Kamil Frymark: Wolniejszy motor integracji
Początek kadencji François Hollande’a jest zapowiedzią zmian w Europie. Przede wszystkim będą one dotyczyły relacji z Niemcami, ale także innego rozłożenia akcentów w całej UE.
Konferencja prasowa kanclerz Angeli Merkel i prezydenta Francji pokazała dobitnie katalog rozbieżności pomiędzy przywódcami. Różnice zdań występują przede wszystkim w tematyce europejskiej, a konkretnie w doprecyzowaniu odmienianego przez wszystkie przypadki przez Hollande’a słowa „wzrost”. Dla Merkel dobra koniunktura gospodarek europejskich ma wynikać w prostej linii z konsolidacji budżetów, coraz większych oszczędności oraz przeprowadzania reform strukturalnych. Nowy francuski prezydent chciałby natomiast przygotowania paktu pomocowego dla pogrążonych w recesji państw europejskich, stymulującego wzrost gospodarczy. Zasadnicze pytanie pojawiające się w tym kontekście odnosi się do sposobu finansowania pakietu rozwojowego, tak by jednocześnie nie popaść w kolejną spiralę zadłużenia. Niemcy są skłonni rozważyć propozycję podwyższenia o 10 mld euro kapitału EBI, co z perspektywy Francji jest środkiem dalece niewystarczającym.
W trakcie wczorajszego spotkania również podejście do paktu fiskalnego było widoczną rozbieżnością pomiędzy przywódcami. Hollnade podkreślił stanowczo, iż nie zamierza podpisywać tego dokumentu bez uzupełnienia go o „pakt wzrostu”. Wydaje się, iż w tej kwestii kanclerz Merkel będzie musiała iść na ustępstwa w stronę Francji. Merkel nie może pozwolić sobie bowiem na upadek tego projektu, który był de facto jej pomysłem i miał ochronić UE przed kolejnymi problemami fiskalnymi. Dodatkowo potrzebuje poparcia Francji dla swojego kandydata na szefa eurogrupy, który zastąpi Jeana-Claude’a Junckera. Niemiecki minister finansów, Wolfgang Schäuble już wyraził chęć objęcia tego stanowiska, co wzmocni stanowisko Berlina w procesie podejmowania decyzji w obszarze strefy euro.
Należy jednocześnie podkreślić, że niemiecko-francuski motor integracji europejskiej będzie nadal wspólnie pracował, choć wolniej niż mogliśmy to obserwować w ostatnich latach. Przede wszystkim zarówno Merkel jak i Hollande są świadomi roli jaką pełnią oba państwa w procesie jednoczenia się Europy oraz, że w praktyce od nich zależy zarządzanie kryzysem w UE. Wymusi to złagodzenie stanowisk zarówno RFN, która od dłuższego czasu mówi również o konieczności pobudzenia wzrostu, choć rozumianego inaczej niż Francja, a sam Holland przy złej sytuacji gospodarczej własnego państwa nie będzie mógł wysuwać nierealnych żądań pod adresem Berlina, gdyż nie będzie w stanie ich długofalowo finansować. Wczorajsze dane dotyczące sytuacji gospodarczej w strefie euro potwierdzają konieczność intensywnego szukania kompromisu.
Podstawowym argumentem przemawiającym za stabilnym kontynuowaniem współpracy niemiecko-francuskiej jest jednak system nieformalnych połączeń pomiędzy tymi społeczeństwami oraz wypracowane mechanizmy polityczne obligujące obie strony do częstych kontaktów i konsultacji. Dzięki temu wymiana administracji w każdym z państwa nie ma egzystencjalnego znaczenia dla strategicznej kooperacji obu państw. Dowodzi tego historia współpracy socjalistycznego kanclerza Helmuta Schmidta z prawicowym prezydentem Valérym Giscardem d'Estaing czy późniejszej przyjaźni Helmuta Kohla z François Mitterrandem.
Nowa sytuacja wymaga intensywnych kontaktów i czasu na wypracowanie najbardziej odpowiedniej formy współpracy. Z tej perspektywy ciekawy będzie czerwcowy szczyt Rady Europejskiej, na którym przywódcy unijni będą dyskutować o wzroście gospodarczym. Jak duże różnice wypłyną w oficjalnych rozmowach i czy Francja będzie próbowała utworzyć koalicję państw popierających jej propozycje przeciwko Niemcom? Nawet jeżeli tak będzie to w długofalowej perspektywie oznacza to raczej korektę dotychczasowego kursu niż jego diametralną zmianę.
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.