Problem narkobiznesu w Ameryce Łacińskiej. Wywiad z dr. Radosławem Powęską
Wojna z narkotykami ma destrukcyjny wpływ na życie obywateli i przestrzeganie praw w Ameryce Łacińskiej. W sposób negatywny wpływa na wiele sfer funkcjonowania państw w regionie, niosąc ze sobą przemoc i rozwój organizacji przestępczych. Czy problem ten jest wyłącznie sprawą regionu czy może ma zasięg globalny, dotykając nas wszystkich niezależnie od szerokości geograficznej?
O biznesie narkotykowym oraz alternatywnych metodach walki z problemem, z dr. Radosławem Powęską, adiunktem w Centrum Studiów Latynoamerykańskich Uniwersytetu Warszawskiego, rozmawia Jakub Strzakłowiec
Jakub Strzakłowiec: Czy narkobiznes stanowi poważny problem w Ameryce Łacińskiej?
Radosław Powęska: Jest to jeden z głównych problemów społecznych, ale również politycznych w Ameryce Łacińskiej od kilkudziesięciu lat. Zaczął się wraz z początkiem propagowania przez Stany Zjednoczone wojny z narkotykami, ponieważ polityka represji, z użyciem siły sprowokowała rozrost tego problemu zamiast go hamować. Warto zaznaczyć, że polityka represyjnego zwalczania narkobiznesu, nie dość, że nie ogranicza przemytu ani handlu narkotykami to wyolbrzymia problemy związane z tym procederem, taki jak właśnie istnienie zorganizowanych grup przestępczych, które również używają przemocy na szeroką skalę, występuje powszechne łamanie praw człowieka itp.
JS: W jakich krajach narkobiznes stanowi obecnie największy problem i dlaczego?
RP: Mamy dwie grupy krajów: pierwsze to są kraje producenckie (które produkują narkotyki), drugie to są kraje tranzytowe, stanowią szlak przemytniczy. Jeśli patrzymy na problem narkotykowy pod kątem przemocy, braku bezpieczeństwa i destabilizacji wewnętrznej – dziś największym problemem jest Ameryka Środkowa i Meksyk. Jeśli popatrzymy na to z punktu widzenia samego powstania problemu (produkcja narkotyków), wtedy najbardziej dotknięte problemem są Kolumbia, Peru, w mniejszym stopniu Boliwia. Ale z kolei Meksyk nie jest krajem, który tylko przemyca kokainę z Kolumbii do Stanów Zjednoczonych tylko sam produkuje marihuanę czy heroinę, które później trafiają i na rynek meksykański ale też na rynek Stanów Zjednoczonych, więc takie kraje jak Meksyk czy Kolumbia są dotknięte problemem podwójnie. Są dotknięte problemem produkcji narkotyków, które prowokują szereg następstw będących konsekwencją ulokowania produkcji akurat tam, a nie gdzie indziej. I w drugim znaczeniu jako kraje, przez które się przemyca narkotyki, co powoduje z kolei rozrost organizacji przestępczych, tzw. karteli narkotykowych, które specjalizują się w tego typu procederze.
JS: Jak narkobiznes wpływa na życie obywateli?
RP: Jeśli mamy do czynienia z ludnością biedną, wykluczoną społecznie czy ekonomicznie i nie ma alternatywy jak zarabiać pieniądze na to żeby godnie żyć, wtedy produkcja narkotyków jest dla nich pozytywna. Daje im co prawda nielegalne zatrudnienie, ale i możliwość zarobkowania, wyposażenia dzieci , zapewnienia im szkoły. Wtedy można by było powiedzieć, że przemysł narkotykowy rozładowuje pewne napięcia społeczno-ekonomiczne. Jeśli chodzi o negatywne strony narkotyków, wtedy są one dużo liczniejsze. Wymieniany już problem z przestępczością, z rozlewaniem się przemocy, używaniem przemocy. Jest to też problem korupcji, psucia instytucji państwowych, korumpowania policji i wymiaru sprawiedliwości. Nie mamy w tej chwili do czynienia z prawidłową, zdrową demokracją tylko z państwem wynaturzonym, które działa często na usługach przestępczych środowisk. Często bywa tak, że to kartele opiekują się miejscową ludnością, pomagają im finansowo. Natomiast na państwo nie mają co liczyć i wiedzą, że jeśli pójdą poskarżyć się na policję, to ta często okaże się gorszym wrogiem.
JS: Czy w związku z tym słabe państwo jest podglebiem dla działalności narkotykowej czy to narkotyki psują państwo?
RP: Więc jedno i drugie. Państwa latynoamerykańskie nigdy nie były zbyt silne jako instytucje. Poza tym Ameryka Południowa oferuje doskonałe warunki do produkcji narkotyków. Są to naturalne miejsca do produkcji narkotyków, z których wychodzi później transport narkotyków. W połączeniu ze słabością instytucji państwowych dało to świetne warunki do rozwoju przestępczości narkotykowej. Łącząc to dodatkowo z prohibicją czyli z tym, że handel narkotykami jest nielegalny, to napędzało z kolei nielegalną podaż i mamy taki efekt, że Ameryka Łacińska jest narkotykowym potentatem, stereotypowym narkotykowym rajem. Później mamy sprzężenie zwrotne tzn. potężne organizacje przestępcze używające możliwości korupcyjnych, niszczą struktury państwowe i osłabiają je jeszcze bardziej niż one były wcześniej. Tak więc tutaj jest zależność dwustronna.
JS: A czy znane są przypadki, w których władze współpracowały z kartelami narkotykowymi dla własnych korzyści?
RP: Ostatnio był głośny przykład z Iguali w Meksyku, słynny problem zaginionych 43 studentów, gdzie jak się okazało, to miejscowy burmistrz miasta Iguala był zleceniodawcą, będącym w świetnych kontaktach z regionalnym kartelem narkotykowym. Wykorzystał go do swoich własnych politycznych celów i interesów politycznych swojej żony. Po to aby unieszkodliwić swoich potencjalnych przeciwników politycznych. To jest tak naprawdę jeden z przykładów, które można by mnożyć, takiego sojuszu władz państwowych, administracji państwowej i zorganizowanej przestępczości przeciwko obywatelom swoich własnych państw. I nie jest to odosobnionych przypadek, że takie rzeczy się dzieją.
JS: Jakie były sposoby walki z narkobiznesem w przeszłości?
RP: Zanim wytoczono najcięższe działa pod nazwą „wojna z narkotykami” od lat ‘70 XX w. pod globalnym przywództwem Stanów Zjednoczonych to tej walki na dobrą sprawę nie było. Pojawiały się jednostronne wysiłki poszczególnych krajów, np. wprowadzanie zakazów produkcji i stosowania substancji, które wcześniej były legalne, każdy kraj wprowadzał na własną rękę jakąś politykę zakazów i ograniczeń, kontroli substancji, występowały także porozumienia międzynarodowe z tym związane. Na dobrą sprawę zorganizowano walkę z narkotykami dopiero w drugiej połowie XXw gdzie z jednej strony mamy ONZ jako taką organizację w ramach której powołano komisję do spraw narkotyków i przestępczości zorganizowanej. ONZ jako miejsce, w którym tworzy się międzynarodowe prawo narkotykowe i od lat ‘60 takie prawo rzeczywiście stworzyło fundamenty do walki z narkotykami, zobowiązując poszczególnych członków do realizacji ograniczania podaży narkotyków i zwalczania przemytu i produkcji nielegalnych substancji. Ale to ciągle nie miało charakteru konkretnej, zdecydowanej walki jaką przybrały starania Stanów Zjednoczonych w końcówce lat ’60 i na początku lat ’70 za prezydenta Richarda Nixona. Od tego momentu zaczęto stosować środki siłowe, armię, broń, traktować problem narkotyków jako problem bezpieczeństwa, a nie tylko problem zdrowia. Stosowano również elementy zwalczania problemu narkotyków u źródeł, czyli wspomaganie miejscowych sił wojskowych do tego aby walczyły z produkcją i handlem narkotykami w poszczególnych republikach latynoamerykańskich. Niezależnie od problemu popytu, przyjęto strategię zwalczania podaży czyli walkę z produkcją i dostarczaniem towaru odbiorcy.
JS: Jakie wynikły z tego konsekwencje?
RP: Konsekwencji było wiele. Po pierwsze otworzyło front walki z narkotykami w krajach dostarczających i produkujących. Operacje Stanów Zjednoczonych ograniczały się tylko i wyłącznie do walki z dilerami albo przemytnikami. W drugim rzucie oczywiście wyłapywanie konsumentów, którzy posiadają coś nielegalnego. Więc dużym problemem dla krajów latynoamerykańskich stała się walka z narkotykami, która dotyka bezpośrednio miejscową ludność, często nie mającą nic wspólnego z działalnością narkotykową. Np. w krajach andyjskich na cel wzięto chłopów produkujących kokę i sprzedających ją prawdopodobnie na kokainę. Nagminnie łamano prawa człowieka i przepisy karne - trzymanie ludzi w aresztach bez zarzutu albo stawianie komuś zarzutu za to, że uprawiał kokę – to wszystko sprawiało, że głównym cierpiącym była ludność, która nie miała charakteru przestępczego, nie była mafią czy kartelem. To była ludność, która z powodów ekonomicznych o których mówiliśmy postanowiła trudnić się produkcją koki. No więc mamy tutaj właśnie problem społeczny wykreowany przez tak a nie inaczej skonstruowaną wojnę z narkotykami. Dopiero po jakimś czasie od lat ’80 zaczęto myśleć tym, żeby dać alternatywę ludziom, którzy zajmują się produkcją koki czyli inwestowanie np. w cytrusy czy kawę. Jednak tego typu wysiłki mają bardzo duże ograniczenia, bo każdy produkt rolny, wychodził gorzej niż opłacalność produkcji koki i sprzedawania jej do wytworu kokainy. Poza tym rolnicy na kokę mają zapewniony zbyt, z czym jest ogromny problem przy innych produktach rolnych. Dużo się dziś mówi o tym, żeby kłaść nacisk nie na represje w walce z narkotykami, tylko na tzw. redukcję szkód. Czyli uświadamianie konsumentów, wpływanie na nich w jakiś sposób tak, by spadał popyt na narkotyki czyli rozwiązać ten problem od strony popytu, a nie podaży. Jeśli mamy do czynienia z ludźmi konsumującymi takie substancje, to należy inwestować w ich leczenie i dbanie o to, żeby na przykład nie zarażali się HIV przez wstrzykiwanie heroiny brudnymi strzykawkami i równolegle do tego kłaść mniejszy nacisk na represje. Natomiast model represyjny jest dużo chętniej stosowany przez władze wielu państw, bo daje różne możliwości – używania siły w ogóle, a poza tym stwarza scenę spektakularnej walki z oczywistym złem i to można zawsze sprzedać, że tu mamy wojnę z jakimiś złymi ludźmi i dla dobra obywateli nasza dobra władza musi się z nimi rozprawić. Nie mogłaby takiego ruchu utworzyć, gdyby próbowała rozwiązać problem od strony popytu i mozolnego wpływania na sam fakt konsumpcji więc tutaj zawsze dochodzi pewien problem jak sama władza myśli jak skorzystać na tego typu sytuacjach.
JS: Jak Pan ocenia współpracę pomiędzy krajami dotkniętymi problemem, a także stanowisko USA jako głównego konsumenta w walce z narkotykami?
RP: Jako główny odbiorca Stany Zjednoczone koncentrują się ciągle jeszcze jednak na tej walce z podażą, a nie popytem. Władze miały zawsze tendencję do odsuwania tego problemu na zewnątrz swoich granic, zwalczanie go represyjnie poza granicami przerzucając faktyczne koszty takiej wojny, związane z destabilizacją instytucji publicznych, wzrostem przestępczości – te koszty ponoszą kraje latynoamerykańskie. Natomiast współpraca wyglądała różnie. Zwyczajowo wyglądała dobrze, bo była jak gdyby wymuszana z pozycji siły przez Stany Zjednoczone, których metod oraz polityki nie można było zakwestionować. Ale to też się zmienia. Od niedawna widzimy rosnącą niezależność Ameryki Łacińskiej w tym temacie. Krytyka dotychczasowego paradygmatu wojny z narkotykami jest ostrzejsza i głośniejsza. Nawet ostatnie decyzje, które od kilku lat zapadają w Ameryce Łacińskiej świadczą o tym, że te kraje już nie chcą się liczyć i nie muszą się liczyć ze zdaniem Stanów Zjednoczonych. Jest tak dlatego, że wcześniej Stany Zjednoczone miały przywódczą rolę na arenie międzynarodowej, dzisiaj już jej nie mają. Dzięki temu Ameryka Łacińska jest bardziej niezależna, może mówić własnym głosem i zgodnie z własnymi interesami. Stąd takie przykłady jak np. Urugwaj, który zalegalizował marihuanę, Boliwia, która prowadzi politykę narkotykową całkowicie niezależnie od Stanów Zjednoczonych. Mamy przykład Jamajki lub Chile, które powoli zmieniają swoją politykę narkotykową. Głośno mówi się o tym, że trzeba zmienić cały model walki z narkotykami, nie wykluczając legalizacji narkotyków. Więc jest to zupełnie nowy kierunek, jeśli się go porówna do tego, co Stany Zjednoczone zawsze proponowały.
JS: Czy wszystko to przynosi efekty? Czy problem się powiększa czy maleje i dlaczego?
RP: Można powiedzieć, że praktycznie żadnych efektów dotychczasowa polityka walki z narkotykami nie przynosi. Jeśli popatrzy się na statystyki, to odsetek ludzi zażywających narkotyki zasadniczo nie zmienia się. Może się wydawać, że narkotyków jest coraz więcej, bo ludzi na świecie jest coraz więcej. Zatem odsetek ludzi, którzy zażywają w miarę regularnie narkotyki jest na stałym poziomie i są to oficjalne dane. W niektórych miejscach jest nawet gorzej niż było wcześniej, bo represyjny model zwalczania problemu sprawia, że grupy przestępcze szukają nowych rynków, coraz chętniej sprzedają narkotyki w swoich własnych krajach, bo likwiduje to np. problem przemytu. Stąd na przykład kraje, które dotychczas były bardzo słabo dotknięte problemem narkotykowym, można powiedzieć na granicy błędu statystycznego, to obecnie konsumpcja narkotyków produkowanych na miejscu rośnie. Oznacza to, że coraz więcej narkotyków zostaje na miejscu, nie eksportuje się, tylko konsumują go mieszkańcy tych krajów. Z tego punktu widzenia widać jasno, że problem rośnie a nie maleje. To jest odpowiedź na pytanie czy polityka narkotykowa jest skuteczna, otóż w ogóle nie jest skuteczna. Przy tych wszystkich kosztach o których wspomnieliśmy, ta nieskuteczność jest jeszcze większa. W kontekście wszystkich szkód powodowanych przez represyjną politykę narkotykową bilans nie wychodzi na zero, a na minus.
JS: Jak wyglądają prognozy na przyszłość?
RP: Nie wiadomo jakie są prognozy na przyszłość, bo jeśli chodzi o pomysł zmiany polityki narkotykowej, to się musi stać na poziomie globalnym, zmiana przepisów w jednym kraju wobec tego nie ma zbyt wielkiego znaczenia. Świat jest organizmem naczyń połączonych i np. to czy USA u siebie w domu coś zmienią, ma niewielki wpływ na problem światowy. Nawet jeśli udział USA w konsumpcji się zmniejsza, to inne kraje przejmują te ilości co sprawia, że problem walki z narkotykami nie jest możliwy do ograniczenia go w jednym obszarze, bo to problem całego świata. Skuteczna zmiana charakteru tej walki, podejścia do problemu wymagałaby pełnej i zgodnej współpracy międzynarodowej. Mamy tu po pierwsze sprzeczne interesy krajów, po drugie różne rozumienie tego problemu, co sprawia, że nie ma realnej szansy, żeby na poziomie globalnym kraje zgodziły się co do tego, że trzeba zmienić sposób podejścia do problemu. Wydaje się, że nic nie jest w stanie zatrzymać handlu narkotykami. Organizacje przestępcze są zawsze o krok przed, zawsze mają lepsze technologie, wiedzą pierwsze jaką zastosować metodę przemytu, służby są krok w tyle.
JS: Dziękuję za rozmowę.
RP: Również dziękuję.