Jadwiga Tarkowska: Kosowo w Bawarii
Wojsko każdego niemal państwa organizuje manewry, mające na celu przećwiczenie sytuacji, z którymi będą mieli do czynienia żołnierze, podczas przebywania wśród ludności cywilnej. W Bawarii mniej więcej sześć razy do roku odbywają się podobne ćwiczenia. Tam jednak ludność cywilną grają prawdziwi cywile.
Wiele słyszy się o tym, że kontyngenty NATO biorą udział w kolejnych misjach stabilizacyjnych. Wiele też słyszy się o tym, że jakiś żołnierz został zabity lub taki sam los spotkał grupę żołnierzy. Do tej mnogości informacji dołączają także wieści o ofiarach w ludności cywilnej, spowodowanych ostrzałem z rąk tych, których zadaniem jest jej ochrona. W związku z tym wojsko każdego niemal państwa organizuje manewry, mające na celu przećwiczenie sytuacji, z którymi będą mieli do czynienia żołnierze, podczas przebywania wśród ludności cywilnej. Sami żołnierze odgrywają rolę cywilów. W Bawarii mniej więcej sześć razy do roku odbywają się podobne ćwiczenia. Ze znaczącą jednak różnicą: w manewrach ludność cywilną grają prawdziwi cywile.
Zazwyczaj ich przepustką do tej pracy są castingi, które odbywają się w większych miastach niemieckich. Do stania się statystą potrzeba niewiele: oprócz chęci spędzenia około trzech tygodni na poligonie, niezbędna jest znajomość języka niemieckiego i angielskiego.
Udział w ćwiczeniach biorą studenci, emeryci, renciści, bezrobotni lub ludzie pracujący na pół etatu. Ich zadaniem jest wcielenie się w rolę ludności kosowskiej, afgańskiej lub irackiej – wszystko jest zależne od tego, jaka aktualnie ma miejsce „rotacja“. W przypadku „rotacji“ kosowskiej ludzie w różnym wieku i o różnych aspiracjach biorą na siebie trud grania burmistrza, policjantów, nauczycieli, księży, sprzedawców i bezrobotnych.
Nazywa się ich „Civilians on the Battlefield“ - w skrócie COB (cywile na polu bitwy).
Na poligonie
Poligon Hohenfels rozciąga się między miastem Regensburg i Nürnberg w Bawarii. Jego powierzchnia wynosi 16.000 hektarów i jest to druga pod względem wielkości baza NATO w Europie. Bawarski krajobraz rzeczywiście przypomina kosowskie realia. Górzysty teren, z lasami dookoła.
Wraz z przekroczeniem poligonu zaczynają obowiązywać zasady. Żadnych telefonów komórkowych, laptopów, alkoholu i narkotyków. Złamanie zasad równa się przedwczesnemu opuszczeniu ćwiczeń i wyłączeniem w przyszłości z uczestniczenia w manewrach.
Ile jest Kosowa w tym „Kosowie“?
Wbrew pozorom dużo. Każdy biorący udział w ćwiczeniach, po przydzieleniu do konkretnej wioski, otrzymuje nową tożsamość. Przez te trzy tygodnie będzie naprawdę Serbem lub Albańczykiem. Z imieniem i nazwiskiem. I z paszportem. Podczas wykonywania przez żołnierzy ich obowiązków nie wolno zdradzić się ze swoją znajomością języka angielskiego. Służy on tylko do komunikacji ze zwierzchnikami amerykańskimi, a język niemiecki gra rolę albańskiego lub serbskiego.
Młodzi żołnierze amerykańscy powinni nauczyć się obchodzenia się z miejscową ludnością. Powinni poznać jej mentalność. A trzeba pamiętać, że owa miejscowa ludność nie zawsze jest przyjaźnie nastawiona do wojska, czasami ze względu na fakt pełnienia przez nie władzy, a co za tym idzie koniecznością rozwiązywania przez nie problemów wynikłych ze wspólnego zamieszkiwania terenu przez Serbów i Albańczyków. Dlatego statyści biorą udział w symulowanych demonstracjach. Czasami są one skierowane przeciwko siłom KFOR. Czasami dochodzi do demonstracji, która w zamyśle miała być linczem na przedstawicielu ludności serbskiej lub albańskiej. Wszystkie demonstracje są oczywiście symulowane i pod kontrolą. Wojsko używa ślepych naboi i strzela tylko w powietrze. Każdy statysta jest „wyposażony“ w M.A.I.L.S. To coś w rodzaju małego odbiornika, który sygnalizuje „trafienie“. Naturalnie do żadnego trafienia nie dochodzi, jednak dzięki temu żołnierze zyskują świadomość, że każde użycie przez nich broni jest powiązane z jakimś celem – obiektem. Wiedza podstawowa - chciałoby się rzec.
Z kolei nad przebiegiem akcji czuwa supervisor. Co pewien czas organizowane są tzw. meetingi – krótkie zebrania, podczas których uczestnicy ćwiczeń uzyskują informacje na temat przebiegu akcji.
Co zrobić z tym dniem?
Dzień zaczyna się bardzo wcześnie: między godziną piątą a szóstą. Potem śniadanie, a tuż po nim „meeting“. A po nim? No cóż, każdy został już zaznajomiony podczas meetingu ze swoimi obowiązkami na dany dzień. Teraz pozostaje przygotowanie.
Dzień urozmaicony jest kulinarną ucztą w wydaniu specyficznie amerykańskim. Króluje tu MRE – Meal Ready – to – Eat. Nazwane tak nie bez powodu. Dzięki wykorzystaniu chemicznej reakcji, do której dochodzi przy użyciu odrobiny wody, jedzenie jest w ciągu piętnastu minut gotowe do spożycia. Niestety na polu kulinarnym czuje się, że pracuje się z wojskiem i dla wojska.
Pomimo wielu niedogodności gra jest warta świeczki, bo za udział w ćwiczeniach statyści otrzymują dziennie około 90 euro. Bywają dni, gdy jedynym ich zadaniem jest odtworzenie „życia wiejskiego“ i do żadnej demonstracji nie dochodzi. W takim przypadku statyści robią to, co robiliby, gdyby zamiast w Hohenfels spędzali czas wolny w domu lub na urlopie. I wielu też wspomina pobyt u „Amerykanów“ jak urlop. Wypada jeszcze dodać, że owi „Amerykanie“ nie przyszli ot, tak sobie do Bawarii. Korzystają z usług niemieckiej firmy SST. Czy trzeba dodawać, że i dla tej firmy gra jest również warta świeczki? Choć nigdzie nie znalazłam informacji na temat tego, jak duża jest obecnie ta „świeczka“. Poprzednia firma działająca na zlecenie armii amerykańskiej "Optronic GmbH & Co" otrzymywała od niej dziesięć milionów euro rocznie.
Na podstawie:
doświadczenia własnego oraz artykułów:
http://www.spiegel.de/unispiegel/jobundberuf - Studenten spielen Krieg (Studenci bawią się w wojnę)
http://www.spiegel.de/politik/deutschland - Araber, bitte zum Casting! (Arabowie, proszę na casting!)
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.