Grzegorz Wasiluk: Kryzys koalicji CDU-FDP jako kryzys niemieckiej demokracji
Koalicja CDU-FDP przeżywa trudne chwile. Czy są to jednak kłopoty, a nawet tragedie większe niż te, które spotykają w kraju naszych zachodnich sąsiadów zwykłych ludzi, zwłaszcza tych, których dotknęło trwałe bezrobocie? Uderzyły mnie dzisiejsze wiadomości telewizyjne z Berlina. Pani kanclerz i jej wice, ministrowie i tzw. kapitanowie gospodarki uśmiechnięci, zadowoleni, jak gdyby dokonali czegoś wielkiego. Jeśli myślą, że wybrnęli z kłopotów, to jest to pomyłka stulecia. Wszystko zaczęło się od jednego zdania wicekanclerza. Pani kanclerz nie zechciała poprzeć tego, co powiedział w tym zdaniu. Przeciwnie, dała wyraz poglądowi, że takich zdań nie powinno się wypowiadać. Guido Westerwelle wypowiedział kilka zdań ujawniających... To, co już i tak wszyscy wiedzą. Był jeszcze tak niegrzeczny, że dodał właśnie takie stwierdzenie, zamiast przyznać, że się przejęzyczył. Otóż wszyscy wiedzą, że współczesne Niemcy znajdują się w głębokim kryzysie, ogarniającym wszystkie dziedziny życia. Jest to kryzys gospodarki w ogóle, zabezpieczeń społecznych w szczególności, społecznego zaufania na wszystkich szczeblach, wojska, policji, finansów i polityki zagranicznej. Wielkie, tradycyjne partie: CDU/CSU i SPD udowodniły, że nie mają żadnych skutecznych pomysłów na wyjście z tego kryzysu. Od dziesięciu lat oferują swoim wyborcom tylko jedną receptę: coraz większe zaciskanie pasa. Nie chcą słuchać głosu ludu, który ma już tego wszystkiego po dziurki w nosie. To się nie rozejdzie po kościach. Kryzys obecnej koalicji zamienia się w kryzys niemieckiej demokracji. Sytuacja u naszych zachodnich sąsiadów staje się tak trudna jak jeszcze nigdy nie była od roku 1989, a może nawet od 1948.
„Ten, kto obiecuje ludowi dobrobyt bez wysiłku, zaprasza go do powtórki z upadku Cesarstwa Rzymskiego.” To zdanie niemieckiego wicekanclerza odbiło się wielkim echem we wszystkich partiach politycznych, środkach masowego przekazu, warstwach społecznych Republiki Federalnej. Drwiąc sobie z noszącego łacińskie imię Guido szefa FDP większość komentatorów nie zostawiła na nim suchej nitki, zarzucając mu upadek zdolności umysłowych, polityczną dekadencję, a nawet porównując do... Nerona.
Co i kto prowadzi do upadku?
Na wstępie warto zauważyć, że porównywanie stanu własnego kraju oraz sposobu rządzenia stosowanego przez jego elity władzy do upadku starożytnego Rzymu spotyka się ze strony tychże elit z postawą typu zero tolerancji. Przekonali się o tym w latach siedemdziesiątych Enoch Powell i Nixon, a w dziewięćdziesiątych Jean-Marie Le Pen. Czyżby coś było na rzeczy? Europa Zachodnia wraz ze Stanami Zjednoczonymi, Kanadą, Australią i Nową Zelandią jest bez wątpienia Drugim Rzymem. Pierwszy Rzym upadł w wyniku niekorzystnych zmian demograficznych (stały wzrost liczby barbarzyńców, w tym zamieszkałych w jego granicach oraz stały spadek liczby i pogarszający się stan zdrowia ludności latyńskiej) oraz gospodarczych (narastające skrępowanie wolności gospodarowania przez państwo, prowadzące w końcu do sparaliżowania wszelkiego rozwoju, w połączeniu z uporczywym podtrzymywaniem państwowego rozdawnictwa umożliwiającego życie bez pracy). Mimo na pozór olbrzymich różnic między światem starożytnym a współczesnym można jak się okazuje znaleźć cechy wspólne. Przestrzegano przed tym już prezydenta Johnsona (1963-69), kiedy ten uruchamiał program wielkiego rozdawnictwa dla ubogich pod hasłem równych szans budujących Wielkie Społeczeństwo.
Od połowy lat osiemdziesiątych trwa coraz ostrzejszy spór o kierunek polityki państwa między zwolennikami owego rozdawnictwa a kierunkiem myślenia politycznego upatrującym lekarstwa na wszystkie bolączki w tzw. liberalizacji i deregulacji czyli zmniejszeniu udziału państwa w dzieleniu dochodu narodowego. To proste (w teorii, do przeprowadzenia już znacznie mniej) rozwiązanie ma zapewnić kilka zasadniczych korzyści naraz: zmniejszenie podatków (w związku z tym wzrost popytu), ograniczenie władzy urzędników państwowych (ograniczenie pokus do nadużyć), przeniesienie decyzji dotyczących rozwoju gospodarczego z góry na dół – na szczebel różnej wielkości firm prywatnych (większa elastyczność i wydajność gospodarki).
Niestety, tzw. rewolucja konserwatywna, będąca w sprawach społeczno-gospodarczych raczej kontrrewolucją na rzecz własności prywatnej i swobody gospodarowania okazała się w końcu zawodna. Prócz klasy solidnych, skutecznych, niekiedy wręcz genialnych prywatnych właścicieli lub dyrektorów przedsiębiorstw (że wspomnę choćby Billa Gatesa czy Lee Iacocę) przyniosła również grupy ludzi nadużywających swobody obracania wielkimi pieniędzmi do tworzenia napompowanych niczym balon piramid tzw. papierów wartościowych i innych, wielopiętrowych spekulacji. Plonem ich działalności stał się wybuch światowego kryzysu finansowego. Zostało to natychmiast wykorzystane przez zwolenników radykalnej lewicy do głoszenia haseł o konieczności skasowania kapitalizmu w ogóle jako źródła wszystkich nieszczęść zwykłego człowieka itd. itp.
Na tym jeszcze wcale nie koniec, ponieważ w myśli politycznej XX wieku podobne gwałtowne i niszczące procesy zostały już dawno temu dokładnie przemyślane i opisane nie tylko przez patronów skrajnej lewicy, ale też zwolenników państwa narodowego. Wbrew pozorom nie chodzi tu wyłącznie o jakichś rasistów i faszystów, ponieważ za korzenie totalitaryzmu (w obszernej książce pod takim właśnie tytułem) uznała powstanie stosunków imperialistycznych i likwidację państw narodowych Hannah Arendt. Jest zatem z czego czerpać. Źródła inspiracji do mniej lub bardziej bojowych haseł, kierowanych do wąskich albo na odwrót niezwykle szerokich grup ludności również dla tego kierunku myślenia o polityce i przyczynach obecnego kryzysu są obfite.
Stare, wypróbowane niemieckie pole bitew politycznych
Każdemu, kto zada sobie trud, aby dokładnie poznać historię Niemiec, rzuca się w oczy pewien paradoks, a właściwie prawidłowość bardzo ważna dla Europy. W tym obszernym kraju o umiarkowanym klimacie i podobnym temperamencie ludności od wczesnego średniowiecza rozgrywał się, a niekiedy wręcz brał początek (jak reformacja i kontrreformacja) każdy poważny spór społeczno-polityczny o wymiarze uniwersalnym. Od wyniku tego, jak potoczyła się dana próba sił w Niemczech zależał potem los Europy na kilka pokoleń. Wiele razy rozstrzygały takie zmagania w końcu obce wojska.
Tyle historia zaś współczesność, po okresie stablizacji i uspokojenia wiążącym się z trwającym około 50 lat panowaniem marki (zachodnioniemieckiej – Deutschmark, DM) to kolejny „okres dionizyjski” czy też „burzy i naporu”, żeby pozostać wśród określeń związanych z kulturą naszych zachodnich sąsiadów. Zdecydowany liberalizm klasy średniej i wolnych zawodów (FDP), zorganizowane niezadowolenie trwale bezrobotnych robotników i kadry technicznej (Partia Lewicy – die Linken, częściowo Zieloni – die Grünen), a wreszcie wściekłość młodych ludzi, którzy uznali się za wydziedziczonych z dobrobytu własnego kraju (tzw. narodowi demokraci – NPD), zwołują swe hufce i szykują się do bitwy. Wszyscy oni niosą w ręku proporce z napisem: wszystko albo nic. Ich ustawiającym się w polu polityki partyjnej szykom przygląda się z niedowierzaniem i rosnącą bezradnością obóz tzw. partii mieszczańskich, stojąc pośrodku i mając na swym czele wodza, który nie wie, w którą stronę ma się obrócić. Niektórym oficerom tego zastępu puszczają już nerwy. Wietrząc klęskę opuszczają szeregi. Zwykli żołnierze uciekają całymi gromadami. Czytaj: zwykli wyborcy coraz liczniej przestają głosować na partie środka. Temu wszystkiemu przyglądają się coraz baczniej zwolennicy konsekwentnego liberalizmu oraz przedstawiciele radykalnej lewicy i nacjonaliści wszelkiej maści. Przyjrzyjmy się i my.
Awantura o parę słów
Właściwie rzecz biorąc wszystko zaczęło się od orzeczenia Federalnego Trybunału Konstytucyjnego z dnia 9 lutego. Ujmując rzecz krótko a węzłowato, dostojni sędziowie w Karlsruhe doszli do wniosku, że system stałych zasiłków dla osób trwale bezrobotnych i ich rodzin, zwany potocznie Hartz-IV, jest sprzeczny z konstytucją (Ustawą Zasadniczą, Grundegesetz, GG). Uznali tak dlatego, że wysokość pomocy udzielanej w tym systemie przez państwo jest ich zdaniem na tyle niska, że nie spełnia konstytucyjnego wymogu otrzymywania przez obywateli Republiki Federalnej środków do życia w wysokości zapewniającej zachowanie godności ludzkiej. [1] Wysoki trybunał odniósł się do występujących w życiu społeczno-gospodarczym dzisiejszych Niemiec faktów, takich jak konieczność żebrania przez bezrobotnych rodziców mających dzieci na utrzymaniu w sklepach wielkopowierzchniowych o żywność mającą być wkrótce wyrzuconą z powodu zbliżającej się daty utraty ważności. Odniósł się do takiego faktu jak to, że dzieci trwale bezrobotnych nie stać nie tylko na nawet najmniej wyszukany komputer, ale też na otrzymanie kompletu przyborów szkolnych i kompletu podręczników jednocześnie. Odniósł się do tego, że taka sytuacja powoduje przegranie szans życiowych nie tylko takich dzieci, ale i zaprzepaszczenie lepszej przyszłości całego społeczeństwa, którą w każdym kraju i w każdych czasach są właśnie dzieci i młodzież.
Trybunał dał władzy ustawodawczej czas do 31 XII b. r. na zreformowanie systemu opieki społecznej Niemiec w kierunku usunięcia wytkniętych mu braków. W szczególności nakazał też zapewnienie wszystkim godziwych warunków zamieszkania (pokrywania czynszu za mieszkanie z tzw. wygodami – bieżącą wodą itd.) Wezwana w ten sposób do tablicy władza ustawodawcza czyli partie polityczne, z rządzącą większością parlamentarną na czele była zmuszona udać się na narady w sprawie praktycznych sposobów wprowadzenia w życie wyroku wysokiego trybunału, od którego w systemie prawnym stworzonym przez założyciela państwa społecznej gospodarki rynkowej Konrada Adenauera nie ma odwołania. Ze względu na przedmiot rozważań musiały to być narady publiczne, toczące się m. in. w studiach telewizyjnych, co nie ułatwiło sytuacji polityków, wydanych na pastwę podchwytliwych pytań dziennikarzy. W czasie jednej z takich narad wicekanclerz i przywódca partii, która nie ukrywała i nie ukrywa, że jest rzeczniczką interesów przedsiębiorców oraz ludzi wykonujących wolne zawody, nie wytrzymał i wypowiedział (16 II) zdanie, które przytoczyłem na wstępie i jeszcze inne kategoryczne zdania:
„Musimy zmienić niemiecki system wydatków państwowych i podatków, które zaczynają się od zbyt niskiego poziomu dochodów i zbyt rygorystycznie pociągają do kasy najniżej zarabiających. Właśnie z tego powodu my liberałowie w czasie rokowań koalicyjnych przeforsowaliśmy podwyższenie dodatków na dzieci oraz odpisu podatkowego z tytułu posiadania dzieci na utrzymaniu. Zbyt często założenie rodziny równa się w tym kraju podjęciu ryzyka popadnięcia w biedę. […]
Musimy zwiększyć możliwości drobnego dorabiania sobie przez osoby otrzymujące zasiłki z Hartz IV i ułatwić sytuację pracodawców potrzebujących osób do pracy w mniej niż półetatowym wymiarze godzin, aby ułatwić powrót do aktywności zawodowej trwale bezrobotnym. […] Każdy, kto jest młody i zdrowy i nie ma bliskich krewnych, o których musi stale się troszczyć, powinien być zmuszony do przyjęcia każdej pracy, jaką jest w stanie wykonywać (muss zumutbare Arbeiten annehmen). […] Tym, którzy odmówią, trzeba ograniczyć przyznaną im pomoc. Z drugiej strony oczekuję, że urzędnicy naszych urzędów pracy będą sami pracować tak, aby byli w stanie przedstawić oferty pracy albo dalszego kształcenia przynajmniej ludziom młodym.” [2]
Odnoszę silne wrażenie, że właśnie z powodu tych słów pani kanclerz Merkel nie zechciała (wbrew logice politycznej i programowej, bo przecież wezwania do zakasania rękawów i wsparcia rodziny to hasła typowo konserwatywne, a CDU to podobno konserwatyści) poprzeć swojego koalicjanta. Te słowa oznaczają bowiem określone zobowiązania finansowe i organizacyjne ze strony państwa. Zobowiązania, jakich pani Merkel nie chce podjąć w interesie własnego kraju, ale czyni to ochoczo w imię ratowania unijnej waluty, tak jak robiła to dla wielkich banków. Ten narastający rozziew między oczekiwaniami a polityką rządu sprawia, że rzeczywistość skrzeczy, a we własnych szeregach koalicji rządowej sprawy zmierzają do buntu.
Awantura o 148 miliardów
Od 5 maja rządząca koalicja CDU/CSU-FDP znajduje się w głębokim kryzysie. Tego dnia pani kanclerz ostatecznie odmówiła żądaniom przewodniczącego FDP przyznania dalszych zwolnień od podatków dla drobnych przedsiębiorców. Wywołało to falę ostrych komentarzy ze strony czołowych polityków nie tylko FDP, ale i CSU, a nawet CDU tj. macierzystej partii pani Merkel. Przytoczę niektóre z nich: „Mam nadzieję, że pani Merkel wreszcie zrozumie, że powinna podjąć w czasie swojego kanclerzowania jakieś istotne tematy i że należy przestać powtarzać: Jak to miło, że znów mogę sprawować stanowisko kanclerza federalnego. Proszę, nie psujcie mi nastroju i nie próbujcie niczego zmieniać.” (Franz-Ulrich Rülke – przewodniczący frakcji FDP w parlamencie Badenii-Wirtembergii). [3] „Nie może być dłużej tak, że w czasie obrad na tak ważne tematy jak pakiet ratunkowy dla euro, CSU nie jest zapraszana do stołu obrad.” (Georg Nüßlein – przwodniczący grupy roboczej ds. gospodarczych bawarskiego sejmu krajowego – Landtagu). [4] „Odmowa obniżenia podatków jest równoznaczna z wyczerpaniem wszelkich koncepcji CDU w dziedzinie przywrócenia wzrostu gospodarczego.” (Josef Schlarmann, przewodniczący Związku Klasy Średniej, CDU). [5]
W czasie gdy w samej Republice Federalnej trwał spór wewnątrz rządzącej koalicji, okoliczności zewnętrzne zmusiły panią kanclerz do działania. Na skutek dalszych spekulacji na obniżenie kursu wspólnej waluty większości państw Unii Europejskiej, których początkiem stała się sytuacja w Grecji, konieczne okazało się podjęcie stanowczych środków zaradczych. W ramach pakietu stabilizacyjnego strefy euro, mającego dojść do sumy 750 mld € państwa członkowskie UE zobowiązały się wyłożyć 440 mld, z czego Niemcy 148 mld. Nadano temu formę ustawy (Gesetz zur Übernahme von Gewährleistungen in Rahmen eines europäischen Stabilisierungsmechanismus – Ustawa o Przyjęciu Gwarancji w ramach Europejskiego Mechanizmu Stablizacyjnego). Po strasznej kłótni z partiami opozycyjnymi, w jaką zamieniła się piątkowa debata (21 maja) nad tą ustawą w Bundestagu (jeden z posłów partii Zielonych „pobłogosławił” nawet partie rządowe okrzykiem: „Avanti diletanti!”) ustawa przeszła większością zaledwie 319 głosów (przy 312 wymaganych do uchwalenia). Wielu posłów FDP wstrzymało się od głosu. Niektórzy z CDU/CSU głosowali przeciw. Panią kanclerz uratowała niejednolita postawa SPD. Podobne wyniki głosowań notował Helmut Schmidt, kiedy już się politycznie kończył w 1981. [6]
Jednocześnie zapowiedziano wielki pakiet oszczędnościowy, który miał opracować minister finansów Wolfgang Schäuble – weteran gabinetów rządowych pamiętający jeszcze czasy Helmuta Kohla. 7 czerwca ogłoszono, że wywiązał się z zadania. Oto krótkie wyliczenie niektórych cięć w wydatkach. Wojsko ma zostać zmniejszone z obecnych 250 do 150 tysięcy etatów. Planuje się zrezygnować z dokończenia przezbrojenia lotnictwa bojowego na samoloty wielozadaniowe Eurofighter. Lotnictwo transportowe nie otrzyma kolejnych samolotów typu A 400. Jedno i drugie pozostanie zatem w znacznej mierze z przestarzałym (trzydzieści parę lat służby) sprzętem, niezdolne do prowadzenia jakichkolwiek działań poza Europą. Zostaną skreślone dopłaty do tzw. czystej energii. Ma zostać za to przeprowadzone ustawowe przedłużenie czasu działania elektrowni atomowych, ale będące ich właścicielami spółki energetyczne zapłacą specjalny podatek od prętów paliwowych. Zapowiedziano wprowadzenie podatku od transakcji finansowych i wstrzymanie budowy nowych gmachów rządowych w Berlinie, a także zwolnienie z pracy dziesięciu tysięcy pracowników urzędów federalnych. Ciekawostka; pozostali otrzymają 2,5 % mniej z premii bożonarodzeniowych (Weinachtsgeld). To nie wszystko, ponieważ nastąpią również bolesne cięcia w pomocy finansowej dla trwale bezrobotnych. M. in. zostanie skreślony dodatek na zakup opału na zimę (!), a także dodatki na dzieci (!!). Wskutek tego w skarbie państwa pojawi się dodatkowo nawet 80 mld euro do roku 2014. [7] Będzie z czego spłacać na czas odsetki od powiększonego ostatnio do olbrzymich rozmiarów (jego dokładna wysokość i wszelkie szczegóły to tajemnica państwowa) zadłużenia publicznego. Przy okazji udało się nieco złagodzić spór wewnątrz koalicji. Zgodnie z życzeniem Westerwellego nie będzie cięć w wydatkach na oświatę, szkolnictwo wyższe i badania naukowe.
Nieszczęście gotowe?
Pytanie nie bezpodstawne, bo Niemcy właśnie zaczynają się załamywać. Załamują się ich finanse na szczeblu krajów związkowych (landów), a załamanie ich finansów pociąga za sobą początek upadku aparatu państwowego jako takiego i koniec świadczeń społecznych zapewniających dotąd choćby względny spokój ze strony trwale bezrobotnych i ich dzieci. Już w kwietniu ub. r. trzy kraje: Berlin, Bawaria i Szlezwik-Holsztyn stanęły w obliczu groźby, że nie podołają swoim zobowiązaniom o własnych siłach. Powód był prosty, a zarazem fatalny. Otóż władze tych krajów były zmuszone przeznaczyć pieniądze z należnej im części podatków na ratowanie swoich własnych banków - państwowych banków krajowych, które rozdawały kredyty na prawo i lewo, po czym jesienią 2008 nastąpiła panika. Drobni i średni ciułacze masowo wycofywali swe wkłady, przeważnie przenosząc je do banków spółdzielczych - tzw. kas oszczędnościowych (Sparkassen) oferujących niskie oprocentowanie, ale za to na ogół prowadzących swoją działalność w oparciu o pożyczki pod wkład własny + hipotekę. W systemie finansowym dzisiejszych Niemiec papiery wartościowe wystawione przez kraje (landy) gwarantuje federalny skarb państwa. Skoro jednak ten oszczędza, muszą dokonywać cięć również rządy krajowe. Już skreślono tam mnóstwo etatów w domach kultury, domach starców itp. instytucjach wyższej użyteczności.
Związki zawodowe nie posiadają się ze złości i zapowiadają masowe manifestacje. Najgorsze jednak dopiero nadchodzi. Szykuje się totalny bunt wyborców, którzy mogą masowo zacząć przechodzić na pozycje radykalnej lewicy i radykalnej prawicy narodowej, które w Niemczech rzeczywiście zasługują na określenie: skrajna. Przynajmniej na obecnym etapie ich rozwoju. Die Linken wystawiają nadal na pokaz portret Marksa i są dumni z NRD, a NPD nie jest w stanie oderwać się od pojęć krwi i ziemi oraz wyższości moralności narodowej nad ogólnoludzką, chrześcijańskiej nie wyłączając. Mimo to bezustanne pogarszanie się sytuacji milionów obywateli już i tak poszkodowanych przez masowe bezrobocie oraz dalsze rozmijanie się rządu z oczekiwaniami społecznymi może pchnąć ich w ramiona ludzi, którzy, jak by na to nie patrzeć, ze swoimi wyobrażeniami i prościutkimi receptami na wyjście ze ślepego zaułka nie nadają się do rządzenia dużym i ważnym państwem.
Sondaże opinii publicznej przeprowadzone w tym tygodniu przez pierwszy program niemieckiej telewizji publicznej (ARD) wskazują, że tylko 12 % społeczeństwa jest zadowolone z wyników pracy obecnego rządu. 47 % domaga się przedterminowych wyborów. [8] Biorąc pod uwagę nastroje takie wybory mogłyby z łatwością doprowadzić do politycznego trzęsienia ziemi. Koniec końców będzie chyba lepiej tak dla samych Niemców jak Europy jeśli rząd pani Merkel przetrwa mimo wszystko do końca kadencji czyli do 2014. Narobi zapewne dalszych błędów, ale w tym czasie być może zdąży dojrzeć jakaś nadająca się do przyjęcia alternatywa, tak jak to się szczęśliwie stało w przypadku dość w sumie podobnej sytuacji Włoch na początku lat dziewięćdziesiątych.
Na podstawie:
[1]
http://www.bundesverfassungsgericht.de/pressemitteilungen/bvg10-005.html
[2] http://www.guido-westerwelle.de/?wc_c=965&wc_lkm=&id=13424&suche=Interview%20Westerwelle
[3] http://www.welt.de/politik/deutschland/article7629430/FDP-ist-masslos-enttaeuscht-von-Angela-Merkel.html
[4] http://www.welt.de/politik/deutschland/article7591942/CDU-Politiker-sieht-Schwarz-Gelb-vor-dem-Aus.html
[5] tamże
[6] „Das Journal” – codzienny program ogólnoinformacyjny serwisu niemieckiego Deutsche Welle z 21 V
[7] http://www.online-presseportal.com/politik/bundesregierung-beschliesst-das-groesste-sparpaket-in-der-geschichte-der-bundesrepublik-1772
[8] http://www.welt.de/politik/deutschland/article8069833/Deutsche-wuenschen-sich-Neuwahlen.html