Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Hanna Shen: Chiny - raj dla inwestorów?

Hanna Shen: Chiny - raj dla inwestorów?


21 wrzesień 2007
A A A

Chiny często przedstawiane są jako raj dla inwestorów; obecność na tym rynku ma gwarantować obfite dochody; mało jednak mówi się i pisze o czarnej stronie inwestowania w Chinach: korupcji, aresztach, a nawet zabójstwach. 

Często gwarancją na prowadzenie prosperującego biznesu w ChRL staje się współpraca z tutejszymi organami bezpieczeństwa, policją i wysoko postawionymi członkami partii komunistycznej.

Pod koniec sierpnia chińskie Biuro Bezpieczeństwa zatrzymało Steven'a Wu - dyrektora generalnego największej sieci domów towarowych na Tajwanie Shin Kong Mitsukoshi. Na początku tego roku Shin Kong, należący do najbogatszej na wyspie rodziny Wu, zdecydował się zainwestować w Chinach. Rozpoczęto współpracę z Pekińską Hualian Group - właścicielem sieci sklepów i domów towarowych w ChRL.

Tajwański inwestor przy wkładzie ponad 300 mln USD posiadł 50% procent udziałów w otwartym w kwietniu w Pekinie domu towarowym Shin Kong Place; dom towarowy zaczął przynosić coraz większe obroty (wzrastały one co miesiac o 12%) i po kilku miesiącach szef Hualian Group, Ji Xiao-an, postanowił przejąć pełną kontrolę nad Shin Kong Pekin.

 

Tajwański inwestor, Steven Wu, został zatrzymany na podstawie donosu stwierdzającego, że przyjmował łapówki. Przetrzymywany prawie przez tydzień, 1 września Wu otrzymał zgodę na powrót na Tajwan. 4 września ze względów bezpieczeństwa wrócili do Tajpej wszyscy Tajwańscy pracownicy Shin Kong Pekin i ich rodziny. Według znawców tematyki inwestycji w ChRL tajwański Shin Kong straci kontrolę nad domem towarowym w Pekinie.

 

Ten mechanizm przejmowania przez chiński biznes współpracujący z lokalnymi organami bezpieczeństwa dobrze prosperujących inwestycji nie jest niczym nowym.

 

Próby szukania pomocy ze strony chińskich organów sprawiedliwości według dr Wiliama Kao, przewodniczącego założonego w Tajpej Stowarzyszenia Ofiar Inwestycji w Chinach, nie przynoszą żadnych rezultatów. Doświadczył tego sam Kao, który w 1997 założył w strefie Yanjia (wschodni Pekin) fabrykę produktów z włókna szklanego; po dwóch latach chiński współpracownik dr Kao wtargnął z grupą 40 mężczyzn do fabryki w okresie świątecznym i przeniósł cały sprzęt i gotowe produkty do swojej nowozałożonej fabryki; William Kao próbował w sądzie odzyskać swoją własność; sprawa została jednak umorzona; są, jak mówi dr Kao, przypadki gdy inwestorom udało się na drodze sądowej uzyskać prawo do rekompensaty, ale faktyczne uzyskanie pieniędzy oznacza konieczność 'podzielenia' się nimi z odpowiedzialnymi za sprawę urzędnikami państwowymi.

 

Według rzecznika rządu tajwańskiego, Shieh Jhy-wey, w sądach w ChRL toczy się 10 tys. spraw, w których praw do swoich własności dochodzą tajwańscy inwestorzy. Walczą o swoją własność mimo, że często jest to walka z wiatrakami, bo jak twierdzi Shieh "Chiny to nie państwo prawa, ale dżungla" gdzie rządzi prawo silniejszego.

 

Prawo ustanawia Partia, a ta często zmienia zdanie. Przekonał się o tym tajwański potentat przemysłowy Wang Yung-ching właściciel min. najlepiej działającej na Tajwanie sieci szpitali Chang Gung.

 

W trakcie ubiegania się o prawo do organizacji Igrzysk Olimpijskich w Pekinie władze chińskie zwróciły się do Wanga z propozycją budowy pekińskiej fili Chang Gung. Wang przedstawił władzom dokładny plan budowy i funkcjonowania szpitala oraz gwarancję inwestycji; projekt ten zakładający, że do 2008 powstanie w Pekinie wysokiej klasy szpital, w którym najlepsza kadra medyczna będzie obsługiwać sportowców w trakcie Igrzysk zrobił duże wrażenie na Komitecie Olimpijskim. Pekin prawo do olimpiady otrzymał; przyczynił się do tego w jakimś stopniu projekt i gotowość inwestycji ze strony tajwańskiej.

 

Wtedy to jednak władze stwierdziły, że budowa może dojść do skutku jeśli tajwański inwestor zgodzi się na joint-venture; Wang Yung-ching znając perypetie tajwańskich biznesmanów, którzy potracili swoje firmy na rzecz chińskich partnerów nie zgodził się i inwestycja upadła; upadła nie do końca; w tej chwili powstaje w Pekinie szpital oparty na projekcie Wang'a!!!

 

Ale utrata majątku czy okazji do zarobku to nie najczarniejszy finał inwestycji w Chinach. Tak długo jak poszkodowany inwestor może cały i zdrowy wrócić do domu, jest się z czego cieszyć. Nie każdy ma to szczęście; nie miał go Amerykanin Jude Shao, który w 1993 otworzył w Szanghaju firmę CBV eksportującą sprzęt medyczny z USA. W 1997 w biurze CBV pojawili przedstawiciele fiskusa; urzędnicy z góry zaznaczyli, że wiedzą o nieprawidłowościach w firmie, ale gotowi są wstrzymać kontrolę w zamian za łapówkę w wysokości 60 tys. USD; propozycję tę urzędnicy powtórzyli kilka razy i za każdym razem otrzymali od właściciela firmy odpowiedź negatywną. Jude Shao twierdził, że firma wywiązuje się ze wszystkich zobowiązań finansowych, ale zgodził się, aby urzędnicy zabrali ze sobą kilka dokumentów w celu głębszego zbadania sprawy. Kilka miesięcy później Jude Shao został zatrzymany. Dokonujący aresztowania policjant wyjawił, że to, aby "dać mu nauczkę"…

 

Przed procesem Shao nie mógł widywać się ze swoim obrońcą; ani Shao ani jego obrońca nie mieli dostępu do materiału zebranego przez prokuraturę. W 2000 roku Jude został skazany na 16 lat za niezapłacenie VAT-u w wysokości 119 USD; stwierdzono także, że firma CBV nigdy nie sprowadziła do Chin sprzętu medycznego (i to mimo, że do dziś w niektórych szpitalach ten sprzęt jest używany).

 

Pracownicy firmy CBV w San Francisco i konsulat amerykański sprawdzili wszelkie dokumenty i nie znaleźli niczego, co wskazywałoby na jakiekolwiek wykroczenia podatkowe firmy CBV. Ale i tak Shao, nadal odsiadujący wyrok w chińskim więzieniu, może się nazwać szczęśliwcem bo zachował to, co najcenniejsze: życie.

 

Rocznie ok. 8 - 15 tajwańskich biznesmenów zostaje zamordowanych w Chinach. 31 lipca 2006 roku Li Yu-ye telefonicznie otrzymała druzgocącą wiadomość: jej mąż, 58 letni Zeng Wen-fang, został zamordowany w Chinach; Li jeszcze tego samego dnia wraz z córkami udała się do Chin. Weng zaczął inwestować w ChRL w 1997 roku; w prowincji Fujian niedaleko miasta Xiamen otworzył fabrykę produkującą wyroby z nefrytu i agatu.

 

Po 10 latach postanowił jednak zamknąć fabrykę; 29 lipca sprzedał cały sprzęt fabryczny; dwa dni później został pobity we własnej fabryce; nieprzytomny przewieziony do szpitala zmarł; jako przyczynę zgonu podano krwotok wewnętrzny. Przybyła do szpitala rodzina nie mogła zobaczyć ciała; policja poinformowała, że schwytano 3 morderców, którzy przyznali się do winy. Po 4 dniach Li Yu-ye otrzymała zgodę, aby zobaczyć zwłoki; były one całe pocięte i pobrane zostały niektóre organy. Li nie wierzy, że przedstawione jej zeznania zabójców są prawdziwe; twierdzi, że to tylko kozły ofiarne, a cała sprawa ma za dużo znaków zapytania: dlaczego bez zgody rodziny pobrano organy i co stało się z pieniędzmi min. uzyskanymi ze sprzedaży maszyn fabrycznych - zniknęły one z konta.

 

Jednak wielu inwestuje w Chinach i omijają ich opisane wyżej tragedie. Jak to możliwe? O tym jak inwestorzy unikają kłopotów prowadząc interesy w ChRL pisze Ethan Gutmann w swojej książce zatytułowanej Tracąc nowe Chiny - historia amerykańskiego handlu, chciwości i zdrady”; ten były korespondent stacji telewizyjnej udał się do Państwa Środka w poszukiwaniu nowych tematów; w Pekinie rozpoczął pracę dla jednej z lokalnych stacji telewizyjnych i szybko nawiązał bliskie kontakty z pracującymi tu amerykańskimi biznesmenami; to dzięki nim zrozumiał, że amerykańskie firmy mogą tylko wtedy prosperować w Chinach jeśli zaakceptują tutejsze reguły gry.

 

„Wierzysz, że zmienisz Chiny, ale to one zmienią ciebie”, mówi Gutmann; pierwsza zasada przetrwania w ChRL to wręczanie łapówek chińskim urzędnikom jako gwarancji wejścia i obecności na rynku; według Gutmann'a na ten cel np. Motorola przeznacza ok. 60 mln USD rocznie. Ale Chińczycy potrafią się odpłacić.

 

Nowo przybyłym ze Stanów - szukającym możliwości inwestycji czy doglądającym prowadzonych już interesów - chińscy eksperci od PR oferują bezpłatnie pobyty w 5-gwiazdkowych hotelach i usługi smukłych mongolskich prostytutek. Gwarancją "bezproblemowej" obecności na chińskim rynku jest współpraca z chińską bezpieką i np. monitorowanie, cenzorowanie i blokowanie sieci internetowej.

 

To dzięki temu trwają w Państwie Środka Sun Micrsosystem czy Yahoo; ta druga firma podpisała ostatnio kodeks, w którym zobowiązuje się „bronić interesów państwa chińskiego”. Inna firma, Cisco, nie tylko wykonuje na zamówienie Pekinu specjalny sprzęt pozwalający władzy kontrolować sieć internetową w całym kraju, ale także sprzedaje go po zaniżonej cenie.

 

Kierujący Stowarzyszeniem Ofiar Inwestycji w Chinach dr Kao twierdzi, że rządy komunistów, ich indoktrynacja zupełnie zmieniła to społeczeństwo, ich system wartości. „Tam wszystkiego można się spodziewać”, dodaje. Inwestowanie w ChRL ma swoją cenę; i jak mówi Ethan Gutmann „nie zawsze jest to tylko kwestia niepowodzenia w działalności biznesowej”.

 

Przedruk za zgodą autorki.