Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Adam Jarosz: Marny los NRD


08 kwiecień 2009
A A A

Niedawno zastępca szefa frakcji parlamentarnej partii „Die Linke” Bodo Ramelow wywołał publiczną dyskusję, po tym jak sprzeciwił się nazywaniu NRD państwem bezprawia. W dwudziestą rocznicę upadku muru powraca pytanie o rolę NRD w historii Niemiec.

Niedawno temu zastępca szefa frakcji parlamentarnej partii „Die Linke” Bodo Ramelow wywołał w Niemczech dyskusję, po tym jak sprzeciwił się nazywaniu NRD państwem bezprawia. Co ciekawe, podobne zdanie wyraziło 41% ankietowanych w niemieckich landach wschodnich. W dwudziestą rocznicę upadku muru powraca w Niemczech pytanie o rolę NRD w historii.

Fakty mówią same za siebie. NRD była państwem bezprawia. Miała swoje liczne ofiary, niesłusznie i bezsensownie zabitych oraz więzionych. Do tego powszechna była inwigilacja ze strony Stasi. Tym bardziej zastanawiające jest pytanie skąd w Niemcach ze wschodu bierze się odruch obrony starego systemu, jednej z dwóch niemieckich dyktatur.

W 2009 roku RFN będzie świętować swoje sześćdziesięciolecie. Historia tego państwa przedstawiania jest, i słusznie, jako historia wielkiego sukcesu. W istocie Niemcy Zachodnie bardzo szybko podniosły się po drugiej wojnie światowej, choć przy istotnej pomocy Amerykanów i Planu Marshalla. Były twórcami wspólnot europejskich, które doprowadziły do zjednoczenia całego kontynentu, szybko wstąpiły do NATO i w bardzo krótkim czasie stały się jednym z najbogatszych państw świata. W 1990 roku RFN wchłonęła NRD i tak powstały dzisiejsze ponownie zjednoczone Niemcy.

Należy jednak zadać pytanie jak ma się do tego odnieść Niemiec ze wschodu. Jego NRD też obchodziłaby sześćdziesięciolecie, ale media o tym raczej nie mówią. On nie budował sukcesu i dobrobytu RFN, nie uczestniczył w życiu Bundesrepubliki. Wręcz przeciwnie. Jego ideologia mówiła, że RFN to jego największy wróg.

Do tego wszystkiego po 1989 roku wielu „Ossich” poczuło się oszukanych i odrzuconych po zmianach. Ich miejsca pracy, zarówno w przemyśle, na uczelniach, jak i w administracji przestały istnieć, albo przyszli na nie ludzie z zachodu. Zanegowano przy tym ich czterdziestoletnią historię, dorobek, system wartości, to na co niekiedy ciężko pracowali przez całe życie. Postąpiono z byłymi obywatelami NRD, jakby chciano ich „zresetować” i nakazać im rozpoczęcie życia absolutnie od nowa, jakby przez te wszystkie lata ich „świat” nie istniał.
Wytworzyło to w nich poczucie obywateli drugiej kategorii.

Obrońcami NRD, przynajmniej jeśli chodzi o politykę, stała się partia PDS (obecnie Die Linke), powstała na gruzach komunistycznej SED. Od swojego poczęcia, a właściwie „przepoczwarzenia” uzyskuje ona do dziś stabilne, wysokie poparcie szczególnie na wschodzie, co uważane jest za istny fenomen. Jest on jednak niczym innym jak wyrazem owej frustracji i poczucia odrzucenia obywateli nowych landów.

W ostatnich latach wielu publicystów i naukowców w Niemczech wyrażało swoje zatroskanie z powodu nikłej wiedzy młodszych pokoleń o NRD. Jak młodzi Niemcy mają dowiedzieć się czegoś o byłych Niemczech Wschodnich, jeśli w piśmiennictwie nawet słowo „Deutschland” („Niemcy”) zarezerwowane jest tylko dla RFN? Tak jak by NRD to nie były Niemcy. Jeśli nie były to Niemcy, to co to właściwie było?

I na tym zasadza się sedno problemu. W 1989 roku wraz z wolnością Niemcy ze wschodu stracili swoją ojczyznę. Przyszło obce. Niby ten sam język i kultura, a jednak obca. Obce przyniosło bezrobocie, upadek tego, co budowano przez długie lata. Wraz ze zmianą gospodarowania przyszła obca ideologia, negująca w całości ich dotychczasowe życie. Stąd też zrozumiałe jest poczucie zagubienia i ogólna frustracja.

W dwudziestolecie upadku muru berlińskiego historycy niemieccy spierają się o prawdziwe oblicze NRD. Wszelkie próby znalezienia w niej zalet czy pozytywnych stron kończą się napiętnowaniem i oskarżeniami o bagatelizowanie zła, które niósł za sobą reżim komunistyczny. Wielu zapomina jednak o tym, że mimo ofiar, więźniów politycznych, ideologizacji i inwigilacji, nawet w NRD żyli normalni ludzie, którzy mieli normalne rodziny, normalnie chodzili do pracy i szkoły, normalnie zakochiwali się, normalnie wychowywali dzieci, mieli swoje normalne radości i smutki. Czy Niemcy Zachodni mają moralne prawo do tego, by winić wschodnioniemieckie społeczeństwo za położenie w jakim się znalazło po II wojnie światowej?  

Dlatego też w sześćdziesiątą rocznicę powstania dwóch państw niemieckich i w dwudziestą upadku muru berlińskiego, symbolu podziału, także wschodnioniemiecki punkt widzenia historii i roli NRD powinien dostać szansę wyjścia na światło dzienne. Głównym problemem niemieckiej transformacji ustrojowej jest to, że Niemcy się nawzajem nie rozumieją. Jednak w kluczowym momencie to Niemcy z zachodu nie chcieli zrozumieć swoich braci zza muru. Czy może udać się to teraz? Czy nie jest jednak o dwadzieścia lat za późno?

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.