Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Grzegorz Wasiluk: Kiepskie niemieckie interesy z Gazpromem i ekologami


19 grudzień 2009
A A A

Ceny energii elektrycznej w Niemczech rosną. Gaz ma zdrożeć o wiele dotkliwiej przede wszystkim dla odbiorców kupujący pośrednio od Gazpromu. Dochody strony rosyjskiej ze sprzedaży gazu do Niemiec i Austrii kształtują się w tym roku nader korzystnie. Ekonomiczna kompromitacja elektrowni wiatrowych oraz ideologiczny nacisk na jak najszybsze zamknięcie siłowni atomowych stanowią złą wróżbę na wyjście Niemiec z kryzysu.

Ceny energii elektrycznej dostarczanej do mieszkań w Niemczech mają wzrosnąć od stycznia o ok. 5 % (ok. 50 € w przeliczeniu na przeciętne gospodarstwo domowe – mieszkanie w blokach, 4 osoby; w stosunku rocznym). Gaz ma zdrożeć o wiele dotkliwiej (120 €), ale nie dotyczy to wszystkich. Po kieszeni zostaną uderzeni przede wszystkim odbiorcy kupujący gaz od któregoś z wielkich koncernów, które mają związane ręce wieloletnimi umowami z rosyjskim monopolistą Gazpromem.

Urządzenia pola gazowego w Brandenburgii. Wydobycie krajowe pokrywa obecnie ok. 16 % niemieckiego zużycia gazu ziemnego.

 

Dochody ze sprzedaży gazu do Niemiec i Austrii kształtują się w tym roku nader korzystnie dla strony rosyjskiej. Dalsze źródła kłopotów to ekonomiczna kompromitacja elektrowni wiatrowych oraz ideologiczny nacisk na jak najszybsze zamknięcie działających jeszcze między Odrą a Renem siłowni atomowych. Zła to wróżba odnośnie widoków naszych zachodnich sąsiadów na wyjście ze światowego kryzysu finansowego. Nie jest żadną tajemnicą okoliczność, że ceny energii odbijają się nie tylko na budżecie gospodarstw domowych, ale wpływają na koniukturę jako taką, a ich utrzymywanie się na wysokim i rosnącym poziomie w długim okresie nawet dla najpotężniejszych gospodarek narodowych stanowi ogromną kulę u nogi.

Kosztowne interesy z Gazpromem

Niemcy są zależne od importu gazu z Rosji w około 1/3 (gazociąg jamalski), własne wydobycie pokrywa ich zapotrzebowanie w wysokości poniżej 1/5 (od początku bieżącego stulecia udział gazu ze złóż niemieckich się zmniejsza), a reszta to import z sąsiedniej Holandii i o wiele dalszej Norwegii (złóż podmorskich). Udział gazu rosyjskiego jest przy tym bardzo znaczny na obszarze Brandenburgii i Saksonii, a z kolei dawne miasta hanzeatyckie są zaopatrywane głównie ze złóż krajowych. Jakby to nie było dziwne, ten duży i ważny kraj nie dorobił się dotąd portu do przeładunku gazu w stanie ciekłym, stanowiącego import zamorski (gazoportu). Co prawda Niemcy szukają ropy i gazu w obcych krajach (Szkocja, Egipt, Algieria). Trudno jednak dziś orzec, czy próby pójścia w ślady innych mocarstw zachodnich oraz Japonii, które już niejednemu pomogły w zorganizowaniu wydobycia węglowodorów w zamian za korzystne warunki ich dostaw dla siebie, zakończą się podjęciem takich działań przez niemieckie przedsiębiorstwa na skalę przemysłową i jakie będą ich długoterminowe wyniki.

Na razie jest jak jest, a mianowicie tak, że największym dostawcą gazu ziemnego do naszych zachodnich sąsiadów jest nasz (nieco dalszy) wschodni sąsiad. Wynikają z tego określone skutki, spotęgowane faktem, że rosyjskie państwo prowadzi niezwykle dynamiczną i wręcz łapczywą politykę na odcinku eksportu surowców energetycznych. Dwa tygodnie temu wielkie zainteresowanie wzbudziły w Niemczech usiłowania spółki-córki Gazprom Germania zdobycia znacznego pakietu akcji (wschodnioniemieckiego) koncernu energetycznego VNG. W wyniku triumfalnej wizyty Putina we Francji francuski koncern GDF Suez zgodził się spełnić marzenia szefów Gazpromu w tej sprawie, które (jak w związku z tym przyznali) zaprzątają ich głowy od 20 lat. W zamian za udział w Gazociągu Północnym (Nord Stream) francuscy właściciele podpisali umowę o odstąpieniu Rosjanom 5 % udziału we VNG, co zwiększy ich aktywa w tej spółce do ok. 10 % (zaledwie). [1] Przynajmniej jak na razie wypada stwierdzić, że to tylko biznes; usiłowanie zwiększenia własnych dochodów przez jedną ze stron gry rynkowej. Mimo to niektóre niemieckie gazety postanowiły zabłysnąć nagłówkami w rodzaju: „Szykujcie ciepłe swetry. Gazprom nadchodzi!”

Ukraina ma otrzymywać od nowego roku gaz ziemny z Rosji po cenie 280 $ za tysiąc metrów sześciennych; na początku bieżącego roku rzecznik Gazpromu Kuprianow groził rządowi w Kijowie ceną 450. Na groźbach się skończyło, bo od lipca (wskutek spadku cen ropy naftowej, z którą – narzeka się, że prawem kaduka – jest powiązana cena gazu ziemnego) Ukraina otrzymywała gaz importowany z Rosji i Azji Środkowej za pośrednictwem rosyjskiego monopolisty po ulgowej cenie 228 (w pierwszym kwartale 2009 – 360) [2]. To jest jednak cały czas taryfa ulgowa, związana ze względami, jakie pan Putin  ma dla pani Tymoszenko, użytkowaniem przez Gazprom ukraińskich urządzeń itd. Względne straty na kierunku zabiegów o związanie ze sobą Kijowa i Mińska Moskwa gorliwie stara się odrobić w innych miejscach, z Niemcami na czele. Domaganie się powiązania cen gazu z cenami mazutu (czyli w ostatecznym rachunku ropy) oraz klauzuli „nie bierzesz, ale i tak płacisz” (take-or-pay) ze strony Gazpromu to skutek światowego kryzysu finansowego, który spowodował zmniejszenie zużycia gazu ziemnego w Europie (zwłaszcza do celów przemysłowych). W 2009 czysty zysk rosyjskiego olbrzyma gazowego zmiejszył się o połowę. Mylą się jednak ogromnie ci, którzy myślą, że podobne praktyki są wyłączną specjalnością synów ziemi wielkoruskiej. Długoterminowe umowy z zawarowanymi w nich przywilejami cenowymi dla dostawców „błękitnego paliwa” to powszechna praktyka na naszym zetatyzowanym kontynencie. Około 70 % całego gazu ziemnego docierającego do odbiorców europejskich jest objęte takimi umowami. [3]

Warto wskazać na fakt, że w okresie spadku cen ropy latem tego roku w Niemczech nie nastąpiły odczuwalne obniżki ceny gazu dostarczanego do mieszkań, a większość dostawców nie dokonała nawet niewielkich obniżek. Zdaniem organizacji konsumenckich można to przypisać wciąż jeszcze bardzo słabej aktywności klientów indywidualnych, którzy w niewielkiej mierze korzystają z tzw. liberalizacji czy też deregulacji rynku gazowego w swoim kraju, przyznającej im ustawowo prawo do zmiany tegoż dostawcy. [4] Z kolei koncerny energetyczne Niemiec (i Austrii) wskazują na fakt, że wskutek obecnej w umowach z Gazpromem wspomnianej klauzuli take-or-pay (oraz zmiejszenia zużycia gazu w ich krajach) musiały napełnić w pierwszej połowie roku zbiorniki drogim gazem i teraz muszą się go pozbyć, pompując do odbiorców. Niemcy odbierają go obecnie w cenie 230 $, a na początku roku płaciły ponad 400. [5] Nie sposób oprzeć się wrażeniu zmowy na wielką skalę między Gazpromem a owymi koncernami. [6]  W podobny sposób należy też chyba ocenić podtrzymywanie zasady powiązania cen gazu z cenami ropy w sytuacji, gdy istnieje obecnie w skali światowej nadwyżka podaży paliwa gazowego nad popytem. [7]  Jednak każdy medal ma dwie strony. Niemiecki koncern EON Ruhrgas czuje się w tej chwili przywalony tymi zapasami drogiego gazu, bo daleko nie wszystko z tego może upłynnić na wciąż jeszcze potulnym (pytanie: jak długo?) rynku krajowym. Zbiorniki zapasowe tego koncernu nie umieją się powiększać i w wyniku część drogiego gazu musi zostać sprzedana po obecnych cenach. Kierownictwo EON-u prowadzi zatem trudne rokowania z Gazpromem w sprawie zmiejszenia rocznej obowiązkowej ilości gazu do odebrania. [8]

W którą stronę wiatr wieje

Ustawa o Energii Odnawialnej (Erneuerbare-Energien-Gesetz) gwarantuje sprzedaż prądu elektrycznego wytworzonego w oparciu o odnawialne nośniki energii po cenach stałych. Ma to w zamyśle służyć utrzymaniu wysokiej opłacalności inwestycji w baterie słoneczne i turbiny wiatrowe. Zdaniem wielu ekspertów jest to jednak raczej jedna z dwóch głównych (obok opanowania 85 % rynku przez cztery wielkie koncerny energetyczne) przyczyn wysokich i cały czas rosnących cen prądu dla niemieckich odbiorców końcowych. [9] Inną zmorą gnębiącą niemieckich konsumentów są wysokie podatki wliczane w cenę energii elektrycznej (ok. 40 %). To zresztą taka tradycja, występująca najpierw w Bonn, a potem w Berlnie od lat siedemdziesiątych, w tym również w odniesieniu do paliw. Nie tylko niemiecka, bo i francuska i nie tylko francuska, bo.... Podatki pośrednie są najlepszym sposobem na łatwy dostęp do pieniędzy rządów, które już dawno temu zaczęły sobie żyć ponad stan, nie licząc się ze skutkami dla gospodarki własnego kraju.

W tym miejscu trzeba uznać, że mamy u naszych zachodnich sąsiadów do czynienia z czymś, co raczej nie zasługuje ani na pochwałę ani na naśladowanie, a mianowicie z podporządkowaniem gospodarki wymogom ideologicznym, co kojarzy nam się nad Wisłą z tak jakby zupełnie innym (podobno bezpowrotnie minionym) porządkiem politycznym i prawnym. A jednak... Tak podsumowuje sytuację przewodniczący zarządu koncernu energetycznego RWE Großmann: „Przydałoby się, abyśmy najpierw obliczyli, ile kosztuje nas przebudowa energetyki z punktu widzenia gospodarki narodowej. Potem zaś powinniśmy się dokładnie zastanowić, co rzeczywiście jest proekologiczne i na jakich kierunkach każde wydane euro da nam największy efekt [ekologiczny]. Powinniśmy przywrócić do debaty publicznej zasadę opłacalności [sic!]. Być może wtedy zrozumiemy, że technikę pozyskiwania energii ze słońca należy stosować tam, gdzie można z niej choćby w jakiejś perspektywie otrzymywać energię elektryczną po cenach opłacalnych rynkowo. Jak na razie 50 procent mocy zainstalowanej w elektrowniach słonecznych na całym świecie znajduje się w «wyjątkowo dobrze nasłonecznionych» Niemczech.” [10]

Wojna ideologiczna wokół niemieckiej energetyki

Rozwiązaniem sytuacji energetycznej Niemiec mogłyby być reaktory energetyczne, które w zachodnioniemieckich elektrowniach atomowych osiągnęły już w latach siedemdziesiątych światowe rekordy wielkości, wydajności i bezpieczeństwa, a których dalszą budowę wstrzymano ostatecznie w latach osiemdziesiątych. W ostatnich latach pojawiły się potężne naciski na ich przyspieszone zamknięcie. Byli pracownicy tych z nich, które już zostały zamknięte, cały czas są oburzeni z tego powodu, wskazując, że w swojej pracy sprawowali całkowitą kontrolę nad sytuacją. Tymczasem patrząc na całokształ niemieckiej gospodarki można odnieść wrażenie, że wciąż jeszcze duży udział taniej energii „z atomu” jest jedną z ostatnich rzeczy, jakie jeszcze podtrzymują kurczący się niemiecki dobrobyt.

W tym punkcie wspomniany już prezes Großmann wskazuje: „Na przykład w Ameryce bierze się pod uwagę okresy użytkowania tych elektrowni rzędu 80 lat, jak niedawno potwierdziło mi tamtejsze ministerstwo energii atomowej. Również w Holandii, gdzie właśnie rozpoczęliśmy współpracę z tamtejszym koncernem Essent, taki okres stanowi 60 lat. Tamtejsza elektrownia to kopia naszej znajdującej się w Biblis, która jest w tej chwili pierwsza w kolejce do wyłączenia. Tymczasem w wymianę urządzeń w Biblis wpakowaliśmy miliard i byłoby absurdem zamykanie tej siłowni.” Oczywiście problemy atomowych Niemiec są poważne, a na ich czele znajduje się zagadnienie składowania tego, co pozostaje ze zużytych prętów paliwowych po ich przerobieniu we Francji na pluton do głowic atomowych, izotopy do badań naukowych itd. Należy chyba jednak zgodzić się z prezesem RWE, że gdyby pojawiła się wyraźna wola polityczna uregulowania tej sprawy, to władze wspólnie z przemysłem energetycznym znalazłyby odpowiednie (suche, wolne od trzęsień ziemi, dające możliwość zabezpieczenia „na mur beton” przed intruzami, położone z dala od skupisk ludności) miejsca składowania w kraju lub za granicą.

„Wydaje mi się, że Niemcy mają skłonność do emocjonalnego przeżywania spraw, które powinno się oddać w ręce specjalistów i popadania na ich tle w niemal religijną egzaltację. Niestety właśnie to ma miejsce odnośnie energii atomowej. Rzeczą, która szczególnie mnie zadziwia w tym punkcie jest swego rodzaju ekologiczny nacjonalizm. Jeśli wyłączymy cały «atom» u nas, to niczego to nie zmieni w tym, że we Francji elektrownie tego typu pracują dalej w najlepsze, czas użytkowania elektrowni belgijskich został przedłużony, a Holendrzy inwestują w nowoczesne wyposażenie własnej siłowni. Szwajcarzy chcą budować, Czesi rozbudowują, a w Polsce prędzej czy później też pojawią się elektrownie jądrowe. Pytam zatem, dlaczego my musimy toczyć tę wojnę religijną?” – posumował Jürgen Großmann.

Bilans ogólny

W tym miejscu nasuwa mi się pewna osobista refleksja. Za młodu byłem zmuszony żyć w dość agresywnym otoczeniu ciążącej nad naszym krajem rzekomo jedynie słusznej ideologii komunistycznej. W jej ramach odnoszenie się do spraw gospodarczych w kategoriach jedynosłuszności zamiast zgodnie z rachunkiem ekonomicznym i zdrowym rozsądkiem było na porządku dziennym, a tzw. partyjni liberałowie musieli przez wiele lat kruszyć kopie o usunięcie nawet najmocniej bijących w oczy niedorzeczności, jakie z tego wynikały. Z wielką przykrością i rosnącym zaniepokojeniem przypatruję się temu, jak ten schemat budzi się znów do życia. Upiory skrajnego zideologizowania spraw, których szczegóły powinno się pozostawić do rozstrzygnięcia fachowcom, a we wszelkich rozważaniach natury ogólnej rozpatrywać pod kątem ich rzeczywistych i dokładnie obliczonych skutków dla gospodarki poszczególnych krajów w dłuższym okresie, odżyły, a dorwawszy się do wielkich pieniędzy stają się coraz mocniejsze. Nie jest to to wyłącznie moje subiektywne zdanie. To zjawisko rzuca się w oczy. Np. publicysta dziennika „Die Welt” stwierdza:

 Jest rzeczą pożałowania godną uwikłanie w potężne i władcze sprzeczne interesy polityczne nauki, którą powinno uprawiać się w spokoju, rzeczowo i w sposób otwarty na każde właściwie uzasadnione wyniki. Wydaje się jak najbardziej trafne określenie, że świat badań naukowych osiągnął stan «postnormalny». […] Świat polityki ze swej strony zabiega zaś wyłącznie o to, aby otrzymać naukowe uzasadnienie dla już podjętych decyzji. Dogodne dlań orzeczenia kapłanów wiedzy akademickiej stają się atutem w walce o kształtowanie odpowiednich nastrojów społecznych.” [11]  To nadzwyczaj niepokojące, bowiem w taki właśnie sposób pojmowały zadania nauki oraz „swobodę” prowadzenia badań wszystkie reżimy totalitarne.

Inną rzeczą, która bardzo mi przypomina czasy mej chmurnej młodości jest swego rodzaju dogmat polityczny, że bez walnego udziału (i wynikającej stąd przewagi oraz wielkich dlań korzyści) pewnego wielkiego mocarstwa słowiańskiego leżącego w Europie i Azji nie da się rozwiązać problemów energetycznych Wielkiego Niżu Europejskiego oraz Bałkanów. Oczywiście nie będę przeczył sam sobie i powtórzę, że w moim głębokim przekonaniu nie leży w interesie państw kontynentu europejskiego szukanie wojny z tym wielkim mocarstwem na jakiejkolwiek płaszczyźnie. Tworzenie sobie alternatyw energetycznych nie jest jednak równoznaczne z dążeniem do konfliktów z innymi krajami. Rosja tak czy owak znajdzie pożyteczne zastosowanie dla swoich węglowodorów. Wystarczy, że się w tym kierunku trochę wysili. Nie ma potrzeby, aby państwa europejskie same doprowadzały się do sytuacji, w której są zmuszone przyjmować każde warunki szefów Gazpromu (jak również innych monopolistów). Stronie rosyjskiej należy przypomnieć, że jej własny prezydent wypowiada się często i z wielkim przekonaniem o potrzebie budowania świata wielobiegunowego, opartego o mnogość poglądów, wiele różnych źródeł finansowania itd., w którym wszyscy mają wpływy u wszystkich. W zasadzie takiemu rozumowaniu trudno coś zarzucić. Powinno się je jak najszerzej przekuwać w czyny, kształtując jak najbardziej konkurencyjną i zróżnicowaną rzeczywistość w dziedzinie filozofii, polityki, nauki, kultury, finansów, gospodarki, a także źródeł energii.

Na podstawie:

[1]  http://www.handelsblatt.com/unternehmen/industrie/russischer-gasmonopolist-gazprom-will-in-deutschland-wachsen;2487473

http://www.welt.de/die-welt/wirtschaft/article5355959/Gazprom-stockt-Anteil-am-deutschen-Gas-Importeur-VNG-auf.html

[2]  http://de.rian.ru/business/20091127/124153492.html 

[3]  http://www.sueddeutsche.de/finanzen/712/494053/text/

[4]  http://www.gasanbieter-wechseln.org/gas-preisentwicklung/

[5]  http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,6119010,Gazprom_podwyzsza_cene__450_dolarow_za_gaz_dla_Ukrainy.html

[6] http://www.wienerzeitung.at/DesktopDefault.aspx?TabId=3924&alias=wzo&cob=453552

[7]  http://www.stromvergleich.de/gasvergleich/gasnachrichten/1059-abschaffung-oelpreisbindung-gefordert-5-12-2009

[8]  http://www.preis.de/news/2009/12/eon-und-gazprom-noch-uneinig/

[9]  http://www.welt.de/wirtschaft/article4256106/Deutsche-zahlen-zu-viel-fuer-Strom-und-Gas.html

[10]  http://www.cicero.de/97.php?ress_id=&item=4366&aktion=blaettern&teil_num=1&teil_gesamt=2

[11]  http://www.welt.de/wissenschaft/umwelt/article5416034/Die-heillosen-Verstrickungen-der-Klima-Krieger.html