Kacper Wańczyk: Gruzińskie, z rosyjskim udziałem
- Kacper Wańczyk
We wtorek, 13 czerwca br. prezydent Gruzji Michaeli Saakaszwili przyjechał w odwiedziny do prezydenta Federacji Rosyjskiej Władimira Putina. Spotkanie miało miejsce w Sankt Petersburgu. Wizyta przebiegła w miłej i kulturalnej atmosferze, choć prezydent Saakaszwili nie znalazł miejsca w swym napiętym grafiku, by skorzystać z zaproszenia prezydenta Putina na petersburskie forum gospodarcze.
Jak można było przewidzieć, szefowie państw rozmawiali o konfliktach na Kaukazie, gospodarczych kontaktach obu krajów oraz gruzińskim winie. I choć uprzejmy ton jak zawsze pobrzmiewał na konferencji prasowej po szczycie, to kilka wypowiedzi nieco wybiło się ponad dyplomatyczny standard.
Na początku wspólnego wystąpienia zastosowano odwieczną, acz niepisaną zasadę protokołu dyplomatycznego: jak jest źle w stosunkach z sąsiadem, to mów o gospodarce. Prezydent Putin zwrócił uwagę na bardzo bliskie kontakty handlowe obu krajów oraz wzrost rosyjskich inwestycji w Gruzji. To prezydent Saakaszwili ochoczo potwierdził. Ale dalsza część wypowiedzi poświęconej gospodarce zabrzmiała bardziej interesująco. Władimir Władimirowicz zwrócił uwagę na fakt, że obywatele gruzińscy, pracujący w Rosji, przesyłają do swego kraju równowartość dwóch miliardów dolarów. „To znacznie więcej, niż dowolna pomoc ze strony krajów trzecich” rzekł rosyjski prezydent, delikatnie wskazując, że to nie odległe mocarstwa, lecz najbliżsi sąsiedzi najwięcej Gruzji pomagają. I sugerując, że w razie czego, ten strumień rosyjskiej pomocy można delikatnie przykręcić.
Oficjalna informacja służby prasowej prezydenta Putina wspaniale oddaje stosunek obu stron do konfliktów w Gruzji: „Poruszając problemy Osetii Południowej i Abchazji Prezydent Rosji określił je jako złożone”. Rzeczywiście obaj prezydenci z uwagą pochylili się nad problemem separatystycznych republik. Prezydent Saakaszwili zwrócił uwagę na fakt, że żadnego z tych konfliktów nie da się rozwiązać bez pomocy Rosji, a więc Moskwa i Tbilisi powinny poszukiwać sposobów ich zakończenia. Oczywiście pod auspicjami organizacji międzynarodowych, takich jak na przykład OBWE. Prezydent Putin powiedział, że sprawę tą powinni rozwiązać mieszkańcy republik, mając prawdopodobnie na myśli referendum. Prezydent Saakaszwili powiedział, że owszem, ale nie wolno zapominać o tych, którzy z regionów tych musieli emigrować. Muzyka nieco znajoma, słowa też jakby gdzieś zasłyszane, pomyślałem. Wszystko stało się jasne, gdy prezydent Saakaszwili stwierdził, że problemy separatyzmu abchaskiego i osetyńskiego „pozostają nierozwiązalnymi. Ale to wcale nie oznacza, że nie powinniśmy starać się ich rozwiązać”. Znam tą piosenkę – to ta o tym, że chodzi o gonienie króliczka.
Tu pewien złośliwy dziennikarz postanowił zakłócić miłą atmosferę i zapytał czy państwa mogą stosować środki militarne, gdy jakaś ich część pragnie się oderwać - tak, jak to zrobiła Rosja. Prezydent Putin przypomniał jednak „pismakowi”, że mieszkańcy Republiki Czeczeńskiej w wolnym, demokratycznym referendum zaakceptowali konstytucję republiki, w której mowa jest o tym, że Czeczenia jest jednym z podmiotów Federacji Rosyjskiej. „Tak więc, od czego byśmy nie zaczynali – jeśli chcemy rozwiązać jakiś problem drogą demokratyczną – powinniśmy pytać o zdanie ludu” zakończył Władimir Władimirowicz.
Dopiero jednak końcowa część konferencji, poświęcona kwestiom winnym, uzmysłowiła mi, jaka jest podstawowa zasada rosyjskiej polityki wobec Gruzji. A i wobec innych państw, prawdopodobnie też. Prezydent Putin zwrócił uwagę na bardzo duże zainteresowanie rosyjskiego biznesu, gruzińskim przemysłem alkoholowym, w szczególności winnym i produkującym likiery. Rosyjscy przedsiębiorcy chcą przejąć gruzińskie fabryki i zapewnić dostawy do Rosji alkoholi wysokiej jakości. Czyli, jak to ujął prezydent Putin, dostarczać „gruzińskie wino, produkcji gruzińskiej, ale wyprodukowane przez firmy z rosyjskim udziałem”.
I prawdopodobnie właśnie taki powinien być wymarzony przez prezydenta Putina rząd w Tbilisi. Gruziński, ale z rosyjskim udziałem. Wtedy konflikty na Kaukazie byłyby może bliższe rozwiązania, stosunki polityczne lepsze, a spotkania na najwyższym szczeblu bardziej konkretne. Choć tu trzeba przyznać sukces jakiś był – mimo chłodnych stosunków doszło do spotkania. Czyli – można taki szczyt niechętnych sobie polityków zorganizować. Zastanawiająca lekcja...