w:] II Rzeczpospolita między wojnami, red. A. Łuczak, A. Skrzypek, Warszawa 1986, s. 15-21.

[18] Por. T. Białas, op. cit., s. 179-181; P.P. Wieczorkiewicz, Polityka zagraniczna II Rzeczpospolitej, [w:] Z dziejów Drugiej Rzeczpospolitej, red. A. Garlicki, Warszawa 1986, s.86-96.

[19] St. Bod., Kronika kolonialna, „Morze", 1936, nr 11, s. 29.   

[20] Ibidem, s. 29.

[21] Ibidem, s. 30.

[22] K. Jeziorański, Siła a kolonie, „Morze", 1939, nr 5, s. 7.

[23] Por. T. Białas, op. cit., s. 181.

[24] Ibidem, s. 179-187.