Chiny/ Pekin przyznał, że zamieszki rozprzestrzeniły się poza Tybet
Rządowa agencja Xinhua po raz pierwszy od wybuchu niepokojów w Tybecie przyznała, że antychińskie zamieszki rozprzestrzeniły się poza tą prowincję, a policja otwierała ogień do protestujących.
Według czwartkowych doniesień agencji, policja miała w Aba (prowincja Syczuan) postrzelić „w obronie własnej” czterech protestujących. Dotychczas chińskie władze zaprzeczały jakoby służby bezpieczeństwa otwierały ogień do protestujących i twierdziły, że zdecydowana większość śmiertelnych ofiar zamieszek (ponoć było ich zaledwie 16) to niewinni ludzie, którzy padli ofiarą antychińskich pogromów.
Wcześniej tego samego dnia Xinhua po raz pierwszy przyznała, że do protestów doszło również w sąsiadujących z Tybetem prowincjach południowo-zachodnich Chin.
Świadkowie donoszą, że władze gromadzą w Tybecie i innych regionach zamieszkiwanych przez Tybetańczyków liczne oddziały wojska i sił paramilitarnych.
11 marca, jak w zwykle w swoim tradycyjnym dorocznym przemówieniu z okazji rocznicy powstania Tybetańczyków w roku 1959, Dalajlama napiętnował Pekin za „ponownie wzrastający ucisk ludu tybetańskiego” oraz „ wielokrotne, niewyobrażalne i straszliwe deptanie praw ludzkich”. Jednocześnie wezwał Tybetańczyków do pokojowego marszu z indyjskiej Dharamsali do ojczyzny. Tego samego dnia w stolicy Tybetu, Lhasie doszło do burzliwych demonstracji.
Chińskie władze brutalnie spacyfikowały protesty. Pekin mówi o 13 zabitych, tybetański rząd na uchodźstwie o blisko 100. Świadkowie donoszą, że w Lhasie służby bezpieczeństwa przeprowadzają masowe aresztowania wszystkich podejrzewanych o udział w protestach. Częściowo potwierdzają się również doniesienia chińskiej propagandy, jakoby podczas zamieszek doszło do pogromów etnicznych Chińczyków.
Zamieszki wybuchły również w innych regionach Chin zamieszkiwanych przez tybetańskie społeczności – m.in. w prowincjach Gansu i Syczuan.
Na podstawie: news.bbc.co.uk, channelnewsasia.com, timesonline.co.uk