Grzegorz Mazurczak: Nieposłuszeństwo obywatelskie. Nowy pomysł tureckich Kurdów
Pomimo iż Premier Turcji Recep Tayyip Erdogan z zadowoleniem przyjmuje zmiany, jakie aktualnie dokonują się na Bliskim Wschodzie i Afryce Północnej, to jednocześnie na własnym podwórku, na wszelki wypadek, minimalizuje problemy z własną mniejszością kurdyjską.
Nie od dzisiaj Kurdowie oskarżają Erdogana o hipokryzję, angażując się tym razem w nową kampanię nieposłuszeństwa obywatelskiego. Mniejszość ta, stanowiąca około 20 procent 74 milionowej populacji Turcji, z uporem dąży do zdobycia większych praw. Gorąca sytuacja na Bliskim Wschodzie stanowi okazję, by i ich głos zabrzmiał donośniej.
Selahattin Demirtas, lider głównej tureckiej partii kurdyjskiej, nawiązując do wydarzeń w Kairze i dymisji prezydenta Hosni Mubaraka stwierdził niedawno, że turecki premier wysyłając pozdrowienia do manifestantów z placu Tahrir, zapomniał o własnych, będących w podobnej sytuacji obywatelach, oferując im jedynie gaz i bomby.
Pomimo że Turcja jest krajem demokratycznym i jej bilans reform, w przeciwieństwie do innych krajów regionu jest na ogół pozytywny, to kwestia kurdyjska ciągle pozostaje główną przeszkodą w osiągnięciu wewnętrznego spokoju.
Jest prawdopodobne, że przed wyborami 12 czerwca, jeszcze bardziej wzrośnie napięcie na obszarach południowo-wschodniej Turcji, gdzie kurdyjska Partia Pokoju i Demokracji będzie starała się jeszcze bardziej zaakcentować swoją obecność.
Kampania nieposłuszeństwa zbiegła się w czasie ze wzrostem przemocy między rebeliantami kurdyjskimi a tureckim wojskiem, po półrocznym okresie względnego spokoju (zawieszenia broni). W ostatni piątek, w starciach koło miasta Bingol zginęło czterech rebeliantów kurdyjskich, zwiększając liczbę bojowników zabitych od czasu zakończenia rozejmu (28 lutego) do siedmiu.
Natomiast w czwartek, kurdyjscy rebelianci przypuścili atak rakietowy na posterunek policji w jednym z miast prowincji Diyarbakir, zamieszkanej głównie przez Kurdów. Ofiar jednak nie zanotowano.
W 2009 r. Erdogan podjął próbę przeprowadzenia reform, mających przynieść pokojowe rozwiązanie konfliktu z rebeliantami, w tym ustanowienie kurdyjskiej stacji telewizyjnej i wydziałów języka kurdyjskiego na uczelniach. Sugerował nawet, że urzędnicy państwowi mogliby podjąć rozmowy z więzionym przywódcą kurdyjskim Abdullahem Ocalanem.
Jednak kilka miesięcy później reforma utknęła w martwym punkcie. Faruk Celik, minister odpowiedzialny za sprawy religijne, powiedział, że stało się tak wyłącznie przez ciągle trwającą kurdyjską kampanię niesubordynacji.
Partia Pracujących Kurdystanu, która zbrojnie walczy o niezależność od 1984 roku, w swoich oświadczeniach twierdzi jednak niezmiennie, że rząd nie reaguje na jej żądania i korzysta z zawieszenia broni jednostronnie, wyłacznie dla własnych, głownie przedwyborczych celów.
Zarzucono Erdoganowi ściganie legalnie wybranych burmistrzów kurdyjskich, ignorowanie wezwań do zbadania licznych morderstw Kurdów i ich masowych grobów w południowo-wschodniej części kraju i brak reakcji na apele o poprawę warunków życia uwięzionego Ocalana.
W ostatnim oświadczeniu rebelianci oznajmili też, że rząd nie zniósł 10% progu wyborczego, który często uniemożliwia mniejszym partiom kurdyjskim dostanie się do parlamentu. Brak jest też oczekiwanego postępu w rozmowach między rządem i Ocalanem.
Zarówno PKK jak i Partia Pokoju i Demokracji domaga się języka kurdyjskiego w szkołach, zwolnienia kurdyjskich burmistrzów z więzienia za domniemane związki z rebeliantami i zaprzestania zbrojnych ataków na rebeliantów.
Póki co, kampania nieposłuszeństwa obywatelskiego polega na widocznej obecności Kurdów w Silopi i kilku innych większych miastach - przed urzędami, na ulicach, placach i parkach. Wszędzie tam, gdzie możliwe jest gromadzenie się i postawienie namiotów.
Turecka policja próbuje blokować przemieszczanie się Kurdów i uniemożliwić im dotarcie do miejsc protestu. Przy okazji dokonuje się aresztowań, wywołując nowe zamieszki i ataki wzajemnej agresji.
Wydaje się, że bliskowschodnia „Wiosna Ludów” jeszcze długo nie dotrze do Turcji, która popierając ruchy wyzwoleńcze w innych państwach regionu, nie ma pomysłu na własne wyzwolenie. Zakładnikami tej skomplikowanej sytuacji są bowiem i Kurdowie i Turcy.
Nie mogąc żyć ani ze sobą ani bez siebie, prędzej czy później będą skazani są na autonomiczny region kurdyjski. Jednak zanim to nastąpi, będziemy jeszcze świadkami wielu tureckich zawirowań.



Centryści, nacjonaliści, fałszerstwa. Holandia po wyborach
Irlandzka lewica marzy o realnej władzy
Jaką historię napisze japońska Thatcher?
Szpitale zamiast stadionów. Generacja Z przejęła marokańskie ulice