Plan Obamy: spóźnione mikołajki
Słów kilka o planie Obamy, a przynajmniej o pierwszej jego części, czyli impulsie stymulującym gospodarkę.
Po pierwsze – każdy prezydent chciałby dostać od losu taki prezent na starcie kadencji. Móc wydać 700 miliardów dolarów na to co uważam z najważniejsze dla Ameryki. Niezły początek.
Po drugie – plan Obamy to nowoczesny protekcjonizm ery globalizacji. Przeglądając listę wydatków i zwolnień miałem nieodparte wrażenie, że głównym (jedynym?) kryterium wyboru projektów była minimalizacja kosztów ponoszonych poza granicami USA. Siłą rzeczy musiało się to odbić na efektywności wykorzystania tych środków. Innymi słowy wybrano projekty niosące mniejszą wartość dodaną dla gospodarki, ale realizowane na terenie USA. Dosłownie rzecz ujmując Obama uznał, że zamiast wydać, powiedzmy, miliard dolarów na produkcję oprogramowania, która cechuje się tworzeniem wysokiej wartości dodanej, ale może być świadczona z Indii, lepiej zbudować nowy most, który w Indiach zrobiony być nie może. Czy słusznie? Wątpliwa to logika.
Budując most zamiast oprogramowania gospodarka USA dostanie coś czego mniej potrzebuje i co w mniejszym stopniu zwiększy jej efektywność. Ponadto uzyskana minimalizacja kosztów zagranicznych gwarantowana jest tylko w pierwszej wypłacie. Firma wykonująca most po uzyskaniu rządowych pieniędzy może przecież zamówić system informatyczny w Indiach lub kupić chińską elektronikę. Kończymy zatem w tym samym miejscu – pieniądze i tak i tak płyną za granicę, tyle, że amerykańska gospodarka zamiast nowoczesnym oprogramowaniem dysponuje nikomu nie potrzebnym mostem.
Po trzecie – Obama wykorzystał plan do realizowania swojej polityki. Wiadomo, że im więcej polityki w gospodarce tym gorzej dla gospodarki, a ten plan jest istnym manifestem politycznym. Spełnienie wszystkich obietnic wyborczych w jednym planie: miliardy na ekologię, miliardy na edukację, miliardy na służbę zdrowia, słowem dla każdego cos miłego. Takie spóźnione mikołajki. Najwyraźniej prezydent postarał się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Skoro już mamy wydać tyle pieniędzy zrealizujmy przy okazji wszystkie moje obietnice wyborcze. Czy to jednocześnie gwarantuje najlepszą konstrukcję pakietu stymulującego? Śmiem wątpić.
Reasumując. Obym się mylił, ale jak dla mnie pakiet Obamy, a przynajmniej jego pierwsza część to niewypał. Zobaczymy jakie karty ma w zanadrzu. Wiele wskazuje na to, że i tak najważniejszym krokiem w wyjściu z kryzysu będzie sposób na rozwiązanie problemów systemu finansowego. Co prawda, na razie Geithner, z rozbrajająca szczerością mówi, że nie wie ile pieniędzy będzie potrzebował, czyli, de facto, nie ma pojęcia jak go rozwiązać. Ale bądźmy dobrej myśli, na pewno sobie poradzą. Yes, we can. :)