Filip Topolewski: Wyścig na dno
- Filip Topolewski
Kiedy nad Wisłą mowa o cudach gospodarczych i drugiej Irlandii, parlament bułgarski bez zbędnych frazesów przyjął ustawę wprowadzającą najniższy podatek od osób fizycznych w Europie.
Bułgarzy od 1 stycznia 2008 r. będą się rozliczali według podatku liniowego w wysokości 10 proc. Również od nowego roku Czesi wprowadzają podatek liniowy na poziomie 15 proc. Decyzje parlamentów naszych południowych sąsiadów wpisują się w trwający od kilkudziesięciu lat proces globalnego obniżania opodatkowania, który z niezwykłą ostrością występuje w naszym regionie – państw byłego obozu socjalistycznego.
Dla przypomnienia, zawody o najniższe i najprostsze podatki rozpoczęła Estonia w 1991 r. Estończycy zaczęli wszakże od relatywnie wysokiego pułapu 22 proc. Niedługo potem w ślady Tallina ruszyły pozostałe państwa bałtyckie - Litwa (1994, 33 proc.) i Łotwa (1995, 25 proc.). Prawdziwą lawinę spłaszczania i obniżania podatków na naszym podwórku przyniósł nowy wiek. Największe państwo regionu – Rosja, w 2001 wprowadziła stawkę 13 proc. Nie długo trzeba było czekać na decyzje Serbii (14 proc., 2003) i Ukrainy (13 proc., 2003). Na akcję Kijowa błyskawicznie zareagowała Bratysława ustanawiając w tym samym roku stawkę 19 proc. Zaledwie dwa lata temu podatek liniowy wprowadzili Rumuni (16 proc., 2005). Zatem ostatnie decyzje Czechów i Bułgarów są prostą konsekwencją wcześniejszych działań Słowaków i Rumunów.
Formalnie tylko Polska i Węgry nie ustanowiły (jeszcze?) podatku liniowego. Formalnie – bowiem w praktyce w Polsce po wprowadzeniu 19 proc. podatku od osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą zdecydowana większość zatrudnionych w przedsiębiorstwach prywatnych rozlicza się według jednej stawki. Zatem jedynym outsiderem pozostają Węgry i po prawdzie nie zanosi się tam na szybkie rozwiązanie problemów fiskalnych.
Ten swoisty wyścig podatkowy nieprzypadkowo toczy się wśród państw naszego regionu z taką zaciętością. Lata gospodarki centralnie planowanej i jednoczesne rozpoczęcie transformacji sprawiły, że państwa te na polu konkurencyjności gospodarek wykazują relatywnie niewielkie różnice (Aczkolwiek według IMD pomiędzy najbardziej konkurencyjną Estonią (22 miejsce) a najmniej konkurencyjną Polską (52 miejsce) jest trzydzieści państw). Gospodarki państw naszego regionu nie tylko mają wspólny moment startu, ale również konkurują o te same zasoby – pracowników, kapitał i know how, dwa ostatnie głównie zresztą z państw Europy Zachodniej i w mniejszej mierze z USA.
W zasadzie każda większa inwestycja międzynarodowych firm w tej części Europy sprowadza się do bezpośredniej konkurencji dwóch, trzech państw walczących o przychylność inwestora. A z braku rodzimych korporacji o globalnym zasięgu często, zwłaszcza w mniejszych państwach, inwestycje zagraniczne są jedynym źródłem napływu know how i miejsc pracy. Dodatkowo od niedawna państwa te muszą konkurować między sobą o pracowników.
Nic nie zapowiada by ten podatkowy wyścig na dno miał ulec spowolnieniu. Wręcz przeciwnie. Państwa o relatywnie gorszej infrastrukturze, gorszym prawie, czy słabiej wykształconej sile roboczej będą tym chętniej wprowadzać zachęty natury zwolnień podatkowych, specjalnych stref ekonomicznych, czy po prostu niskich podatków. Sofia odważnie wyznaczyła nowy najniższy próg opodatkowania. Walka o relokalizację przemysłu z państw zachodniej Europy stanie się jeszcze bardziej zażarta. I choć na ogólny wynik otoczenia biznesowego wpływa wiele czynników to szereg z nich wymaga wieloletnich nakładów – jak choćby budowa lotnisk i autostrad. A podatki teoretycznie obniżyć można w jeden dzień. Dlatego myślę, że już niedługo któreś z państw naszego regionu wprowadzi podatek jednocyfrowy. Pytanie brzmi: Które?