Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Unia Europejska Łukasz Bardziński: Wujek Sam zamieszał w kotle bałkańskim

Łukasz Bardziński: Wujek Sam zamieszał w kotle bałkańskim


17 marzec 2008
A A A

Europa, która nie raz była przeciwna dominacji USA, miała uczynić poważny krok ku realizacji, być może, Stanów Zjednoczonych Europy. Czy więc Wujek Sam zamieszał w kotle bałkańskim, chcąc poparzyć nim europejskiego „przyjaciela”?

Sprawa Kosowa, od dawna była problematyczna, ale wraz z ogłoszeniem niepodległości stała się tematem numer jeden w dyskusji o stosunkach międzynarodowych.

Po zakończeniu wojen związanych z rozpadem byłej Jugosławii wydawać się mogło, że na Bałkanach zapanował spokój. Co pewien czas media informowały co prawda o hasłach niepodległościowych podnoszonych przez niektóre narody bałkańskie jednak kurs państw bałkańskich wydawał się dość klarowny - członkostwo w miłującej pokój Unii Europejskiej i pełna stabilizacja regionu.

Niestety, wygląda na to, że to były tylko pozory. Niepodległe Kosowo może stać się bowiem zaczątkiem kolejnej wojny bałkańskiej. Przy wybitnym udziale państw tak zwanego świata cywilizowanego.

Pierwszym orędownikiem niepodległości Kosowa były Stany Zjednoczone, jednak na pierwszego stabilizatora sytuacji wskazały już Unię Europejską.

Unię, która już od dawna miała problemy z wyklarowaniem wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. Znamiennej sytuacji wokół wojny w Iraku nie trzeba chyba w tym miejscu przypominać.

Tym razem jednak problem nie rozgrywa się na Bliskim Wschodzie, na innym kontynencie, a niemalże bezpośrednio u unijnych granic.

Zresztą i w samej Unii Europejskiej zdania w sprawie Kosowa były podzielone, od koncepcji wstrzymania się z uznaniem niepodległości Kosowa, poprzez stawianie warunków, aż po niepojęty entuzjazm do uznawania nowego tworu politycznego, który tak naprawdę, jeżeli przetrwa to z uwagi na biedę panującą w tym regionie, może na długie lata stać się utrzymankiem UE - mówiąc dosadniej pasożytem, którego w zasadzie przy udziale UE powołano do życia.

Niezależnie jakie motywy oficjalnie przyświecały USA w promowaniu niepodległości Kosowa, pewnym jest, że Wujek Sam, zafundował Europie problem na najbliższe lata dość poważny i wymagający współpracy w dziedzinie będącej jednym z największych mankamentów UE, czyli polityce zagranicznej i bezpieczeństwa.

W chwili kiedy Europa bliska jest podpisania traktatu będącego dużym krokiem do jej zjednoczenia, musi stanąć w obliczu czegoś, czego w swoim sąsiedztwie się nie spodziewała. Poważnej groźby wojny.

A jak wiadomo, USA zwiększały swoją potęgę zazwyczaj po wojnach światowych toczonych w dużej mierze na terenie Europy.

USA w swojej dominacji światowej czują już zagrożenie ze strony Chin, a Europa, która nie raz była przeciwna dominacji Ameryki, poza nielicznymi państwami – wyjątkami, miała uczynić poważny krok ku realizacji, być może, Stanów Zjednoczonych Europy.

Czy więc Wujek Sam zamieszał w Kotle Bałkańskim, chcąc poparzyć nim europejskiego „przyjaciela”? Trudno w tej chwili przedstawiać taką hipotezę, jednak, moim zdaniem, nie jest ona, bynajmniej, całkiem nieprawdopodobna.

Osobną kwestię stanowi ONZ i inne „projekty humanitarne” często pod auspicjami UE. Kiedy bowiem czytam o wycofywaniu się sił wprowadzonych przez ONZ z powodu zamieszek, napawa mnie trwoga.

Bo w końcu to ONZ miał zapewnić pokój na świecie, tymczasem nie potrafi ona nawet użyć brutalnej siły. Oczywiście, przemoc nie jest pożądana, ale chyba żaden realista nie powie, że dyplomacja rozwiąże wszystkie problemy.

Jeżeli chcemy wprowadzić pokój, często musimy egzekwować go przemocą, choćby po to by chronić ludność cywilną. Oczywiście i przy takich akcjach giną cywile, ale chyba innego rozwiązania w miejscu gdzie toczy się wojna, jak samemu wytoczyć wojnę tym którzy zagrażają pokojowi, nie ma.

Kiedy brakuje rozsądnych polityków umiejących w ciszy gabinetów rozwiązywać konflikty, należało by przynajmniej stworzyć siły pokojowe potrafiące ten pokój egzekwować .

„Chcesz mieć pokój, szykuj się na wojnę”- niestety opętane przez poprawność polityczną i tak zwany humanitaryzm, a w zasadzie, patrząc na Afrykę, wybiórczy humanitaryzm, europejskie elity zapomniały o tej starej prawdzie. Europa nie jest gotowa do wojny, nie jest więc gotowa do pokoju.