Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Cezary Kowanda: Zmiana warty - sytuacja w głównych brytyjskich partiach politycznych


16 kwiecień 2006
A A A

Ostanie miesiące to okres zdecydowanego przyspieszenia politycznego życia w Wielkiej Brytanii. Po wyborach parlamentarnych w maju 2005 r. rozpoczęły się gruntowne zmiany związane nie tylko z poważnymi personalnymi przetasowaniami, ale również z ewolucją programową. Po długiej, ale wyjątkowo interesującej kampanii Partia Konserwatywna wybrała jeszcze w ubiegłym roku nowego lidera - Davida Camerona, który zaczął wprowadzać coraz bardziej daleko idące zmiany i tchnął nadzieję w pogrążonych od kilkunastu lat w kryzysie torysów. Wkrótce po wyborze Camerona stanowisko stracił przywódca Liberalnych Demokratów, Charles Kennedy, choć jeszcze niedawno wydawało się, że jego pozycja jest na razie niezagrożona. Świeżo upieczony lider partii to Sir Menzies Campbell, który również może wprowadzić spore zmiany w funkcjonowaniu trzeciej siły brytyjskiego parlamentu. Wreszcie czas premiera Tony'ego Blaira dobiega nieuchronnie końca. Trudno powiedzieć dziś, kiedy na szczycie Partii Pracy stanie nowy przywódca, ale ostatnie wydarzenia wskazują, że może stać się to stosunkowo szybko - niewykluczone, że jeszcze w tym roku. Jak wszystkie te zmiany wpływają na kondycję poszczególnych partii? Jakie niosą ze sobą nadzieje i zagrożenia? Czy zbliżamy się do poważnych przemeblowań na scenie politycznej podczas następnych wyborów do Izby Gmin?

Partia Pracy - zmierzch Blaira, przyszłość Browna?

Przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi premier Blair oświadczył, że po raz ostatni poddaje się testowi przy urnach jako lider laburzystów. Oznacza to, że do końca obecnej kadencji - czyli prawdopodobnie do 2009 lub 2010 r. - poda się do dymisji. Aby ułatwić sytuację nowego przywódcy, powinien to zrobić przynajmniej rok przed najbliższymi wyborami. Blair dawał do zrozumienia, że nie będzie kurczowo trzymał się posady, ale równocześnie nie zamierza ustępować zbyt szybko. Ma bowiem do zrealizowania pakiet reform, z którymi chce być kojarzony i które uważa za pożyteczne dla przyszłości Wielkiej Brytanii. Głębokie zmiany w niektórych sektorach miałyby być swoistym dziedzictwem Blaira, a zarazem pozwoliłyby zapomnieć o wciąż głęboko kontrowersyjnej decyzji o wysłaniu brytyjskich wojsk do Iraku i ścisłym sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi podczas tej wojny. Poważny problem Blaira polega jednak na fakcie, że wiele z proponowanych przez niego w ostatnim okresie zmian jest głęboko kontrowersyjna - zarówno wśród opinii publicznej, jak i wśród posłów jego własnej partii. Do tego dochodzi częsty opór Izby Lordów, która co prawda w świetle obecnie obowiązujących ram ustrojowych nie uniemożliwia Blairowi wprowadzenia zmian, ale może je znacznie opóźnić i utrudnić. Wśród najważniejszych reform wymienić trzeba reformę szkolnictwa, dającą znaczną autonomię szkołom, wprowadzenie dowodów osobistych w Wielkiej Brytanii oraz ustawy antyterrorystyczne, zwiększające uprawnienia organów bezpieczeństwa. Większość, jaką Partia Pracy ma dziś w Izbie Gmin, została znacznie zredukowana w ostatnich wyborach, a dodatkowo grupa kilkudziesięciu posłów z jego własnych szeregów nieustannie utrudnia pracę Blairowi, głosując przeciw praktycznie wszystkim przedłożeniom rządowym. Efektem są pierwsze porażki premiera w głosowaniach oraz konieczność polegania na poparciu konserwatystów w kwestii reformy szkolnictwa.

Poważnym problemem dla Blaira obok coraz trudniejszego utrzymywania dyscypliny we własnej partii jest dziś skandal związany z nielegalnym finansowaniem Partii Pracy przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi - na jaw wychodzą tajne dotąd kredyty, jakie udzielone zostały laburzystom, a o których wiedziało tylko kilka osób. Był wśród nich sam premier, a nie było chociażby skarbnika partii. Udzielający kredytów w krótkim czasie zostali przedstawieni jako kandydaci do otrzymania tytułów szlacheckich. Trudno na razie oszacować skutki tego skandalu, bo dopiero nabiera tempa. Blairowi brakuje dziś zdecydowanie pozytywnych wydarzeń, które stanowiłyby przeciwwagę dla ostatnich niepowodzeń. W ubiegłym roku mógł cieszyć się z przyznania Londynowi prawa do organizacji Igrzysk Olimpijskich w 2012 r. czy z przez dość długi czas skutecznej obrony rabatu brytyjskiego w UE. Znajdujący się wyraźnie w defensywie Blair czuje presję ze strony kanclerza skarbu, Gordona Browna. Polityk ten typowany jest powszechnie na następcę Blaira. Zgodnie z nieoficjalnymi informacjami Brown ustąpił Blairowi podczas walki o przywództwo Partii Pracy w 1994 r., uzyskując obietnicę objęcia schedy po obecnym premierze. Z pewnością wówczas Brown nie spodziewał się, że na swoją kolej będzie musiał czekać tak długo. Dziś daje do zrozumienia, że nadchodzi jego czas, by poprowadzić laburzystów do następnych wyborów. Brown jest tym bardziej niecierpliwy, że pojawiają się głosy, iż być może warto będzie rozważyć inne kandydatury na następcę Blaira. W Partii Pracy jest grupa młodych, aktywnych polityków, których niektórzy chcieliby widzieć jako lepszą odpowiedź laburzystów na dynamicznego, młodego przywódcę konserwatystów. Brown wie, że upływający czas działać może na jako niekorzyść jeszcze z jednego powodu - Wielka Brytania wchodzi w okres spowolnionego rozwoju gospodarczego . Jeśli potrwa on zbyt długo i spowoduje znaczący wzrost bezrobocia, notowania kanclerza mogą znacznie się pogorszyć.

Dziś jednak wszystko wskazuje na to, że następcą Blaira zostanie Brown, choć data przekazania władzy pozostaje nieznana. Sam premier chciałby z pewnością, aby stało się to w 2007, a jeszcze lepiej w 2008 r. Jeśli jednak jego pozycja w parlamencie będzie nadal słabnąć, a notowania Partii Pracy w sondażach obniżą się, odejście Blaira może zostać znacznie przyspieszone. Przed premierem stoi dziś poważny dylemat. Może zaryzykować, próbując dłużej stać na czele partii i przeprowadzać dalsze reformy. Jeśli mu się to jednak nie uda, odejdzie jako polityk słaby i przegrany. Może zrzec się władzy znacznie szybciej, jako ten, który trzy razy z rzędu wygrał dla Partii Pracy wybory, co nie udało się żadnemu przywódcy przed nim. Wówczas jednak porzuci swój program reform i zawsze będzie czuł, że nie wypełnił do końca swej misji. Najbliższe miesiące pokażą, jaką drogę wybierze.

Partia Konserwatywna - długa droga Camerona

O ile Partia Pracy wciąż stoi przed ważnymi zmianami, to konserwatyści mają je już za sobą. Ostatnie lata stanowiły dla tej dumnej partii, która najdłużej ze wszystkich rządziła Wielką Brytanii, ciężką próbę. Trzykrotna z rzędu porażka w wyborach do Izby Gmin, poparcie niewiele przekraczające 30%, nieustanne zmiany liderów i fatalna wręcz pozycja torysów w Szkocji i Walii zmusiły ich do podjęcia ryzyka kompleksowej odnowy partii. 40-letni David Cameron jest piątym przywódcą w ciągu ostatnich dziesięciu lat, co świadczy o bardzo burzliwych losach głównej siły opozycyjnej. Jednak Cameron, który jeszcze kilka miesięcy temu uważany był za outsidera i nie dawano mu większych szans, w bardzo dobrym stylu pokonał wszystkich innych pretendentów do przywództwa i śmiało rozpoczął reformowanie partii. Próbuje on dziś dokonać sztuki, która przed dekadą udała się Blairowi - opanować polityczne centrum, które kiedyś głosowało na konserwatystów, ale od 1997 r. pozostaje wierne Partii Pracy i jest sprawcą pasma jej wyborczych sukcesów. Cameron wie, że torysi są dziś postrzegani jako ugrupowanie mocno prawicowe, które nie idzie z duchem czasów i stało się mało atrakcyjne dla klasy średniej. Wielu wyborców odpłynęło do laburzystów, a nawet do liberalnych demokratów. Średnia wieku członków Partii Konserwatywnej jest dziś bardzo wysoka, a zdecydowana większość spośród nich to pokolenie Margareth Thatcher. Cameron dał jasno do zrozumienia, że nie zamierza być thatcherystą - nie podważa oczywiście olbrzymiego dorobku "Żelaznej Damy", ale też nie wraca do jej czasów, patrząc odważnie w przyszłość. Coraz częściej nowego lidera wprost porównuje się do Blaira, choć trudno dziś określić, czy będzie on mógł kiedyś pochwalić się takimi sukcesami, jak urzędujący premier.

Cameron tuż po wyborze rozpoczął odnowę partii - nie tylko jej wizerunku poprzez nowe hasła czy przebudowę strony internetowej. Poszczególne zespoły programowe pracują nad propozycjami zmiany polityki partii i dotarcia dzięki temu do tych grup wyborców, którzy nigdy bądź już długi czas na konserwatystów nie głosowali. Partia pod przywództwem Camerona, zachowując swoje konserwatywne oblicze, ma nabrać większej socjalnej wrażliwości. Cameron wkracza na zupełnie nowe obszary, jak choćby polityka ekologiczna, które do tej pory pozostawały na marginesie zainteresowania torysów. Pierwsze tygodnie po wyborze były dla Camerona prawdziwą medialną ofensywą, dość dobrze przyjętą przez opinię publiczną. Równocześnie jednak w samej partii nie brakuje ostrożnych na razie głosów, które wprowadzane zmiany uważają za zbyt szybkie. Istnieje obawa, że próbując zdobyć środek sceny politycznej, konserwatyści mogą stracić swoich tradycyjnych wyborców, którzy cenią ich właśnie za zachowawczość i z nostalgią wspominają panią Thatcher. Liczy na to chociażby skrajnie prawicowa UK Independence Party. Camerona czeka zatem trudne zadania znalezienia kompromisu między zachowaniem tego, co w partii wartościowe i co ją identyfikuje oraz odnowieniem jej wizerunku i zdobyciem zaufania tych, którzy dotąd wybierali inne ugrupowania bądź w ogóle nie chodzili na wybory. A takich też w Wielkiej Brytanii nie brakuje - w ostatnich wyborach do Izby Gmin frekwencja oscylowała wokół 60%.

Konserwatyści znajdują się wciąż na początku długiej drogi odzyskania zaufania społecznego. Choć w sondażach udało im się praktycznie zniwelować stratę do Partii Pracy, to nie uzyskali na razie przewagi, dającej nadzieję na zdobycie większości w przyszłym parlamencie. W partii trwa gorąca dyskusja programowa - jeśli będzie toczyła się ona w sposób konstruktywny, Cameron może liczyć na dobre efekty swojej pracy w najbliższych latach. Jeśli jednak torysi powrócą do tradycji wewnętrznych kłótni, które kosztowały ich dotychczas tak wiele, to nawet młody i dynamiczny przywódca niewiele będzie mógł zmienić. Tymczasem Cameron ma inne powody do zadowolenia - niedawno na świat przyszło jego trzecie dziecko, syn Arthur Elwen.

Partia Liberalnych Demokratów - Campbell jako mąż opatrznościowy?

Wybory 2005 r. wydawały się być na pierwszy rzut oka wielkim sukcesem trzeciej partii brytyjskiej sceny politycznej. Po raz kolejny udało jej się zwiększyć liczbę głosów do 22% i przekroczyć granicę 60 posłów w Izbie Gmin. Dłuższa analiza kazała jednak spojrzeć na ten rezultat bardziej krytycznie - Liberalni Demokracji znajdowali się podczas kampanii wyborczej w wybornym położeniu. Jako jedyna z dużych partii nie poparła niepopularnej w społeczeństwie wojny z Irakiem i mieli nadzieję na zdobycie głosów bardzo wielu obywateli niezadowolonych z Partii Pracy. Ponadto prowadzili szczególnie intensywną kampanię w okręgach wyborczych, w których startowali czołowi przywódcy konserwatystów. Jednak mimo umocnienia swej pozycji, partii Charlesa Kennedy'ego, będącego przywódcą od 1999 r., nie udało się dokonać przełomu. A przecież okazja ku temu była tak znakomita, że podobna może nie powtórzyć się przez wiele lat. Początkowo temat zmiany przywódcy nie był publicznie rozważany. Przyspieszenie spowodowało kilka czynników. Pierwszym z nich był z pewnością wybór Camerona na przywódcę konserwatystów i jego wielka ofensywa, w której bezpośrednio odwoływał się do wyborców Liberalnych Demokratów, zachęcając ich do poparcia torysów. Liberalni Demokraci zareagowali na te manewry powoli i niezbyt zdecydowanie. Ponadto coraz częściej zaczęto nieoficjalnie przypominać problemy z alkoholem Kennedy'ego. Do tej pory kwestia ta była tuszowana, jednak gdy stało się jasne, że zostanie potwierdzona przez prasę, Kennedy przyznał się do walki z alkoholizmem, potwierdzając krążące od miesięcy plotki. Poważnym problemem była nie tylko konieczność ujawnienia tak wstydliwej sprawy z życia prywatnego, ale również pośrednie przyznanie się do kłamstwa, gdyż do tej pory indagowany w tej kwestii Kennedy stanowczo odrzucał oskarżenia o alkoholizm. Początkowo wykluczył on możliwość podania się do dymisji, jednak na początku stycznia 2006 r. zmienił zdanie, gdy okazało się, że większość jego posłów chce nowego przywódcy, a dalsze trwanie na stanowisku oznaczać będzie duże szkody dla wizerunku partii. Również przeprowadzone na gorąco sondaże potwierdziły, że ponad połowa Brytyjczyków uważa, iż czas Kennedy'ego dobiegł końca.

Wybory nowego przywódcy przebiegały w nienajlepszej atmosferze. Miały na to wpływ skandale związane z życiem prywatnym dwóch pretendentów, wpadki tymczasowego przywódcy Sir Menziesa Campbella w Izbie Gmin oraz spadające notowania partii w sondażach, będące efektem zamieszania związanego ze stylem odejścia Charlesa Kennedy'ego. Nie poparł on w wyborach żadnego z kandydatów, usuwając się wyraźnie w cień. Faworyci zmieniali się jak w kalejdoskopie - najpierw najwyższe notowania wśród bukmacherów miał Campbell, potem Simon Hughes, którego szanse pogrzebał jednak skandal obyczajowy z przeszłości. Wreszcie na czoło wysforował się nieznany wcześniej praktycznie Chris Huhne, zasiadający w Izbie Gmin ledwie od maja ubiegłego roku. Huhne miał z pewnością nadzieję na "efekt Camerona", czyli zwycięstwo mimo startowania jako całkowity outsider dzięki swojej świeżości i nowym pomysłom. Ostatecznie jednak zwyciężyła rutyna i wielkie doświadczenie, jakie prezentował Sir Menzies Campbell. Członkowie Liberalnych Demokratów, nie zważając na jego dość zaawansowany wiek i wcześniejsze problemy ze zdrowiem, powierzyli mu przywództwo partii, mając nadzieję, że najlepiej pogodzi różne frakcje i zdobędzie zaufanie Brytyjczyków. Pozytywnym sygnałem dla ugrupowania okazało się niespodziewane zwycięstwo w niedawnych wyborach uzupełniających w Szkocji. Ku zaskoczeniu samych liderów partyjnych, Liberalni Demokracji wygrali w okręgu uważanym za twierdzę Partii Pracy. Ten sygnał oczywiście nie wystarcza, by przewidywać, jaki wpływ na pozycję partii wywrze Campbell. Należy on do zupełnie innego pokolenia niż Cameron czy nawet Blair - spokojny, wyważony, ale zarazem twardo broniący swoich poglądów jest nadzieją na uspokojenie sytuacji po dramatycznych wydarzeniach wokół Kennedy'ego z przełomu roku. Nie wiadomo jednak, czy będzie miał wystarczająco siły i energii, by wzmocnić pozycję Liberalnych Demokratów w kolejnych wyborach parlamentarnych. Niewiele dziś także powiedzieć można o przyszłej ewolucji programowej ugrupowania - Campbell uważany był dotąd za człowieka środka, nie należącego ani do liberalnej, ani do bardziej socjalnej frakcji partii.

Podsumowanie

Prowadząc wszelkie rozważania na temat ewolucji brytyjskich partii, trzeba mieć na uwadze fakt, że prawdziwa weryfikacja nastąpi prawdopodobnie nie wcześniej niż w 2009 r., a być może nawet rok później, podczas kolejnych wyborów do Izby Gmin. Oznacza to, że przywódcy mają wiele czasu na eksperymentowanie ze zmianami programowymi i rozwiązywanie najbardziej palących problemów poszczególnych ugrupowań. Równocześnie jednak nie znaczy to, że do tego czasu są oni nietykalni i nie muszą martwić się o swój los. Przekonuje o tym przykład wybranego w 2001 r. przywódcy torysów, Iana Duncana Smitha, który już po dwóch latach stracił zaufanie swych posłów i został zmuszony do odejścia. Zresztą mimo tak odległej perspektywy wyborów generalnych, nie będzie brakować ważnych testów dla wszystkich partii. Już w maju w Wielkiej Brytanii odbędą się wybory lokalne - bardzo istotny egzamin dla Campbella i Camerona. Poza tym każdego roku nie zabraknie wyborów uzupełniających do Izby Gmin, które mają w brytyjskim systemie politycznym znaczenie szczególne. Wreszcie śledzone na bieżąco sondaże również nie pozostaną bez wpływu na zachowanie przywódców partyjnych. Najbliższe miesiące będą kluczowe nie tylko dla nowych liderów, ale też dla premiera Blaira, którego zaprzątać będzie wybór terminu odejścia i pytanie, czy będzie on mógł go wyznaczyć w pełni suwerennie, czy też w jakiś sposób zostanie mu on narzucony.