Japonia i Korea Południowa zbliżyły się do siebie. Pytanie, na jak długo
W słynnym amerykańskim ośrodku prezydenckim Camp David doszło do historycznego spotkania przywódców Stanów Zjednoczonych, Japonii i Korei Południowej. Uczestnicy szczytu porozumieli się głównie w kwestiach związanych z bezpieczeństwem regionalnym, a Seul i Tokio potwierdziły chęć dalszego ocieplania napiętych od kilkunastu lat stosunków. Wiele będzie jednak zależeć od rozstrzygnięć wyborczych we wszystkich trzech państwach.
Amerykański prezydent Joe Biden jeszcze przed spotkaniem chwalił obie strony za ich odwagę w odbudowywaniu wzajemnych relacji. W czasie pierwszego zorganizowanego przez siebie szczytu w Camp David mówił o „historycznym miejscu na historyczny moment” i o „nowej erze” we wzajemnych relacjach Ameryki, Japonii i Korei Południowej, nad którą pracowano przez ostatnie dwa lata.
Przeciwko Chinom…
Biden pochwalił ponadto japońskiego premiera Fumio Kishidę i południowokoreańskiego prezydenta Yoona Suk-yeola za ich stanowisko w sprawie wojny na Ukrainie. Oba kraje jednoznacznie potępiły rosyjską agresję na ten kraj, a zdaniem amerykańskiego prezydenta brak reakcji mógłby ośmielić Chińską Republikę Ludową w jej polityce wobec Tajwanu.
Kwestia chińska wyraźnie zdominowała spotkanie trzech przywódców. Coraz bardziej agresywna postawa Państwa Środka w regionie Indo-Pacyfiku uważana jest bowiem przez nich za zagrożenie dla wspólnego bezpieczeństwa. W swoim oświadczeniu Bide, Kishida i Yoon potępili zresztą „niebezpieczne i agresywne zachowania” Chin na Morzach Wschodniochińskim i Południowochińskim.
Zagrożenia w tym regionie płyną oczywiście także ze strony Korei Północnej. USA, Japonia i Korea Południowa nie ukrywają więc, że są zaniepokojone próbami balistycznymi i rozwijaniem technologii atomowej przez Koreańską Republikę Ludowo-Demokratyczną. W ubiegłym roku ustanowiły więc wspólny system ostrzegania przed północnokoreańskimi rakietami, natomiast teraz mają wdrożyć kolejne rozwiązania. Mają one przybrać przede wszystkim formę skutecznego egzekwowania sankcji międzynarodowych, współpracy w ramach Rady Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych oraz monitorowania aktywności Korei Północnej w cyberprzestrzeni.
Zawarte w Camp David trójstronne porozumienia dotyczyły właśnie kwestii bezpieczeństwa. Ustalono między innymi, że w razie pojawienia się zagrożenia dla któregokolwiek z państw, będą one decydować razem o adekwatnej odpowiedzi, a także powstanie nowa specjalna linia służąca do szybkiego kontaktu pomiędzy nimi. Ponadto przywódcy trzech krajów mają co roku odbywać wspólne konsultacje, zaś armie ich państw będą odbywały manewry wojskowe.
…ale nie do końca
Szczyt w Camp David spotkał się z głównie z ostrą reakcją chińskich mediów państwowych. Pojawiły się w nich oskarżenia o próbę stworzenia „azjatyckiego NATO” przez Stany Zjednoczone, Japonię i Koreę Południową, chociaż wyraźnie podobnym zarzutom zaprzeczał amerykański doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan. Rzecznik chińskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Wang Wenbin krytykował z kolei „szukanie własnego bezpieczeństwa kosztem bezpieczeństwa innych krajów” oraz przestrzegł przed zamienianiem regionu Azji i Pacyfiku w „arenę geopolitycznej rywalizacji”.
Biden, Kishida i Yoon, mimo potępienia chińskich i północnokoreańskich działań w regionie, starali się podkreślać, że ich spotkanie nie było wymierzone w oba te państwa. Według amerykańskiego prezydenta było ono poświęcone przede wszystkim ich wzajemnym relacjom. On sam wyraził zresztą nadzieję, że tej jesieni uda mu się odbyć kolejną rozmowę z przewodniczącym ChRL, Xi Jingpinem, a więc kontynuować dialog rozpoczęty podczas ubiegłorocznego spotkania grupy G20. Dzień przed szczytem japoński resort dyplomacji przyznawał zresztą, że wciąż negocjowana jest kwestia odniesień do Chin w dokumentach przygotowywanych przed szczytem w Camp David. Kishida mówił z kolei o „otwartej drodze do dialogu z Koreą Północną”.
Japonia i Korea Południowa nie mogą sobie pozwolić na otwarcie antychińską retorykę głównie z powodów ekonomicznych. Chiny są dla nich bowiem kluczowym partnerem gospodarczym, zarówno pod względem wymiany handlowej, jak i inwestycji. Na te kwestię uwrażliwiona jest zwłaszcza Korea Południowa, która znacząco odczuła skutki chińskiej odpowiedzi na rozmieszczenie w 2017 roku amerykańskich systemów rakietowych DTHAAD, czyli posunięcie uzasadniane przez Seul zagrożeniem ze strony Pjongjangu. Najbardziej skutki nieformalnych sankcji odczuły wówczas południowokoreańska branża motoryzacyjna, kultura i turystyka.
Relacje z Japonią i Koreą Południową są ważne także dla samych Chin, zwłaszcza w kontekście odczuwanego przez nie spowolnienia gospodarczego (Chińczycy mają być zainteresowani przyciągnięciem japońskich firm technologicznych). W ubiegłym miesiącu Pekin miał więc zaproponować Tokio i Seulowi organizację pierwszego od czterech la trójstronnego szczytu, w którym mieliby wziąć udział ministrowie spraw zagranicznych zainteresowanych krajów. Szef chińskiej dyplomacji, Wang Yi mówił zaś o konieczności wzmocnienia współpracy w celu „odnowienia Azji Wschodniej”.
Wyborcze zagrożenia
Organizacja szczytu w Camp David nie byłaby możliwa bez wcześniejszego ocieplenia japońsko-południowokoreańskich relacji, których przywódcy spotkali się w marcu po blisko 12 latach przerwy. Jeszcze rok temu o tej porze oba państwa toczyły spór w sprawie odszkodowań za pracę przymusową i niewolnictwo seksualne koreańskich kobiet, mającą miejsce w czasie okupacji Korei przez Japonię. W ostatnich miesiącach Yoon poczynił jednak znaczące kroki w tej sprawie, bo ostatecznie odszkodowania z tego tytułu mają być wypłacane przez fundusz, specjalnie stworzony do tego celu przez Koreę Południową.
Działania południowokoreańskiego prezydenta nie zawsze spotykają się z aprobatą tamtejszego społeczeństwa, nie ukrywającego zresztą swojej niechęci względem Japonii. Marcowy szczyt wraz ze składanymi wówczas przez Yoona deklaracjami spotkał się z krytyką, a opozycja groziła nawet wszczęciem parlamentarnego śledztwa w sprawie wyników „upokarzających” rozmów z Koshidą. Opozycyjna Demokratyczna Partia Korei po ewentualnym zwycięstwie w ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych może więc zacząć torpedować politykę głowy państwa względem Japonii.
W Japonii zbliżenie z Koreą Południową nie jest krytykowane samo w sobie, bo Koshida nie poszedł właściwie na żadne ustępstwa i wciąż nie uznał odpowiedzialności swojego kraju za zbrodnie popełnione podczas wspomnianej okupacji Półwyspu Koreańskiego. Japoński premier ma jednak kiepskie notowania zarówno w swojej ojczyźnie, jak i w samej rządzącej Partii Liberalno-Demokratycznej. Zastąpienie Koshidy na przykład przez przedstawiciela nacjonalistycznej frakcji ugrupowania może doprowadzić do ponownych zgrzytów między Tokio a Seulem.
Strona amerykańska podkreślała, że liczy na bliską współpracę ze swoimi azjatyckimi partnerami przez kolejne dziesięciolecia. Także sytuacja polityczna w samych Stanach Zjednoczonych może tymczasem pokrzyżować te plany. Były prezydent Donald Trump w razie przyszłorocznego zwycięstwa nad Bidenem może powrócić do swojej wcześniejszej polityki, czyli redukcji zaangażowania USA we wsparcie swoich regionalnych sojuszników. Rzeczywista trwałość „historycznego momentu” będzie więc wystawiona w najbliższych latach na poważną próbę.
Maurycy Mietelski