Krzysztof Chaczko: Hola la Liga, adiós crisis!
Najwięcej wydanych pieniędzy tego lata. Najwyższe kontrakty. Największe gwiazdy światowego futbolu. Największe ambicje klubowych prezesów… i najwyższe bezrobocie w UE. Rusza piłkarska liga w Hiszpanii.
Jeśli bogowie bywają szaleni, to hiszpańscy prezesi klubów piłkarskich – pomyśleć by można – zupełnie powariowali. W czasie kryzysu ekonomicznego, który zachwiał gospodarką Hiszpanii, a przez to także finansami drużyn futbolowych – trudności odnotowały m.in. Deportivo, Valencia oraz Mallorca – łączna suma jakie wydały kluby hiszpańskie tego lata na transfery, wyniosła prawie 0,5 mld € (słownie: pół miliarda euro)! Cóż z tego, że według obliczeń ekonomistów, bezrobocie w Hiszpanii dobija do 20 proc. aktywnej zawodowo ludności, co oznacza ponad 4 mln osób bez pracy (najwyższy wynik w UE). Cóż z tego, iż liczba rodzin w których żaden z członków nie ma pracy szacowana jest już na milion. Piłkarska fiesta trwa w najlepsze.
Szaleństwo wydawania pieniędzy na transfery rozpoczął nie kto inny jak prezes Realu Madryt. Po nienajlepszym sezonie, a przede wszystkim haniebnej porażce na własnym stadionie z odwiecznym rywalem z Barcelony, na fotel szefa ,,Królewskich” powrócił po kilku latach Florentino Perez. ,,Biały Rekin” – jak go określił magazyn ,,Don Balon” – jeden z najbogatszych Hiszpanów, szef ogromnej firmy budowlanej, która wybrukowała Hiszpanię, ponownie postanowił podbić piłkarski świat. Określenie Pereza mianem ,,Biały Rekin”, nie jest bez racji. Stary-nowy prezes Realu Madryt ma niezwykły talent łowcy – jest w stanie ,,wykraść” niemal każdego zawodnika z najlepszych drużyn na świecie. W przeciągu zaledwie miesiąca pozbawił trzy świetne ligi swoich największych gwiazd. Z Anglii wyciągnął supergwiazdę Cristiano Ronaldo, z Włoch Kakę zaś z Francji Karima Benzemę. Dodając do tych transferów kilka drobniejszych – bo chyba tak należy określić pozostałe zakupy – prezes ,,Królewskich” wydał lekką ręką ponad 250 mln €, w tym prawie 100 mln € na jednego człowieka, bijąc wszelkie dopuszczalne rekordy piłkarskie. Przesadził? Tak m.in. stwierdził prezes AC Milan Silvio Berlusconi, określając wyczyn Pereza mianem ,,świętokradztwa w czasach kryzysu”. Przy czym, nie przeszkodziło mu to sprzedać – a jakże – szefowi ,,Królewskich” swojego najlepszego piłkarza (Kakę) za niezłą sumę 65 mln €. Ot szkopuł. Ale trzeba przyznać, gromy krytyki posypały się na głowę Pereza z wielu stron – od szefa UEFA poprzez Watykan a kończąc na biskupie Barcelony. Temu ostatniemu akurat nie ma się co dziwić. W końcu kibicuje Katalończykom.
Pomimo tego, iż najlepszy sezon w historii FC Barcelony mignął jak złoty sen, w Katalonii praktycznie na każdym kroku można odczuć dumę z wyczynu podopiecznych Josepa Guardioli. Powiewające przez całe wakacje na balkonach flagi ,,Dumy Katalonii” czy paradujące w koszulkach Barçy osoby o przekroju lat 5-50, przypominają, iż w takich historycznych momentach, o kryzysie ekonomicznym nie może być mowy. Zresztą popularna ,,Blaugrana”, także uległa gorączce wydawania galaktycznych pieniędzy i bez wahania wyłożyła prawie 70 mln € (45 mln € + Samuel Eto’o) za internacjonała Zlatana Ibrahimovica. A to nie jedyny zakup. I wszystko to przy wcześniejszych zapewnieniach prezesa klubu Joana Laporty o nieuleganiu szaleństwu rozkręconemu przez ,,Białego Rekina” z Madrytu. Co tam, przy założeniach o rekordowych w historii tego klubu wpływach do budżetu sięgających grubo ponad 400 mln €, można pozwolić sobie na ,,drobną” ekstrawagancję. Nawet przy długu wynoszącym około 200 mln €, sytuacja finansowa Katalończyków wydaje się być najbardziej optymistyczna w całej lidze. No ale jak podczas przedsezonowego tournee po Stanach Zjednoczonych, otrzymuje się prawie 2 mln € za kolejny rozegrany mecz z mało wymagającym przeciwnikiem zza Oceanu, to można z zadowoleniem spoglądać w przyszłość. Aż chce się powiedzieć nieco ironicznie, iż FC Barcelona funkcjonuje jak dobrze prosperująca maszyna do zarabiania pieniędzy, zupełnie zgodnie z dumnym motto klubu: ,,Més que un Club” (czyli, ,,Więcej niż Klub”).
Nie próżnowały rzecz jasna pozostałe kluby z Primera División. Trzecia ekipa poprzedniego sezonu FC Sevilla, zatrzymując wszystkie swoje dotychczasowe gwiazdy, ściągnęła za 10 mln € Didiera Zokore z Tottenhamu i zapowiedziała – co prawda po raz któryś – walkę o mistrzostwo Hiszpanii. Podobnie postąpiło Atletico Madryt, dorzucając do swojego i tak silnego składu, nowego – i w końcu klasowego – bramkarza Sergio Asenjo, lidera obrony Juanito oraz powracającą na Vincente Calderón, niedoszłą gwiazdę Antonio Reyesa. Interesujące wzmocnienia poczynił także skromny Espanyol Barcelona. Oprócz utalentowanego rozgrywającego Joana Verdú pozyskanego z Deportivo, klub sprowadził Izraelczyka Ben Sahara (co ciekawe, będzie to jedyna – nie biorę pod uwagę wiecznie rezerwowego Jerzego Dudka – licząca się postać, biegająca po hiszpańskich boiskach z polskim obywatelstwem) oraz Japończyka Nakamurę z Celticu. Ten ostatni – poza aspektami sportowymi – wydaje się być przysłowiowym strzałem w dziesiątkę, medialnym magnesem, przyciągającym (zamożnych) japońskich wielbicieli talentu piłkarza z Kraju Kwitnącej Wiśni. Już sama prezentacja nowego nabytku klubu – urządzona zresztą w stylu najbogatszych klubów ligowych – transmitowana była na żywo do Japonii. Gdy dodamy do tego świeżo postawiony, wspaniale prezentujący się stadion Espanyolu (Cornellà-El Prat), można po cichu spodziewać się niespodzianki po klubie, który wiecznie funkcjonuje w cieniu wielkiego rywala z Barcelony. Jeśli nie sportowej, to przynajmniej ekonomicznej.
We wstępniaku do specjalnego wydania najpopularniejszego piłkarskiego magazynu w Hiszpanii ,,Don Balon”, redaktorzy, nie bez dumy, określili swoją ekstraklasę mianem ,,la Liga de las Estrellas”, czyli ,,Ligą gwiazd”. Zupełnie słusznie. Największe gwiazdy światowego piłkarstwa wybrały w tym roku wyjątkowo kuszący Półwysep Iberyjski. ,,Na naszej ulicy świeci dziś słońce!” – powiada Sofronow. W Hiszpanii jest to szczególnie aktualne. Rozpoczynający się właśnie nowy sezon Primera División, będzie niewątpliwie najsilniejszym i zdaje się najbardziej gorącym sezonem w historii tej ligi. I to w momencie najgorszej od pół wieku sytuacji gospodarczej w tym kraju. Więc może właśnie w tym szaleństwie wydawania galaktycznych pieniędzy przez kluby piłkarskie, tkwi metoda. W końcu konstelacja piłkarska, która zaświeci nad równo przyciętymi murawami snującymi się u podnóża Pirenejów, z pewnością pozwoli zapomnieć o skutkach kryzysu ekonomicznego. Przynajmniej na 90 minut.
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.