Tunezyjczycy mogą zwyciężyć z terroryzmem tylko z naszą pomocą
Tunezja to jedyny kraj prawdziwie demokratyczny w świecie arabskim. Terroryści którzy 18 marca zaatakowali kompleks Bardo, w którym mieści się nie tylko muzeum ale również tunezyjski parlament, próbowali uderzyć nie tylko w jedną z najważniejszych gałęzi tunezyjskiej gospodarki – turystykę, ale również w serce młodej demokracji. Miejsce, w którym ze względu na ograniczony ruch samochodowy, na co dzień dominuje śpiew ptaków, tego dnia wybrzmiewało przede wszystkim seriami z karabinów maszynowych. Ich zabójcze żniwo to 23 ofiary śmiertelne, w tym trójka turystów z Polski. Odległy o tysiące kilometrów tunezyjski dramat uderzył bezpośrednio w nasze społeczeństwo i stał się również naszym dramatem.
W takim momentach warto pamiętać, że do pewnego stopnia odległy sukces arabskiej demokracji jest również naszym sukcesem. Polska zdecydowanie wsparła tunezyjskie przemiany polityczne nie tylko wysyłając do kraju naszych specjalistów i finansując na miejscu rozmaite projekty transformacyjne (między innymi poprzez stworzony z polskiej inicjatywy Europejski Fundusz na Rzecz Demokracji), ale również zapraszając do Polski osoby bezpośrednio zaangażowane w upowszechnianie procedur demokratycznych. Jedną z takich osób jest na przykład Sihem Bensedrine, która kierując tunezyjskim odpowiednikiem Instytutu Pamięci Narodowej korzysta między innymi z polskich doświadczeń lustracyjnych w swych wysiłkach mających na celu naświetlenie ciemnych kart opresji byłego reżimu. O polskich inspiracjach w tunezyjskich przemianach przypomina również pięknie wyeksponowana w korytarzach parlamentarnych kopia naszej Konstytucji 3 Maja.
Jednym z głosów, które dało się słyszeć po atakach to te wyrażające obawę o stabilność tunezyjskiej demokracji. Pomimo młodego wieku demokracja ta jest już dobrze zaprawiona w politycznych bojach i ma na swoim koncie dwa w pełni przejrzyste wybory parlamentarne w 2011 i 2014 roku oraz pierwsze w historii Tunezji demokratyczne wybory prezydenckie 2014. Nie bez znaczenia jest to, iż Tunezja jest krajem dość homogenicznym etnicznie i religijnie oraz posiada jedno z najlepiej wykształconych społeczeństw w rejonie Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu. Bardzo ważnym elementem spajającym wyjątkową w świecie arabskim konstrukcję polityczną jest dość dobrze funkcjonująca szczególnie na poziomie elit politycznych podwójna tolerancja oznaczająca islamistyczną i świecką akceptację wzajemnego istnienia we wspólnej przestrzeni politycznej. Ta tolerancja z kolei zbudowana jest na wielu ustępstwach i kompromisach wypracowanych podczas długotrwałych prac nad nową konstytucją, która weszła w życia na początku w 2014.
Kluczowa w przemianach jest rola tunezyjskich islamistów pod przywództwem przybyłego z uchodźctwa szajcha Raszida Ghanusziego. Ten charyzmatyczny muzułmański przywódca będący jednocześnie teoretykiem i strategiem politycznym tak pokierował wskrzeszoną z niebytu partią islamistyczną, że ta nie tylko osiągnęła spektakularny sukces wyborczy po obaleniu Ben Alego, ale również pomimo wielu perypetii i rozwiązania dwu rządów pod swoim przywództwem osiągnęła bardzo dobry wynik w wyborach parlamentarnych w październiku 2014. W przeciwieństwie do odsuniętych od władzy w lipcu 2013 egipskich islamistów z Bractwa Muzułmańskiego licytujących się z salafitami na radykalizm, Ennahda Ghanusziego od samego początku postawiła na ścisłą współpracę ze środowiskami świeckimi i była gotowa do daleko idących kompromisów. Najlepiej oddaje to kwestia zapisów konstytucyjnych na temat szariatu jako jednego ze źródeł krajowego prawodawstwa. W momencie gdy środowiska świeckie sprzeciwiły się tego typu zapisom, Ennahda odstąpiła od swoich propozycji i zgodziła się na to, by słowo szariat w ogóle nie pojawiło się w nowej konstytucji. Ghannouszi tłumaczył potem, iż słowo szariat jest współcześnie zbyt pejoratywnie naznaczone i nie musi być wzmiankowane w konstytucji. Najważniejsze jego zdaniem jest to, że w konstytucji obecny jest duch szariatu w postaci gwarancji wolności, sprawiedliwości i jedności. Bardzo ważne z punktu widzenia budowania konsensusu politycznego była również zgoda Ennahdy na rozwiązanie rządów Dżebalego i Laarajedha po zabójstwach politycznych w 2013 i utworzenie rządu technokratów, a także decyzja o nie wystawianiu swojego własnego kandydata w wyborach prezydenckich i nie udzielenie formalnego poparcia żadnemu politykowi walczącemu o najwyższy urząd w państwie.
Pomimo wewnętrznego konsensusu politycznego co do najważniejszych wyzwań państwa i drogi rozwoju, tunezyjskie przemiany demokratyczne są zagrożone przez szereg czynników zewnętrznych i wewnętrznych. Jednym z istotnych zagrożeń z pierwszej kategorii są arabskie reżimy autorytarne, które obawiają się, że za sprawą Tunisu popularyzacji ulegnie nowa forma rządów w regionie. Tym samym Tunezja staje się niejako ofiarą swojego własnego sukcesu. Im bardziej bowiem Tunezyjczycy cieszą się różnego typu wolnościami i płynnie działającymi procedurami demokratycznymi, tym silniejsze są dążenia wśród lokalnych autorytaryzmów do tego, żeby zaburzyć tunezyjską demokratyzację. Ona bowiem podnosi poprzeczkę żądań wolnościowych w regionie i zagraża stabilności wielu lokalnych rządów.
Bardzo niekorzystna dla dalszej tunezyjskiej transformacji jest również sytuacja geopolityczna. Tunezyjczycy funkcjonują w bardzo niebezpiecznym sąsiedztwie. Na wschodzie dzisiejsze Libia ze wzajemnie zwalczającymi się uzbrojonymi bojówkami jest de facto państwem upadłym. Wszelkie wysiłki pojednania islamistów i sekularystów jak na razie nie przyniosły żadnego rezultatu, a w międzyczasie wyrasta im dżihadystyczna konkurencja z bazą w nadmorskiej Dernie w pobliżu granicy z Egiptem, gdzie lokalni watażkowie ogłosili lojalność wobec Państwa Islamskiego i Abu Bakra al-Baghdadiego. Niestabilna sytuacja w Libii ma również ogromny wpływ na destabilizację w Mali oraz przepływ broni do Boko Haram w Nigerii. Na zachodzie Tunezyjczycy mają największy kraj afrykański po rozpadzie Sudanu, który choć bardzo stabilny dzięki autorytarnym rządom Butefliki i jego otoczenia, to nie będący w stanie w pełni w pełni kontrolować swojego terytorium. Świadczy o tym chociażby atak terrorystyczny na pole gazowe Ajn Amnas w styczniu 2013, czy zamordowanie przez lokalnych dżihadystów francuskiego alpinisty we wrześniu 2014.
To nie gdzie indziej tylko w Libii szkolili się zamachowcy, którzy 18 stycznia zaatakowali muzeum w Bardo i próbowali przedostać się do parlamentu znajdującego się w tym samym kompleksie budynków. Według różnych wyliczeń nawet do 3000 Tunezyjczyków walczy na pograniczu syryjsko-irackim i Libii, a około 500 byłych wojowników dżihadystycznej międzynarodówki przebywa w kraju. Jak na razie Tunezyjczycy nie wypracowali skutecznej polityki ich deradykalizacji i kontroli, i jest to jedno z najpilniejszych zadań jakie muszą odrobić. Z pewnością nie będzie to łatwe w sytuacji trudnej sytuacji ekonomicznej, dochodzącego do 35 % wskaźnika bezrobocia wśród ludzi młodych i popularności treści dżihadystycznych w Internecie.
Lokalne władze nie są jednak bezczynne na polu walki z kaznodziejami nienawiści i od ataku na amerykańską ambasadę we wrześniu 2012 sukcesywnie rozprawiają się z muzułmańskimi radykałami. Jednym z ważniejszych działań na tym polu było zakazanie działalności salafickiej organizacji Ansarasz-Szaria w sierpniu 2013 przez rząd kierowany przez islamistów z Ennahdy. Do końca grudnia 2014 Ministerstwu Spraw Religijnych udało się natomiast przeprowadzić skuteczną politykę desalafizacji krajowych meczetów. Polegała ona na zainstalowaniu w meczetach dotychczas kontrolowanych przez salafitów imamów wybranych przez państwo. Tym samym Ministerstwo uzyskało kontrolę nad treściami nauczanymi we wszystkich 5200 meczetach w kraju. Kolejnym krokiem w tej walce, jest ogłoszone bezpośrednio po zamachach na kompleks Bardo, zamknięcie wszystkich nielegalnych meczetów które powstały w momencie gdy imamowie salaficcy zostali wyproszeni z meczetów państwowych oraz zwiększenie nakładów na kształcenie i wynagradzanie imamów. Bardzo istotną rolę w dalszej walce z religijnymi radykałami będzie odgrywać również powstające prawo anty-terrorystyczne. By zminimalizować niebezpieczeństwo powstania prawa które stanie się narzędziem walki z opozycją powinno ono powstawać przy aktywnym udziale społeczeństwa obywatelskiego i pod czujnym okiem opinii międzynarodowej. Jak pokazał przykład nowej konstytucji tunezyjskiej czasami lepiej nad jakimś dokumentem pracować dłużej i wypracować rozwiązania kompromisowe, aniżeli narzucać rozwiązania na które nie ma przyzwolenia społecznego.
W przeciwieństwie do Egiptu, gdzie salafici zdobyli prawie 28 procent miejsc w porewolucyjnym parlamencie i stali się bardzo ważną siłą polityczną w kraju, w Tunezji idee salafickie cieszą się zdecydowanie mniejszą popularnością. Choć oficjalnie zarejestrowanych jest kilka partii salafickich (m.in. Front Reform, Partia Autentyczności i Partia Miłosierdzia), to żadnej z nich nie udało się wprowadzić ani jednego posła do parlamentu tunezyjskiego. Ich nieobecność na głównej scenie życia politycznego kraju jest niejako odzwierciedleniem poziomu sekularyzacji społeczeństwa tunezyjskiego.
Jednym za największych zagrożeń wewnętrznych które stoją przed tunezyjskimi przemianami to problemy ekonomiczne. Choć porewolucyjnym rządom udało się zapanować nad wzrastającym bezrobociem to wciąż jest ono bardzo wysokie (15 %) i niewiele wskazuje na to że w najbliższej przyszłości uda się go znacząco obniżyć. Po zamachu z 18 marca istnieją natomiast uzasadnione obawy, że sytuacja ekonomiczna kraju może się jeszcze pogorszyć. Jest ona bowiem bardzo silnie powiązana z ilością turystów którzy rokrocznie odwiedzają Tunezję. W 2014 było ich ponad 6 milionów i to zapewniło pracę prawie 475 tysiącom ludzi oraz przełożyło się na ponad 15 procent PKB. Choć szczególnie na południu kraju w miejscowościach takich jak na przykład Tauzer, Nafta czy Duz wiele hoteli jest wciąż zamkniętych na cztery spusty, to sytuacja powoli ulegała poprawie. Jak będzie w 2015? To między innymi zależy od nas.
Tunezyjczycy mogą zwyciężyć z terroryzmem tylko z naszą europejską pomocą. Potrzebują nie tylko wsparcia finansowego w przeprowadzaniu gruntownych reform i rozruszaniu swojej gospodarki, ale również oznak solidarności w postaci np. nie odwoływania zaplanowanych wcześniej tunezyjskich wakacji. Tak jak nikt nie myśli o rezygnacji ze wcześniej zaplanowanych wakacji we Francji po zamachach na Charlie Hebdo, tak samo nie powinniśmy zmieniać swoich planów po zamachach na kompleks Bardo. Tunezja to nie kraj upadły tylko stabilna demokracja. Dalekosiężnym celem terrorystów było ugodzenie w bardzo istotny sektor gospodarki tunezyjskiej i krajową transformację. Uda im się osiągnąć ten cel tylko wówczas gdy ludzie się przestraszą podróżowania do Tunezji. Sami Tunezyjczycy pokazali w wielotysięcznych demonstracjach po zamachach, że terrorystów się nie obawiają. Ważne by Europejczycy również byli gotowi im to pokazać i nie dali się zastraszyć.
Dr Konrad Pędziwiatr jest adiunktem w Katedrze Studiów Europejskich Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. Otrzymał tytuł doktora nauk społecznych Katholieke Universiteit Leuven (Belgia) na podstawie rozprawy pt. „Nowe elity muzułmańskie w europejskich miastach. Religia i aktywna społeczna obywatelskość wśród młodych zorganizowanych muzułmanów w Brukseli i Londynie”. Członek Komitetu Badań nad Migracjami PAN oraz Międzynarodowego Stowarzyszenia Socjologii Religii.
"Niniejszy tekst został przygotowany w ramach projektu "Islamizm i pluralizm: ugrupowania islamistyczne w Egipcie i Tunezji po Arabskiej
Wiośnie" finansowanego ze środków Narodowego Centrum Nauki przyznanych na podstawie decyzji numer DEC-2011/03/D/HS5/01570/1"