Maciej Szott: Zmiana warty w światowej gospodarce
Walka o władzę w Międzynarodowym Funduszu Walutowym, unaocznia dostosowywanie się polityki do globalnej gospodarki. 175 miliardów dolarów wydanych przez MFW, w tym roku, jest warte odnotowania. Stąd kraje BRIC, które zajęły już swoje miejsce w światowym PKB, starają się o „przywództwo” w tej organizacji.
Podczas spotkania w Istambule, członków Międzynarodowego Funduszu Walutowego z Bankiem Światowym, już od 28 września można obserwować gorące debaty, seminaria i komunikaty. Główna część wydarzenia przypada na 3-7 Października.
Z jednej strony słychać europejskich przywódców starających się utrzymać swój mandat polityczny, z drugiej głośne Chiny, które dążą do ustalenia systemu głosowania zależnego od wielkości gospodarki kraju w danym roku. Mając pewność, że Chiny za 15-20 lat będą numerem jeden, już teraz zabiegają o odpowiednie zapisy w poszczególnych organizacjach. Kraj Środka, jako coraz zamożniejszy inwestor państw trzeciego świata, może liczyć na coraz liczniejsze poparcie. Niemniej jednak nie daje gwarancji. Chiny zaoferowały jednorazowo, zaledwie 50 miliardów. Choć jest to wysoka suma, która na zasadzie pożyczek długoterminowych potrzebującym krajom zostanie zwrócona, nie równa się gospodarce i aspiracjom Chińskiej Republiki Ludowej. Co więcej, od roku, pomimo zapewnień rządu, nie zmienia się centralnie regulowany kurs juana, silnie niedowartościowanej waluty.
Minister finansów Szwecji jasno daje do zrozumienia, iż to właśnie najbogatsze kraje są sponsorem przemian i wysokich kredytów podczas obecnego kryzysu. Dominique Strauss-Kahn (dyrektor zarządzający MFW) przewiduje, iż kwota biliona dolarów, suma potrzebna dla krajów rozwijających się podczas kryzysu, może nie wystarczyć, aby zapobiec powiększającym się rezerwom walutowym i rozchwianemu handlowi.
Kryzys przywrócił nieco splendoru regulatorom globalnego rynku i ożywił wszelkiego rodzaju spotkania na szczytach. Stąd coraz chętniej, do Chin i Indii dołączają pozostałe kraje, dotąd niedowartościowane.
Podczas G-20 w Pittsburghu, zostało zawarte porozumienie o przeznaczeniu, co najmniej 5 procent głosów od krajów bogatych na rzecz państw rozwijających się. Pomysł ten jest wstępem do dalszych dyskusji, gdyż G-7 nie chce zgodzić się na dalsze ustępstwa, na co nie przystaje reszta i żąda 7 procent.
G ile?
Kwestia głosowań w MFW zbiega się z ustaleniem ile i jakie kraje powinny aktywnie partycypować w spotkaniach na szczycie, aby realnie i skutecznie kształtować światową gospodarkę. Ostatni rok zaowocował w aprobatę G-20 (19 państw plus UE), natomiast Istambuł zadbał także o istotne kraje Azji, Afryki i Ameryki Południowej organizując zjazd G-24. Pomimo powyższych nadal realizuje się G-7/G-8. Taki przebieg rzeczy próbuje sformalizować władzę w dosyć enigmatycznej formie spotkań. Rzeczywistość mocno odbiega od formuły szczytów, choć każde spotkanie w zacnym gronie przynosi prestiż wszystkim członkom, przynajmniej w mediach. Z polskiej perspektywy i tak najistotniejsze są ustalenia unijne oraz praktyka, natomiast zdecydowanie byłoby miło, gdyby Pittsburgh odbył się w formule G-22.
Na podstawie: finance.yahoo.com, reuters.com, imf.org
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.