Łzy szczęścia nowego-starego prezydenta i chwała Rosji
Zaskoczyć świat mogą na pewno łzy zwycięstwa Władimira Putina. Wyniki wyborów prezydenckich raczej nie. „Guardian” pisze o rekacji wenezuelskiego gabinetu Hugo Chaveza na zwycięstwo: „Drogi Władimirze! Rosjanie też płaczą!”.
Centralna Komisja Wyborcza podała oficjalne wyniki zgodnie z którymi Putin otrzymał 63,6% głosów w ujęciu całej Federacji Rosyjskiej. To oznacza że wygrał w pierwszej turze, a w niektórych republikach skala jego zwycięstwa budzi podziw. Przykładowo w Czeczenii poparło Putina aż 99,76% . W republikach kaukaskich, które od dawna walczą o suwerenność, czyli Inguszetii i Dagestanie, było to odpowiednio 92 i 93% głosów. Druga tura okazała się zbędną, a Giennadij Zjuganow z Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej, mimo iż miał być groźnym przeciwnikiem, otrzymał tylko 17,18% głosów i zajął po raz kolejny drugie miejsce w wyścigu o fotel prezydencki. Trzecie miejsce i niemal 8% otrzymał niezależny kandydat Michaił Prochorow. On i Zjuganow nie uznali wyników tych wyborów za uczciwe. Na czwartym miejscu znalazł się Władimir Żyrinowski z Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji, który otrzymał 6,22%. Na ostatnim miejscu znalazł się kandydat Sprawiedliwej Rosji, Siergiej Mironow z poparciem 3,85%.
Incydenty zdarzały się równie notorycznie, jak podczas wyborów parlamentarnych. W Dagestanie zginęło 3 policjantów. Według OBWE wybory w Rosji nie do końca odbyły się uczciwie. Organizacja oznajmia też, że media faworyzowały Putina i nie dawały możliwości prowadzenia sprawiedliwej kampanii. Oskarżenia mogą się wydawać dziwne, bo sam kandydat Sprawiedliwej Rosji oznajmił kiedyś, że startuje, ale i tak wszystkim zależy, żeby wygrał Putin. Obserwatorzy zauważyli, że głosowanie przebiegało w miarę sprawnie i zgodnie ze standardami. Zastrzeżenia mają do liczenia głosów. Kamery montowane w komisjach wyborczych pozwalające obserwować przez Internet głosowanie na żywo są bardzo nowatorskim gadżetem i dzięki nim każdy mógł sprawdzić, jak Rosjanie oddają głosy. Gorzej z analizą tego, ile razy jedna osoba oddawała te głosy. Chodzi tu o „wyborczą karuzelę”, czyli autobus wożący osoby, które głosowały w kilku lokalach parę razy.
Po zwycięstwie w tegorocznych wyborach nikt nie był zdziwiony, kiedy gratulacje z wygranej złożyli Putinowi Baszar Assad, prezydent Syrii popieranej przez Rosję, czy Hugo Chavez. Lecz oburzenia nie kryto, kiedy zrobili to też David Cameron czy Angela Merkel. Zachód krytykuje, ale akceptuje wygraną Putina. Ostatnio opinię o nowo wybranym prezydencie wyraził były sekretarz USA Henry Kissinger. W wywiadzie dla CNN powiedział, że nie uważa, by był on nastawiony przeciw Zachodowi. Parlament Europejski wydał rezolucję w sprawie wyborów i okazała się ona być łagodniejsza, niż zakładano. Nie zawiera nawoływań do bojkotu ich wyników. Opozycja już dziś planuje „Marsz Milionów” na 6 maja przed inauguracją prezydenta elekta. Za to zwolennicy Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej domagają się dymisji szefa Centralnej Komisji Wyborczej Władimira Czurowa. Według badań WCIOM, czyli Rosyjskiego Centrum Badania Opinii Publicznej tylko 44% głosujących ostatnio Rosjan wierzy w rzetelność wyniku wyborów. Demonstracje nie robią już na Kremlu wrażenia, więc opozycja szuka nowych sposobów zademonstrowania swojego sprzeciwu. Wyborcy są zmęczeni ‘putinowską’ demokracją.
Eksperci uważają, że Rosja zaczyna teraz nowy rozdział polityki. Zawetowanie wraz z Chinami rezolucji ONZ w sprawie nacisków na reżim w Syrii pokazuje, że władza walczy o wpływ na Bliskim Wschodzie. Putin uważa, że ingerencja w Damaszku skończyłaby się podobnie jak ta w Iraku – chaosem, którego potem nikt nie zechce oglądać, bo pojawi się nowa sprawa na arenie międzynarodowej. Syria jako jedyny kraj popiera Iran i przez wiele lat miała ambicje być regionalną potęgą. O ile z ambicji niewiele wyszło, o tyle współpraca trwająca od czasu Związku Radzieckiego przetrwała do dziś. Nowo wybrany prezydent stawia ciężkie i zarazem stanowcze kroki w polityce zagranicznej. Być może okaże się, że wcześniejsze kadencje były tylko wstępem do zrealizowania długofalowych celów, jakie wyznaczył sobie już dawno temu. I stabilizacja, z jakiej cieszą się zachodni przywódcy może okazać się dla nich zgubna. Rosja pokazała swoją pozycję – Putin parę miesięcy temu oświadczył, że ma zamiar zamienić się w 2012 roku miejscami z Miedwiediewem i słowa dotrzymał. Teraz walczy o swój strategiczny punkt w regionie Bliskiego Wschodu. Pokazał, że jak walczy, to wygrywa. Mniej czy bardziej sprawiedliwie – grunt, że Zachód na to przystał. Pozostało mu tylko przekonać do tego swoich rodaków. Ma na to cztery lata.
Źródła: Głos Rosji, Reuters, RIA Novosti